Sondaże: reforma Renziego odrzucona. Premier podaje się do dymisji. "Przegrałem"


Premier Włoch Matteo Renzi, którego rząd przegrał w niedzielę referendum konstytucyjne, ogłosił, że podaje się do dymisji i złoży ją w poniedziałek na ręce prezydenta Sergio Mattarelli. Szef rządu wziął na siebie pełną odpowiedzialność za tę porażkę.

O 23 zamknięto lokale, w których Włosi głosowali w niedzielnym referendum konstytucyjnym. Powszechnie odbierano je jako plebiscyt poparcia dla rządu Matteo Renziego. Pierwsze wyniki sondaży exit polls wskazują, że rządowa reforma została odrzucona.

Według sondażu exit poll dla telewizji RAI przeciwko zmianom głosowało od 57 do 61 procent wyborców, a poparło je 39-43 proc.

Premier do dymisji

Podczas spotkania z dziennikarzami w Kancelarii Premiera, Palazzo Chigi w Rzymie, o północy z niedzieli na poniedziałek, Renzi przyznał, że zwycięstwo przeciwników zmian w konstytucji jest bardzo wyraźne. "Nie udało się nam. Otrzymaliśmy miliony głosów, które robią wrażenie, ale były niewystarczające. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność za porażkę" - powiedział. Następnie oświadczył: "Kończy się doświadczenie mojego rządu". Renzi mówił: "Przegrałem (...) Chciałem zredukować liczbę foteli w polityce, a koniec końcem ten, który zostanie opuszczony, jest mój". "Wierzę w demokrację, odchodzimy bez żalu" - zapewnił.

Premier poinformował, że w poniedziałek po południu uda się do Pałacu Prezydenckiego, by złożyć dymisję. Zadeklarował też: "Z instytucjonalną przyjaźnią i wielkim uśmiechem oraz uściskiem powitam mojego następcę, ktokolwiek nim będzie". Podkreślił, że przyszłemu premierowi przekaże "długą listę rzeczy", które zostały już zrobione i które należy zrobić. Matteo Renzi złożył gratulacje ugrupowaniom opozycji, które nawoływały do głosowania za odrzuceniem zmian w konstytucji. Na zakończenie 11-minutowego wystąpienia szef rządu nie krył wzruszenia, choć wcześniej mówił: "Można przegrać referendum, ale nie można stracić dobrego humoru".

Co zrobi prezydent?

Opozycja apeluje o natychmiastowe rozpisanie przedterminowych wyborów. Obecnie niewiadomą pozostaje, jaką decyzję podejmie prezydent Mattarella. Komentatorzy zwracają uwagę, że szef państwa ma dwie możliwości. Mattarella może przekonać Renziego, by przemyślał swą decyzję i poprosił o wotum zaufania dla swego rządu w parlamencie po to, by jego gabinet mógł dokończyć pracę nad budżetem i reformą ordynacji wyborczej. Jeśli zaś szef rządu potwierdzi zamiar dymisji po tym, jak stanowczo ogłosił to w nocy, prezydent przyjmie ją i tym samym rozpocznie się kryzys rządowy.

Skomplikowane pytanie

Odbywające się w niedzielę referendum we Włoszech dotyczyło 47 zmian w konstytucji. Musiały one być zatwierdzone przez społeczeństwo właśnie w drodze głosowania powszechnego.

"Czy aprobuje Pan/Pani tekst ustawy konstytucyjnej dotyczącej rozporządzenia o zniesieniu równorzędnej dwuizbowości, zmniejszenia liczby parlamentarzystów, ograniczenia kosztów funkcjonowania instytucji, likwidacji Krajowej Rady Ekonomii i Pracy, rewizji piątego paragrafu II części Konstytucji?" - na pytanie o tej treści musieli odpowiedzieć Włosi. Część konstytucjonalistów krytykowało tę formę pytania, zarzucając nadmierną złożoność.

O co chodziło w reformie?

Reforma przyjęta z inicjatywy rządu Renziego zakładała przede wszystkim zniesienie jednakowych uprawnień Senatu i Izby Deputowanych. Licząca obecnie 315 mandatów izba wyższa stałaby się faktycznie radą regionów, w której zasiadałoby 95 ich przedstawicieli, w tym 21 burmistrzów miast, a także pięciu senatorów mianowanych przez prezydenta na 7 lat. Zredukowane zostałyby polityczne kompetencje Senatu, który nie głosowałby już nad wotum zaufania i nieufności dla rządu. Zdecydowaną większość ustaw uchwalałaby odtąd tylko Izba Deputowanych. Nie byłoby zjawiska nazywanego przez Matteo Renziego "ping-pongiem", czyli odsyłania ustaw z jednej izby do drugiej.

Ważna decyzja

Kampania ws. reformy konstytucyjnej trwała bardzo długo. Mimo to wiele sondaży wskazywało, iż część społeczeństwa nie do końca wiedziała, o co chodzi w reformie. W wypowiedziach dla mediów niektórzy podkreślali, że nigdy wcześniej nie poświęcili tak dużo czasu na przeczytanie materiałów wyjaśniających istotę reformy.

Głosowanie traktowano de facto jako plebiscyt poparcia dla rządu Matteo Renziego. Do głosowania na "nie" nawoływała cała opozycja, od prawicowej Ligi Północnej i Forza Italia po populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd i lewicę. Według nich Renzi dążył do zdobycia większej władzy. Sam szef rządu początkowo deklarował, że jest gotów ustąpić w przypadku przegranej i odejść z polityki. Później łagodził swoje zapowiedzi. Zaznaczał jednak, że nie zamierza trzymać się kurczowo fotela premiera, gdy w rzeczywistości nie będzie mógł nic zrobić.

Odejście Renziego z polityki rodzi zagrożenie, że do władzy dojdzie populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd (Movimento Cinque Stelle) utworzony przez komika Beppe Grillo. Polityk zapowiadał wielokrotnie, że kiedy dojdzie do władzy, wyprowadzi Włochy ze strefy euro.

Wynik referendum może wpłynąć na rynki finansowe. Oznaczałoby to także zmiany ceny złotego.

Podejrzane ołówki

O tym, jak wielkie emocje budziło niedzielne głosowanie, świadczy m.in. włoski spór o ołówki. Z niektórych regionów napływały doniesienia, że zapis ołówkami stosowanymi do wypełniania kart do głosowania jest łatwo ścieralny.

W związku z falą apeli i komentarzy, sugerujących niekiedy, że może za tym kryć się oszustwo wyborcze, włoskie MSW w komunikacie zapewniło - powtarzając zapewnienia producenta - że ołówki są niezmywalne i są "przeznaczone wyłącznie do głosowania na karcie wyborczej". To zaś oznacza, podkreśla się, że zapis ten można łatwo zetrzeć ze zwykłej kartki papieru, ale nie z karty do głosowania.

Autor: kło//rzw,ja / Źródło: PAP, tvn24.pl