Postępowanie dyscyplinarne ma czworo funkcjonariuszy. To policjantka i policjant, którzy stwierdzili, że w lokalu "jest czysto", chociaż w wersalce były ukryte zwłoki zamordowanej Kai, także dwóch funkcjonariuszy, którzy - w teorii - wcześniej usiłowali odnaleźć zaginioną, ale w praktyce niewiele zrobili.
Nie byli szczególnie doświadczeni. Pod drzwiami mieszkania na łódzkim Teofilowie pojawił się policjant z pięcioletnim stażem i zatrudniona półtora roku wcześniej partnerka. W sporządzonej później notatce stwierdzili, że czuli fetor wydobywający się z mieszkania. Ponieważ nikt nie otwierał, zadzwonili po straż pożarną.
Strażacy za pomocą podnośnika weszli do lokalu na czwartym piętrze. Tylko oni, bo policjanci do środka się nie pofatygowali.
Strażacy powiedzieli, że w lokalu są rzeczy Kai. Zauważyli też tablet, który wynieśli na prośbę sióstr 20-latki.
- Chcieliśmy sprawdzić, czy może do kogoś wysyłała wiadomości. Miałyśmy nadzieję, że może historia ostatnio przeglądanych strony rozwiąże zagadkę. Niestety tablet był rozładowany. Policjanci powiedzieli wtedy, że tablet musi wrócić na miejsce, bo właściciel mieszkania oskarży ich o kradzież - opowiada przed kamerą TVN24 Elżbieta Łukasik, siostra zabitej.
Policjanci w notatce stwierdzili, że w lokalu nie było nikogo, a oględziny odbyły się "z udziałem funkcjonariusza straży pożarnej".
- Nie wykonali swoich obowiązków, które jasno wskazują, że czynności muszą wykonać osobiście. Zamiast tego posiłkowali się wiedzą pozyskaną od strażaka - informuje inspektor Joanna Kącka z łódzkiej policji.
Funkcjonariusze zostali zawieszeni w obowiązkach na najbliższy miesiąc. W czasie postępowania dyscyplinarnego może im grozić nawet wyrzucenie ze służby. Ale nie tylko im.
Patrzyli i nie widzieli
Ze swojej pracy przy sprawie 20-letniej Kai tłumaczyć się będzie też dwóch policjantów, którzy mieli zbadać sprawę zaginięcia kobiety.
To oni mieli - na prośbę funkcjonariuszy z komendy w Zduńskiej Woli, która zajmowała się sprawą zaginięcia Kai - sprawdzić, czy kobieta przebywa w lokalu wynajmowanym przez partnera (gdzie zresztą została później znaleziona martwa).
- Funkcjonariusze sporządzili notatkę, z której wynika, że w lokalu nikogo nie było. Jest też informacja, że zapytali sąsiadów o poszukiwaną, a ci stwierdzili, że nie widzieli jej od jakiegoś czasu - opowiada Joanna Kącka.
Co zatem zrobili nie tak? Przede wszystkim w notatce nie ma informacji, z którymi sąsiadami rozmawiali policjanci. Funkcjonariusze nie zająknęli się też o tym, że w lokalu (na klatce schodowej i windzie) zainstalowane są kamery, które - jak się okazało później - dostarczyły ważnych dowodów w sprawie.
Wspomniani policjanci wciąż pełnią służbę. Nie zostali zawieszeni.
Chronologia dramatu
Kamery zainstalowane w bloku przy ul. Rojnej w Łodzi pozwoliły na odtworzenie tego, co działo się z Kają, jej synem i prawdopodobnym oprawcą. Kobieta po raz ostatni jest widoczna na nagraniu 14 sierpnia. Wraca wtedy do Łodzi z rodzinnej Zduńskiej Woli, gdzie widziała się z siostrami.
15 sierpnia kamery nagrywają tylko 29-letniego Artura Walasa Kleibora (partnera Kai, który był wcześniej skazany za brutalny gwałt w Anglii) oraz 2,5-letniego Brajana - syna zabitej.
16 sierpnia kamery "widzą", jak Walas Kleibor oraz syn zabitej wyjeżdżają do Zduńskiej Woli. Tam 29-latek pozostawia dziecko pod opieką siostry zamordowanej. Mężczyzna nie wraca już do domu w Łodzi.
17 sierpnia rodzina zgłasza zaginięcie Kai. Tego samego dnia o pomoc w tej sprawie występują do łódzkich policjantów funkcjonariusze ze Zduńskiej Woli.
18 sierpnia dwóch policjantów z II komisariatu w Łodzi idzie do lokalu przy Rojnej. Tam sporządzają notatkę.
19 sierpnia pod drzwiami, za którymi leży schowana w kanapie zamordowana Kaja, pojawiają się jej siostry. Wzywają policję, a ta straż pożarną. Strażacy nie znajdują ciała.
Tydzień później, 26 sierpnia, w lokalu po raz kolejny pojawiają się policjanci. Tym razem znajdują ciało zabitej, które jest już w stanie zaawansowanego rozkładu.
Oczywiste błędy
- Oczywistym jest, że w tego typu sprawach policjanci powinni zaglądać do tapczanów, pawlaczy, komórek - podkreśla.
Dodaje, że bulwersujące w tej sprawie jest też to, iż funkcjonariusze poważnie nie zainteresowali się sprawą, kiedy prawdopodobny morderca odwiózł 2,5-letnie dziecko poszukiwanej do rodziny.
Śledztwo w sprawie morderstwa prowadzi łódzka prokuratura.
- Kobieta została brutalnie zamordowana. Niezależnie od działań w tej sprawie wyłączone zostały materiały w sprawie niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy policji - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
W niedzielę minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro podkreślił, że "nie można godzić się na opieszałość, czy rutynę" policjantów.
Jak dodano, minister jest w stałym kontakcie z KGP.
Artur Walas Kleibor jest poszukiwany listem gończym. 29-latek jest formalnie podejrzany o zabójstwo, za co grozi mu dożywocie.
Min. @mblaszczak polecił Kom. Gł. Policji objęcie osobistym nadzorem sprawy śmierci 20-latki w Łodzi. Minister jest w stałym kontakcie z KGP
— MSWiA (@MSWiA_GOV_PL) 28 sierpnia 2017
Autor: bż/sk / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: facebook