W sprawie domu dziecka prowadzonego przez siostry boromeuszki zawinili wszyscy dookoła: nauczyciele, lekarze, ci którzy nie kontrolowali ośrodka - oceniła w TVN24 Justyna Kopińska, która w Dużym Formacie "Gazety Wyborczej" opisywała koszmar w sierocińcu w Zabrzu.
- Dzieci przychodziły do szkoły brudne, posiniaczone, ale nauczyciele niczego nie zauważali. Podobnie jak lekarze, do których dzieci były przywożone po próbach samobójczych czy pobiciach - mówiła Kopińska.
- Zawiniły też osoby kontrolujące ośrodek. Do 2007 r. nie był on kontrolowany (pod względem oświatowym kontroluje go MEN - red.). Ewentualnie mógłby być też kontrolowany przez zakon, a jeśli tak nie było, to zawiniły także osoby, które były w zakonie - dodała.
W jej opinii, 45 ośrodków podobnego typu, jak ten prowadzony przez siostry boromeuszki, jest w Polsce poza kontrolą. - 39 z nich jest typu zakonnego, pozostałe świeckiego - powiedziała Kopińska.
Dzieci niechciane
Wyjaśniła, że do sierocińca w Zabrzu trafiały dzieci niechciane. - Siostry mówiły do tych dzieci: "twoja stara jest narkomanką", "twoja matka jest pijaczką". To były dzieci z rodzin, których nikt naprawdę nie chciał, a siostry uniemożliwiały im adopcję - powiedziała Kopińska.
Po reportażu otrzymała ponad tysiąc maili od osób, które chciały adoptować dzieci z sierocińca sióstr boromeuszek, ale zakonnice nie wyrażały zgody.
- Utrudniały kontakty, nie pozwalały, aby dzieci dostawały od tych osób słodycze, zabawki - stwierdziła Kopińska.
Podkreśliła, jak bardzo zaskoczyło ją, że podczas procesu siostra Bernadetta, dyrektorka ośrodka, nie wykazała pokory, żalu z powodu losu chłopców. - Wina całego społeczeństwa tkwi w tym, że tak bezrefleksyjnej osobie pozwoliliśmy kontrolować życie chłopców przez kilkadziesiąt lat - powiedziała Kopińska.
- Nie czuła, że robi coś złego, podobnie, jak chłopcy, którzy tam trafili, bo w swoich rodzinach też byli bici. W zeznaniach mówili, że może siostra chciała dobrze, tak ich bijąc. Nie widzieli różnic między dobrem a złem - dodała.
Podkreśliła, że niektóre dzieci wychowane metodami sióstr boromeuszek, jako dorośli stawały się przestępcami.
- W swoim reportażu chciałam pokazać przykład Tomasza, który po wyjściu z ośrodka sióstr boromeuszek zgwałcił i zamordował małego chłopca. Psycholog określił, że nie ma zaburzeń pedofilnych, a jego życie i osobowość ukształtował pobyt w ośrodku sióstr boromeuszek - powiedziała Kopińska.
I dodała: - Brak naszej reakcji przez kilkadziesiąt lat spowodował, że powstała taka osoba, jak Tomasz.
Nie stawiła się w więzieniu
W 2007 r. w Sądzie Rejonowym w Zabrzu rozpoczął się proces przeciwko siostrze Bernadetcie, dyrektorce ośrodka, oraz siostrze Franciszce, wychowawczyni grupy chłopców. Oskarżono je o przemoc fizyczną i psychiczną oraz podżeganie do gwałtów na wychowankach. Z zeznań świadków wynika, że siostry biły dzieci prawie codziennie, często do krwi i wyzywały je.
Trzy lata później sąd uznał siostrę Bernadettę i siostrę Franciszkę za winne przemocy psychicznej i fizycznej wobec wychowanków oraz podżegania do aktów pedofilskich. Siostra Bernadetta została skazana na dwa lata więzienia w zawieszeniu, natomiast siostra Franciszka na osiem miesięcy w zawieszeniu.
Rok później sąd apelacyjny zaostrzył karę wobec dyrektorki ośrodka i skazał ją na dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności. W czwartek Sąd Rejonowy w Zabrzu zajmie się rozpatrzeniem wniosku siostry Bernadetty o warunkowe zawieszenie tej kary.
Zakonnica miała stawić się do więzienia we Wrocławiu, ale nigdy tego nie zrobiła - jej pełnomocnik wysyła do sądu pisma, w których powołuje się na zły stan zdrowia, który ma uniemożliwiać siostrze Bernadetcie odbywanie kary.
Autor: MAC//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24