Przedstawia się jako wrocławski student i umieszcza w sieci amatorskie nagrania, ilustrujące jego "eksperyment". Za cel postawił sobie, by przeżyć miesiąc za 31 zł. A grono internautów obserwuje efekty i daje mu rady.
- Czuję się dziś wyjątkowo podle, jakby przejechało po mnie stado koni, a żołądek został skopany przez Khalidova - relacjonuje kolejny dzień swojego eksperymentu Kewin. - Mam zamiar przeżyć cały październik za 31 zł, czyli złotówkę dziennie. Póki co, idzie świetnie - napisał na początku miesiąca na swoim kanale na YouTube.
- To był kaprys. Chciałem pokazać, że można – opowiada o swojej próbie chłopak, który przedstawia się jako student wrocławskiej bioinformatyki, Kewin. - Taka dieta zmusza do myślenia, zacząłem się bardziej zastanawiać nad tym, co jem i za ile - opowiada.
Zainspirował go inny wrocławianin, który postanowił wydać na miesięczne posiłki tylko 50 zł. Informowały o tym media. - Poddał się po 19 dniach, więc jestem lepszy, mimo mniejszej kwoty – śmieje się nasz rozmówca.
I wymienia swoje zasady: - nie przyjmuje jedzenia od innych, - każdy zakup ilustruje paragonem, - codziennie coś je.
- Głodówka nie wchodzi w grę - stwierdza w rozmowie z tvn24.pl.
"Na śniadanie witaminy, na kolację nic"
Co robi, żeby prawie nic nie wydać?
Jak mówi, rano łyka witaminy, które kupił wcześniej. Później je tylko obiady.
- Trzeba się nachodzić. Sprawdzać ceny, szukać. I przede wszystkim: ważyć. Wszystko, co na wagę, jest dużo tańsze – zwraca uwagę. Na nagraniach pokazuje swoje potrawy: gołąbki, zupa cebulowa, papryka nadziewana, warzywa z curry czy placki z cukinii... Brzmi smacznie? Ale w mieszkaniu podobno jest pusta lodówka, brak soli, cukru czy oleju.
- Najdroższe są oczywiście mięso i nabiał, więc przede wszystkim wybieram warzywa. Ale i tu trzeba uważać, bo sklepy robią nas w konia - twierdzi. - Jednego dnia widziałem marchewkę za 58 groszy, a za kilka dni "wielką promocję" i znowu marchewkę, ale tym razem już za 78 gr. Dla innych to bez znaczenia, ale ja liczę każdy grosz - podkreśla.
Na początku "eksperymentu" miał ważyć ponad 120 kg. Przekonuje, że schudł już 12. - Ale w sumie jem żeby żyć, a nie żyję, żeby jeść. Po 31 dniach wolałbym jednak uniknąć efektu jojo - dodaje.
"Drażnią mnie zapiekankami"
Nie zawsze jest mu łatwo wytrzymać.- Znajomi mnie wspierają, ale też prowokują. Na uczelnianej stołówce kupują zapiekanki i drażnią, podsuwając mi pod nos. Mówią "ładnie pachnie, jaki smak" - opowiada Kewin.
Wspomina, że przed eksperymentem zjadł pizzę, mozarellę, pił mleko i piwo. Koszt tego jedzenia: 24 zł. A październik to już zupa z ziemniaków, cebuli, marchewki, pieczarek i makaronu na wagę (koszt: 99 gr) lub barszcz za 68 gr, z samych buraków.
Dietetyk: To niezbyt mądre
Kewin czasem informuje swoich widzów, że czuje się słabo. W rozmowie z nami przyznaje jednak, że eksperyment to dla niego głównie dobra zabawa.
- Jeżeli ostro ograniczamy naszą dietę i nie dostarczamy organizmowi najpotrzebniejszych składników, jakimi zdecydowanie są białka i tłuszcze, to nie wydaje mi się to mądre. Nie można opierać diety na samych warzywach - komentuje Joanna Grączewska, dietetyk. - 12 kilogramów mniej pewnie oznacza pozbycie się nie masy tłuszczowej, a mięśni.
Zaznacza, że niedobór białka, niejedzenie śniadań, rezygnacja z tłuszczów, w których rozpuszczają się witaminy - wszystko może wpłynąć na osłabienie odporności.
- Dobrze, że chociaż samopoczucie Kewina jest dobre. Taki jadłospis na dłuższą metę byłby bardzo szkodliwy. Po miesiącu jedzenia tak ubogich posiłków jedyne, co może go spotkać, to efekt jojo - dodaje dietetyk.
Autor: bieru/mz/roody / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: 31wportfelu