Brak barierek, sygnalizacji ostrzegawczej i informacji o wykopach - inspektorzy pracy z Opola kontrolują budowę w Brzegu, na terenie której do studzienki kanalizacyjnej wpadł 5-letni chłopiec. Dziecko zmarło w szpitalu. Wykonawca prac twierdzi, że studzienka "była zabezpieczona należycie". - Największy żal mam do firmy. Ktoś, kto tym kierował powinien zadbać o zabezpieczenie - mówi ojciec zmarłego Tymona.
Inspektorzy pracy na miejsce tragedii, która rozegrała się 17 maja w centrum Brzegu, dotarli następnego dnia. - O zdarzeniu dowiedzieliśmy się z mediów, bo nie był to wypadek przy pracy w którym ucierpiałby pracownik. Inspektor stwierdził szereg nieprawidłowości dotyczących m.in. zabezpieczenia studzienek, wykopów i niezgodności z planem bezpieczeństwa i ochrony zdrowia, który firma sama stworzyła - informuje Tomasz Krzemienowski, zastępca okręgowego inspektora pracy w Opolu.
Szereg nieprawidłowości kontra "należyte zabezpieczenie"
Urzędnik punktuje, że na budowie nie było barierek, sygnalizacji ostrzegawczej i informacji o wykopach. - Wiemy, że tego wszystkiego zabrakło w chwili zdarzenia. Gdyby studzienka była zabezpieczona prawidłowo i skutecznie to 5-letnie dziecko nie byłoby w stanie jej tak obciążyć, by puściła i przestała zabezpieczać otwór - twierdzi Krzemienowski.
Tymczasem Zakład Instalacji Sanitarnych i Budownictwa Drogowego z Wrocławia, która jest wykonawcą prac, w wydanym w maju oświadczeniu stwierdził, że studzienka "była zabezpieczona w sposób należyty". Komentarza w sprawie wniosków inspekcji pracy nie udało się nam jednak uzyskać. - Nie będę się tłumaczyła i z panem na te tematy rozmawiała. Dziękuję bardzo. Skończyłam rozmowę. Do widzenia - powiedziała pracownica firmy. Jej szefa tego dnia, jak twierdzi, nie było w siedzibie ZISBD.
"Ktoś powinien ponieść konsekwencje"
- Największy żal mam do firmy. Kierownik budowy powinien zadbać o odpowiednie zabezpieczenie, bo ktoś położył kratkę i nie pomyślał, aby to ogrodzić i oznaczyć - denerwuje się Łukasz Górecki, ojciec zmarłego Tymona.
I dodaje, że wprawdzie jego dziecko nie potrafiło czytać, ale symbole i czerwone płotki były dla chłopca jasne.
Mężczyzna wspomina, że studzienka do której wpadł jego syn była przykryta kratką, a pokrywa, która powinna ją przykrywać stała obok oparta o mur. - Bezwzględnie ktoś powinien ponieść za to konsekwencje i chyba głównie ku przestrodze innych, by takie wypadki się nie zdarzały. To, czy ten pan trafi do więzienia, czy nie to nie pomoże już naszemu synowi - mówi załamany ojciec.
Chłopiec zmarł, sprawę bada prokuratura
Do tragedii doszło 17 maja. 5-letni Tymon wybrał się na spacer z babcią. W pewnym momencie stanął na pokrywie studzienki kanalizacyjnej, a ta się pod nim zarwała. Dziecko wpadło do środka i przez kilka minut czekało na ratunek. Po niemal godzinnej reanimacji chłopca przewieziona do szpitala we Wrocławiu. Był w stanie ciężkim. Zmarł 5 dni później.
Sprawę bada prokuratura. Do tej pory zarzuty nieumyślnego narażenia na utratę życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu usłyszał kierownik budowy i jego zastępca.
Sekcja zwłok chłopca wykazała, że zmarł na skutek uderzenia w głowę i utonięcia.
Chłopiec wpadł do studzienki na jednej z ulic w Brzegu:
Autor: tami / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław, arch. prywatne