- Mimo niedogodności wynikających z upływających terminów wypowiedzeń lekarzy w niektórych szpitalach, chorzy są bezpieczni - zapewnia wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Najtrudniejsza sytuacja panuje w Częstochowie, Radomiu i Łomży.
Wiceminister zdrowia poinformował, że wszędzie, gdzie zachodzi konieczność ewakuacji pacjentów, są oni przewożeni ambulansami z odpowiednim sprzętem, także reanimacyjnym; a karetki dla noworodków wyposażone są w inkubatory.
Piecha podkreślił, że kierownictwo szpitala najpierw stara się umieścić chorych na innych oddziałach, a dopiero w ostateczności decyduje o ich przeniesieniu do innej placówki. - O bezpieczeństwo pacjentów się nie obawiam. Są przewożeni kilka, kilkadziesiąt kilometrów dalej, w ambulansie wyposażonym w odpowiedni sprzęt. Ale jest to niedogodność, która może niepokoić, zwłaszcza rodziny chorych - powiedział Piecha.
Według rzecznika resortu zdrowia Pawła Trzcińskiego, ministerstwo cały czas kontaktuje się z władzami lokalnymi, które są - jak podkreślił - zobowiązane do zapewnienia bezpieczeństwa pacjentom. Dodał, że od dawna były opracowane plany ewakuacji.
Na pytanie, dlaczego OZZL podaje większą niż resort zdrowia liczbę regionów, w których jest problem z wypowiedzeniami lekarzy, powiedział, iż "OZZL nie po raz pierwszy zawyża dane".
W Częstochowie - ewakuacja pacjentów
W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie na ewakuację czeka 8 pacjentów. To głównie leczeni na oddziale intensywnej terapii, podłączeni do specjalistycznego sprzętu oraz noworodki z oddziału patologii ciąży, wymagające przebywania w inkubatorach. Ewakuacja ma się zakończyć do północy.
Rodziny osób przebywających w szpitalu mówią o obawie, że nie będą w stanie dojeżdżać do swoich bliskich, trafiają oni bowiem do odległych placówek w Katowicach, Sosnowcu i Jastrzębiu. Oddalone są one od Częstochowy o 80-100 km.
Powodem decyzji o ewakuacji - podjętej w sobotę popołudniu przez dyrekcję szpitala - był brak porozumienia z 84 lekarzami, którym z końcem września upływa termin złożonych wypowiedzeń umów o pracę. Lekarze warunkowali swój powrót do pracy otrzymaniem podwyżek, których dyrekcja - ze względu na stan finansów placówki - odmówiła.
Łącznie przewiezionych będzie ok. 40 częstochowskich pacjentów Według zastępcy dyrektora szpitala ds. lecznictwa Kazimierza Pankiewicza, w ramach ewakuacji w ciągu dwóch dni do dysponujących wolnymi miejscami na oddziałach o tym samym bądź zbliżonym profili szpitali w Częstochowie i na Śląsku indywidualnie przewiezionych karetkami ma zostać łącznie ok. 40 pacjentów.
Są to wybrane osoby leczone dotąd na oddziałach, w których odejście lekarzy spowoduje, że zapewnienie specjalistycznej opieki nad ciężko chorymi, mogłoby okazać się niemożliwe. Pozostali pacjenci przed poniedziałkiem zostaną przeniesieni na inne oddziały szpitala i powierzeni opiece lekarzy, którzy nie złożyli wypowiedzeń.
Brak porozumienia z dyrekcją lekarze tłumaczą wycofaniem się drugiej strony z wcześniejszej oferty. Jeszcze w sobotę rano dyrektor miał proponować wszystkim odchodzącym 1 tys. zł podwyżki oraz powrót do pracy w poniedziałek i złożenie kolejnego trzymiesięcznego wypowiedzenia. Później miał jednak wycofać propozycję podwyżki.
Od poniedziałku przestanie pracować łącznie osiem szpitalnych oddziałów i zakład radiologii. To efekt decyzji rady społecznej szpitala, która wobec braku porozumienia, wnioskowała do wojewody o zawieszenie na miesiąc pracy ośmiu zagrożonych brakiem lekarskiej obsady oddziałów i zakładu radiologii.
Czasowe zamknięcie m.in. oddziałów: patologii i intensywnej terapii noworodka, pediatrii oraz chirurgii dzieci, a także neurochirurgii i intensywnej opieki medycznej dorosłych, ma umożliwić szpitalowi jego dalsze funkcjonowanie; spełnienie lekarskich postulatów mogłoby bowiem doprowadzić do utraty jego płynności finansowej.
Upływające z końcem września wypowiedzenia złożyło 84 spośród 173 pracujących tam dotąd lekarzy.
Końskie: głodówka trwa
W Końskich także nie osiągnięto porozumienia. 57 spośród 120 zatrudnionych lekarzy chce odejść z pracy. 12 medyków prowadzi głodówkę. Początkowo byli to młodzi lekarze bez specjalizacji, dziś dołączyli do nich kolejni, tym razem specjaliści. Jak mówią, jest to ich krzyk rozpaczy - jutro już nie pojawią się w pracy.
Dyrekcja szpitala broni się, że nie może podnieść wynagrodzeń lekarzom. Zarzuca im, że w czasie strajku zdecydowali się jeszcze bardziej podnieść swoje żądania. Rzeczywiście, lekarze zdecydowali się walczyć o jeszcze wyższe pensje po przystąpieniu do komitetu strajkowego w Radomiu, gdzie strajkujący domagali się 8 tys. zł brutto (dla lekarza z II stopniem specjalizacji).
O swój los obawiają się także inni pracownicy szpitala: pracownicy biurowi i techniczni, pielęgniarki i salowe. Nie wiedzą, czy po odejściu połowy lekarzy nie stracą pracy. Dyrektor zapowiada, że będzie starał się pozyskać nowy personel. Nie wie jednak jeszcze skąd.
Możliwe ewakuacje pacjentów ze szpitali w Radomiu i Łomży W poniedziałek mija termin większości wypowiedzeń, jakie złożyli lekarze z wielu polskich placówek. W niektórych szpitalach rozmowy ciągle trwają. Według resortu zdrowia, wypowiedzenia złożyło nieco ponad dwa tysiące lekarzy, według OZZL - niemal pięć tysięcy.
Fiaskiem zakończyły się negocjacje między radomskimi lekarzami a dyrektorami szpitali. Niewykluczona jest ewakuacja pacjentów, ale decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Dramatyczna sytuacja panuje w trzech szpitalach w Radomiu, w których wielu lekarzy złożyło wypowiedzenia z pracy. Termin wypowiedzeń pierwszych 20 upływa w sobotę wieczorem. W sumie po 1 października z pracy w radomskich lecznicach może odejść 250 lekarzy.
Protestujący lekarze ze szpitala wojewódzkiego w Łomży (Podlaskie) w sobotę ponownie odrzucili propozycje płacowe i nie zamierzają wycofać wypowiedzeń umów o pracę z końcem września. Dyrektor szpitala twierdzi, że mogą liczyć na ponowne zatrudnienie, np. na kontraktach. 1 października w łomżyńskim szpitalu wstrzymana zostanie praca dwóch oddziałów: zakaźnego, z którego ewakuowano już dwóch wymagających tego pacjentów i okulistycznego.
Zgoda w Suwałkach, Kaliszu i Warszawie Porozumieli się z dyrekcją lekarze ze szpitala wojewódzkiego w Suwałkach (Podlaskie). Zawiesili strajk i wrócili do pracy. W piątek miała rozpocząć się ewakuacja chorych z tego szpitala do innych podlaskich placówek, po tym jak lekarze odrzucili propozycje płacowe samorządu województwa podlaskiego. W nocy z piątku na sobotę doszło do porozumienia z lekarzami, którzy w sobotę zaczęli wycofywać wypowiedzenia z pracy.
Dyrekcja zaproponowała lekarzom 800 zł podwyżki płacy od 1 września. Zadeklarowała również, że płaca lekarzy w ciągu trzech najbliższych lat dojdzie do poziomu trzech średnich krajowych.
Wycofało swe wymówienia 90 lekarzy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu.
- W poniedziałek będziemy pracować normalnie, nie ma już żadnego zagrożenia dla funkcjonowania placówki - powiedział dyrektor szpitala, Wojciech Grzelak. Lekarze przedłużyli tu bieg wypowiedzeń o jeden lub dwa miesiące lub wycofali je bezterminowo. Oczekują na nowy kontrakt z NFZ lub na inne, korzystniejsze dla nich rozwiązania finansowe.
Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha mówił w piątek, że różne formy strajku mają obecnie miejsce w 67 szpitalach, a liczba lekarzy, którzy złożyli wypowiedzenia z pracy, skutkujące z dniem 1 października, to 2247.
"Postulaty OZZL mają na celu zaognienie konfliktu w służbie zdrowia" - Postulaty Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy mają na celu przedłużanie i zaognianie panującego w służbie zdrowia konfliktu - twierdzi przewodniczący Stowarzyszenia Primum Non Nocere Adam Sandauer. Wzywa też premiera, by ten zdelegalizował podejmowane przez medyków działania.
- Wyrażam oburzenie z powodu braku działań władz, wobec trwającej od kilku miesięcy sytuacji w systemie ochrony zdrowia. Postulaty Związku Zawodowego Lekarzy, min 5 tys. zł pensji dla każdego lekarza jeszcze przed zrobieniem specjalizacji, nie są możliwe do przyjęcia. Mają one na celu przedłużanie i zaognianie konfliktu - napisał w oświadczeniu Sandauer.
Przewodniczący stowarzyszenia walczącego m.in. o przestrzeganie etyki lekarskiej zwrócił uwagę, że "leczenie szpitalne wynika zazwyczaj z poważnych dolegliwości i nikt nie leczy się dla przyjemności". Jego zdaniem, odmawianie przeprowadzania planowych zabiegów operacyjnych stanowi "nieludzkie okrucieństwo wobec chorych". Przypominał, że tego typu działania są zakazane przez art.40 Konstytucji.
Według Sandauera, beneficjentami obecnego, tolerowanego przez władzę, stanu są prywatne kliniki i szpitale notujące wzrost dochodów.
- Trwający od wielu miesięcy brak działań rządu doprowadza do "dzikiej" prywatyzacji służby zdrowia. Wierzę i chcę wierzyć, iż osoby kierujące ministerstwem zdrowia nie są same lub nie mają w najbliższej rodzinie osób, będących właścicielami czy kierujących prywatnymi klinikami czy szpitalami - podkreślił.
Sandauer zwrócił też uwagę, że zagrożenia ewakuacją i w końcu doprowadzanie do ewakuacji oddziałów szpitali, stanowi narażenie na niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia wielu pacjentów. Takie działanie - napisał w oświadczeniu - jest zakazane przez Kodeks Karny.
Źródło: PAP