Na początku roku z budżetu miasta na konto Śląska trafiły 4 mln zł. Urzędnicy zarzekali się, że nie będzie już ani złotówki więcej. Jednak właśnie znaleźli sposób na kolejny przelew, tym razem 12 mln zł. Pieniądze płyną, decyzji o przejęciu Śląska przez miasto nadal nie ma, a opozycja protestuje.
- Obecna sytuacja klubu jest fatalna. Nie ma co ukrywać, że Śląsk Wrocław ma obecnie największe problemy ze wszystkich polskich klubów ekstraklasy i teoretycznie był na granicy upadłości - ocenia w rozmowie z tvn24.pl Antoni Bugajski z "Przeglądu Sportowego".
12 mln zł "na promocję miasta przez piłkę"
Podczas posiedzenia Rady Nadzorczej Śląska Wrocław, które miało miejsce w sobotę, miasto zagwarantowało drużynie 12 mln zł. To już kolejna pomoc w tym roku.
Jeszcze 14 marca sekretarz miasta, Włodzimierz Patalas, mówił: - Od początku tego roku zasililiśmy konto Śląska 4 milionami złotych. Jednak są to ostatnie pieniądze. Nie możemy już przelać w ten sposób ani złotówki, bo miasto zwiększyłoby w ten sposób swoje wpływy w klubie. A to byłoby równoznaczne z powiększeniem swoich udziałów. Zgodnie z prawem, bez zgody Solorza-Żaka (większościowy udziałowiec - red.), nie może to mieć miejsca - tłumaczył.
Jednak, aby móc grać w następnym sezonie, Śląsk Wrocław musi otrzymać licencję na grę w ekstraklasie. Potrzebne są dokumenty i gwarancje finansowe.
Miasto, by uchronić klub przed upadłością, znalazło więc sposób na przelew. Zagwarantowane 12 mln zł trafi do Śląska nie jako forma finansowania klubu, ale środki na promocję miasta poprzez piłkę nożną.
- To jest po prostu obejście przepisów - komentuje Antoni Bugajski.
"Miasto jedzie po bandzie"
To pierwszy przypadek, kiedy miasto tak hojnie wspiera klub sportowy - ocenia ekspert.
- Nigdy wcześniej nie było takich sytuacji, by tak duże pieniądze wypływały z kasy miasta na utrzymanie klubu sportowego. Tym bardziej, że Wrocławia na to nie stać. Miasto, w tym przypadku, jedzie po bandzie - mówi Bugajski.
- To jest tylko chwilowe rozwiązanie, na przetrwanie. W wyjściu z ogromnego dołka finansowego może pomóc wyłącznie nowy inwestor - dodaje i tłumaczy, że klub grający w ekstraklasie potrzebuje minimum 16-18 mln zł rocznie.
"Prezydent pomylił portfele"
Swojego oburzenia taką formą finansowania klubu nie kryje wrocławska opozycja.
- Pan prezydent pomylił portfele. Pytam się, skąd są te pieniądze? Przecież to są publiczne pieniądze, a nie pana Dutkiewicza. Jak chce sponsorować sobie klub, to niech wyda ze swojego portfela – denerwuje się Renata Granowska z Platformy Obywatelskiej. - W czwartek złożyliśmy wniosek o nadzwyczajną sesję rady miasta dotyczącą Śląska Wrocław. Jednak w sobotę, bez jakichkolwiek konsultacji, prezydent Dutkiewicz wydał z budżetu miasta kolejne pieniądze - dodaje.
"Może dojść do upadłości"
Nadal otwarta pozostaje sprawa udziałów Wrocławia w Śląsku.
Przedstawiciele miasta 14 marca poinformowali, że Wrocław chce odkupić od Zygmunta Solorza- Żaka, większościowego właściciela, 51 proc. jego udziałów. Wycenili je na 8,7 mln zł.
- Musimy te udziały odkupić i sprzedać lepszemu inwestorowi, któremu będzie zależało na Śląsku - mówił wtedy sekretarz miasta. - W innym przypadku może teoretycznie dojść do upadłości klubu i musimy działać szybko. Niestety, ze strony pana Solorza jest wielka cisza i zero odzewu - informował.
29 mln zł i ani złotówki mniej
- Już w lutym prezes dogadał się z prezydentem Dutkiewiczem. Zgodziliśmy się na propozycję prawie 9 mln zł za udziały, ale do tego oczekujemy 20 mln zł zwrotu za inwestycje, które przeprowadziliśmy, przygotowując pod budowę działkę obok stadionu - odbija piłeczkę Józef Birka, pełnomocnik biznesmena. - To nieprawda, że z naszej strony nie ma odzewu. To my czekamy na stanowisko miasta, bo w lutym pan Dutkiewicz zagwarantował, że zgadza się na takie rozwiązanie. A to jest już nasze ostatnie zdanie. Nie obniżymy tej sumy już nawet o złotówkę - zaznacza.
Birka dodaje, że nigdy nie było podpisanej umowy, według której biznesmen miałby finansować klub. Tłumaczy, że w umowie była tylko mowa o tym, że jeśli Zygmunt Solorz-Żak wybuduje przy stadionie galerię handlową, dochody z niej będą przeznaczone na Śląsk Wrocław. Galerii nie udało się jednak wybudować, bo inwestor nie otrzymał na nią kredytu. Pełnomocnik biznesmena zarzuca miastu, że nie chciało dać gwarancji finansowej na tę pożyczkę.
Dziura miasta nie obchodzi
Na sobotnikm posiedzeniu Rady Nadzorczej decyzja dot. sprzedaży udziałów nie zapadła. Miasto poinformowało jedynie, że żadnej umowy z Solorzem na piśmie nie ma.
- Dla nas słowne deklaracje nie mają znaczenia. Najlepiej, gdyby pan Solorz-Żak zaproponował datę spotkania u notariusza. My możemy już tylko czekać na odpowiedź pisemną, bo nasza taka właśnie była - tłumaczy Paweł Czuma, rzecznik wrocławskiego magistratu.
Na pytanie, co z 20 mln zł, których za prace na działce przy stadionie domaga się Zygmunt Solorz-Żak odpowiada: - Pieniądze za dziurę nie są problemem miasta, bo Polsat miał podpisaną umowę z WKS-em. Nas to nie obchodzi, niech klub wypowie się na ten temat - kończy Czuma.
Z Michałem Mazurem, rzecznikiem Śląska Wrocław próbowaliśmy skontaktować się telefonicznie od piątku. Na razie nie odebrał telefonu.
Autor: Mateusz Nawrocki/ansa//mz / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: slaskwroclaw.pl | Krystyna Pączkowska