"Zbigniew S. to specyficzna i dziwna osoba. Ktoś go użył"

Mariusz Kamiński w "Jeden na jeden"
Mariusz Kamiński w "Jeden na jeden"
Źródło: tvn24

Prawdopodobnie ktoś przekazał Zbigniewowi S. sfotografowane akta z afery podsłuchowej i użył go oraz jego względnej popularności w internecie, żeby rozpowszechnić te dokumenty - powiedział w "Jeden na jeden" Mariusz Kamiński, wiceszef PiS, były szef CBA. W jego opinii działania prokuratury ws. wycieku są "nieporadne i niepoważne".

Kamiński zaznaczył, że doszło do przestępstwa, gdyż bez zgody prokuratury nie wolno ujawniać materiałów ze śledztwa. Ocenił jednak przy tym działanie prokuratury w tej sprawie jako "chaotyczne".

- Cały dzień pan S. brylował w mediach, wypowiadał się, zwoływał konferencje prasowe. Potem wieczorem pan prokurator generalny występuje w programie TVN24, gdzie jest pytany, dlaczego pan S. nie został zatrzymany. I nagle godzinę później dowiadujemy się, że pan S. został zatrzymany i postawiono mu zarzuty - mówił Kamiński.

- Co w takim razie prokuratura robiła przez cały dzień? (...) Widać nieporadność i brak powagi w jej zachowaniu - pytał wiceszef PiS.

W opinii Kamińskiego zaplanowane na środę wystąpienie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta w Sejmie jest kuriozalne, gdyż afera podsłuchowa wybuchła rok temu i wtedy trzeba było składać wyjaśnienia.

- Domagaliśmy się informacji w tej sprawie, od roku cisza. Nagle pan S. upublicznił materiały ze śledztwa i pan prokurator Seremet został wezwany przez marszałka Sikorskiego. Ale nie po to, aby wyjaśnić posłom, co się dzieje w tej sprawie, tylko po to, aby powiedzieć, jak doszło do ujawnienia akt ze śledztwa - powiedział Kamiński. - Jednocześnie pan marszałek zadbał o to, aby nie można było panu prokuratorowi generalnemu zadać żadnego pytania - dodał.

"Temat zastępczy"

Odnosząc się do Zbigniewa S., Kamiński stwierdził, ze to osoba dość barwna, specyficzna i dziwna. - Prawdopodobnie ktoś przekazał mu sfotografowane dokumenty z prokuratury i użył pana S. i jego względnej popularności w internecie, żeby rozpowszechnić dokumenty - powiedział Kamiński.

Dodał, że trudno przesądzić, jaki był cel osoby, która doprowadziła do upublicznienia akt ze śledztwa.

- To jest temat zastępczy. Istotą całej tej afery jest to, co jest na nagranych rozmowach i to, w jaki sposób prokuratura wyjaśnia tę sprawę (aferę podsłuchową - red.) - stwierdził Kamiński.

Jego zdaniem, robi to "skandalicznie". - Umarzane są kolejne wątki, a przecież każda z tych rozmów jest nie tylko kompromitująca politycznie i jest świadectwem upadku moralnego obozu władzy, ale tam są też dowody licznych przestępstw, które powinni być wyjaśniane przez prokuraturę, a są umarzane - powiedział Kamiński.

Wiceszef PiS zaznaczył, że prokuratura wymaga głębokiej reformy. - Mam nadzieję, że nowy rząd, nowa większość sejmowa uporządkuje jej sprawy - stwierdził.

Jego zdaniem, prokuratura powinna znów podlegać ministrowi sprawiedliwości, który powinien być prokuratorem generalnym.

- Rząd został pozbawiony głównego instrumentu do walki z przestępczością, a to rząd jest odpowiedzialny za jej zwalczanie. Co więcej, doprowadzono do tego, że powstała kolejna korporacja prawnicza z bardzo słabym ustawowo przywództwem w postaci prokuratora generalnego o słabych kompetencjach, który nie jest w stanie sterować tym istotnym instrumentem państwowym - powiedział Kamiński.

Prokuratorskie śledztwo

We wtorek Zbigniew S. został zatrzymany w sprawie publicznego rozpowszechniania wiadomości ze śledztwa w sprawie afery podsłuchowej, które prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga.

Na profilu S. opublikowano zdjęcia kilkunastu tomów akt.

Przed godziną pierwszą w nocy z wtorku na środę Zbigniew S. opuścił prokuraturę. Jak powiedział dziennikarzom, usłyszał zarzut bezprawnego upublicznienia informacji ze śledztwa.

Rzecznik prokuratury okręgowej Przemysław Nowak powiedział, że S. odmówił składania wyjaśnień.

- Wydał jedynie krótkie oświadczenie. Prokurator zastosował wobec niego środki zapobiegawcze o charakterze wolnościowym, w tym zakaz prowadzenia działalności polegającej na publicznym rozpowszechnianiu wiadomości z postępowania przygotowawczego, dozór policji i zakaz opuszczania kraju - wyjaśnił.

Za publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia materiałów ze śledztwa grozi grzywna, ograniczenie wolności lub kara do lat dwóch pozbawienia wolności.

Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Dotyczy ono podejrzenia bezprawnego upublicznienia informacji z postępowania praskiej prokuratury, a nie wycieku materiałów z akt sprawy.

Śledztwo ma też odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób osoba, która upubliczniła fotokopie, uzyskała je.

Autor: MAC//rzw / Źródło: tvn24

Czytaj także: