18-letni Marek, który chorował na białaczkę, zmarł we wtorek wieczorem. Do jego uratowania potrzeba było bardzo drogiego leku. Po emisji materiału w Faktach TVN w ciągu doby udało się zebrać pół miliona złotych. Stan chłopca pogorszył się jednak na tyle, że nie mógł już przyjąć sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych leku.
- Marek zmarł we wtorek w godzinach wieczornych. Lekarzom nie udało się podać mu leku, który mógł go uratować. Nie pozwoliły na to wyniki chłopca - poinformowała Anna Czujko z Fundacji "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową".
Marek, gdy zachorował na białaczkę miał 12 lat. Od tej pory jego życie kręciło się wokół przyjmowania kolejnych dawek lekarstw i walki z postępującą chorobą. W tej walce chłopcu pomagał jego ojciec. - Marzenia mam wielkie. Mam nadzieję, że to spełnię. Chcę żeby mój syn wyzdrowiał - mówił pod koniec października pan Józef.
Błyskawiczna zbiórka i pogarszający się stan zdrowia
Szansą na wyzdrowienie miało być 28 ampułek leku sprowadzonego z USA. Ten kosztował pół miliona złotych. Lek zawiera przeciwciała, które miały uruchomić układ odpornościowy Marka. Prawie całą kwotę udało się zebrać w jedną noc, po emisji materiału w Faktach TVN. Leku nie udało się już jednak podać 18-latkowi. Nie pozwolił na to jego pogarszający się stan.
Pogrzeb Marka odbędzie się w piątek, 20 listopada, na cmentarzu komunalnym w Koźlu.
Lek może uratować kogoś innego
Zakupiony lek może uratować inne życie. - Ma długi termin przydatności. Na pewno się u nas nie zmarnuje. Za chwilę może się pojawić ktoś, komu będzie bardzo potrzebny - zaznacza Czujko.
Chłopiec leczył się we Wrocławiu:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN