Przewodniczący podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej Wacław Berczyński przesłał do MON pismo, w którym złożył rezygnację z funkcji. W czwartek po południu minister Antoni Macierewicz przyjął dymisję.
O rezygnacji Berczyńskiego napisał jako pierwszy portal wpolityce.pl, informując, że ma on przebywać obecnie w swoim domu w Stanach Zjednoczonych.
Pełniącym obowiązki przewodniczącego komisji będzie dr Kazimierz Nowaczyk - poinformowało MON. Kazimierz Nowaczyk do tej pory był I zastępcą przewodniczącego podkomisji.
"Pismo, które dziś otrzymałem"
Minister Antoni Macierewicz na Twitterze opublikował pismo, jakie otrzymał od Wacława Berczyńskiego.
"Przyjmuję dymisję dr. W. Berczyńskiego, dziękuję za pracę" - napisał szef resortu obrony.
Pismo, które dziś otrzymałem. Przyjmuję dymisję dr.W.Berczyńskiego, dziękuję za pracę i powierzam zadanie przew. dr.inż. K.Nowaczykowi. pic.twitter.com/ttsXHDooea
— Antoni Macierewicz (@Macierewicz_A) April 20, 2017
W Radiu Maryja powiedział wieczorem, że Berczyński pozostaje członkiem podkomisji, ale nie będzie wykonywał funkcji administracyjno-reprezentacyjnych. Szef MON powiedział, że w czwartek rano otrzymał list elektroniczny od Berczyńskiego, który "z ubolewaniem stwierdził, że ze względów osobistych, głównie rodzinnych i zdrowotnych, niestety nie będzie mógł dłużej realizować obowiązków przewodniczącego".
- Oczywiście pozostaje członkiem tego zespołu, będzie nadal pracował z komisją i całą swoją wiedzę przekazywał do dyspozycji komisji, ale już funkcji - nazwijmy to - takich administracyjno-reprezentacyjnych ze względu na konieczność dłuższego pozostania w Stanach Zjednoczonych, właśnie ze względów rodzinnych i zdrowotnych (...) pełnić nie będzie mógł - wyjaśnił Macierewicz. Szef MON podkreślił, że Berczyński od 2011 r. odgrywał fundamentalną rolę w powiększeniu wiedzy o tragedii smoleńskiej. - Za dotychczasowy wkład pracy serdecznie mu dziękuję. Najchętniej powiedziałbym: dziękuję, Wacku, w imieniu służby. Naprawdę, wykonałeś olbrzymią pracę. Mam nadzieję, że rychło powrócisz do pełnej aktywności w zespole badającym tragedię smoleńską i wtedy, kiedy będzie podpisywany raport końcowy, będziesz mógł to sygnować wraz z pozostałymi członkami - mówił Macierewicz.
"To ja wykończyłem caracale"
W opublikowanym w piątek wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" Berczyński, który jest przewodniczącym rady nadzorczej remontujących śmigłowce Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1, stwierdził: "To ja wykończyłem caracale. Znam się na tym, znam się na śmigłowcach, znam się na lotnictwie".
Według przytoczonej przez "DGP" relacji Berczyńskiego, minister Antoni Macierewicz miał mu powiedzieć: "Bądź moim pełnomocnikiem w sprawie śmigłowców", miano mu też zaproponować pracę w WZL-1.
MON się odcięło
MON oświadczyło wówczas, że powodem rezygnacji z podpisania kontraktu na śmigłowce Caracal było niewypełnienie zobowiązań offsetowych.
"Rezygnacja z kontraktu na śmigłowce Caracal nastąpiła na skutek niewywiązania się z zobowiązań offsetowych przez stronę francuską. Procedura offsetowa (...) realizowana była przez ministra właściwego do spraw gospodarki (aktualnie Ministra Rozwoju i Finansów). Minister Gospodarki Zarządzeniem z dnia 22 grudnia 2014 r. powołał Zespół do zbadania ofert offsetowych" - napisała w oświadczeniu rzeczniczka MON mjr Anna Pęzioł-Wójtowicz.
Jak dodała, "pan Wacław Berczyński nie był członkiem Zespołu (...), nie wypowiadał się na ten temat, nie informował ministra obrony narodowej o swoim stanowisku i nie miał żadnych podstaw do wpływania na kształtowanie się decyzji Ministerstwa Rozwoju i Finansów".
Czego nie było w oświadczeniu MON?
"Dziennik Gazeta Prawna" doniósł w czwartek, że oświadczenie wydane przez MON zawiera istotne luki.
Przyznał, że Wacław Berczyński nie był członkiem zespołu offsetowego i zapewne nie miał możliwości wpływania na ministra rozwoju. "Nie zmienia to jednak faktu, że na przełomie lat 2015 i 2016 wystosował on prośbę do Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej (jednostka prowadząca postępowanie na śmigłowce), by móc zapoznać się z wyżej wspomnianą dokumentacją" - informuje gazeta. Berczyński - według "DGP" - dostał wówczas odpowiedź odmowną z powodu braku poświadczenia dostępu do informacji niejawnych.
Po pewnym czasie miał jednak wrócić do Inspektoratu Uzbrojenia już z upoważnieniem (najpewniej ministra obrony). Jednak - jak relacjonuje "DGP" - dokumentacja trwającego prawie cztery lata postępowania liczy nieco ponad 100 tys. stron. Jak informuje rozmówca gazety, "by zbadać takie postępowanie, zespół 10 biegłych rewidentów musiałby poświęcić temu co najmniej kilka miesięcy".
W tej sytuacji Berczyński miał zrezygnować z całościowego sprawdzania postępowania. Jednak w kolejnych miesiącach wysyłał pisma z prośbą o wybrane dokumenty i otrzymywał je do wglądu.
Autor: mart//rzw / Źródło: PAP, TVN 24