Stan córki olimpijczyka nadal ciężki. Matka dziewczynki: Pozostaje żal

Córka olimpijczyka nadal walczy o życie
Córka olimpijczyka nadal walczy o życie
Źródło: tvn24

Córka olimpijczyka Bartłomieja Bonka, która przez błąd lekarzy, urodziła się z niedotlenieniem mózgu, nadal walczy o życie. - Jest nieprzytomna i bardzo się tym martwimy - mówią lekarze. Matka dziewczynki, płacząc, zapewnia siebie i kibicujących rodzinie olimpijczyka ludzi: - Będzie dobrze.

Dziecko od tygodnia walczy o życie. - Stan bliźniaczki Julii jest bardzo ciężki - mówi lek. med. Maria Hamuda z opolskiego szpitala.

I dodaje: - Nie odzyskała świadomości. Troszczkę zaczyna włączać swoje oddechy, ale na razie ta czynność nie jest na tyle dobra, żeby jej zmniejszać odech z respiratora.

Matka dziewczynki Barbara Sachmacińska pociesza się, że wszystko będzie dobrze. - Ale pozostaje żal, że to wszystko się tak potoczyło - mówi.

Jedno z jej dzieci urodziło się z niedotlenieniem mózgu, bo lekarze popełnili błędy.

"Prosiłam o cesarkę"

W Samodzielnym Specjalistycznym Zespole Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu, do którego trafiła w 34. tygodniu ciąży, kazano jej rodzić siłami natury, mimo że lekarz prowadzący ciążę zalecił cesarkę.

- Prosiłam, żeby zrobili cesarkę, bo boję się o życie swoich dzieci. Nic to nie dało - mówi Barbara Sachmacińska, żona olimpijczyka. - Położne poradziły mi, żeby porozmawiać z ordynatorem, bo jego decyzja jest najważniejsza - dodała.

Ordynator odmówił cesarskiego cięcia. Trafiła więc na porodówkę.

Pierwsza córka urodziła się bez komplikacji. - Między pierwszym a drugim porodem wszedł ordynator, i zamiast zająć się pacjentką i drugim dzieckiem, poklepał mnie po ramieniu, powiedział, że oglądał igrzyska i mi kibicował i że jakby zrobili cesarkę, to żona miałaby blizny - relacjonuje Bonk.

Drugie dziecko przyszło na świat po 45 minutach. Żona olimpijczyka urodziła je z wielkim trudem, by było ułożone wysoko. Potem okazało się, że jest owinięte pępowiną.

Lekarze podjęli reanimację, dziecko zostało podłączone do respiratora.

Szereg błędów

Odpowiedzialni za poród - ordynator oddziału patologii ciąży i jego zastępczyni, która będąc przy porodzie i widząc komplikacje nie zmieniała decyzji swojego szefa, nadal milczą.

Nie pojawili się w pracy, przedłożyli zwolnienie lekarskie. Po kontroli w szpitalu ordynator i jego zastępczyni zostali odwołani ze swoich stanowisk. Nadal są jednak zatrudnieni w szpitalu.

Komisja lekarska ustaliła, że ordynaror i jego zastępczni popełnili wiele błędów. Już po urodzeniu pierwszej z bliźniaczek pojawiły się kolejne wskazania do przeprowadzenia cesarskiego cięcia - był to nieprawidłowy zapis jednego z badań, który był prawidłowy na początku porodu. Stwierdzono również braki w dokumentacji. Nie było np. wymaganego badania USG.

Dr Marek Tomala, lekarz prowadzący ciążę Barbary Sachmacińskiej, wyjaśnia, że zalecił cesarskie cięcie, bo dzieci ciągle zmieniały ułożenie, co pokazywały kolejne badania USG. - Pani Basia nie jest dużą kobietą, miała duże dzieci, ciąża była bliźniacza, uważam, że powinno być to rozwiązane cesarskim cięciem dla bezpieczeństwa jej i dzieci - mówi dr Tomala.

Do prokuratury wpłynęło zawiadomienie ze szzpitala o możliwości popełnienia błędu w sztuce lekarskiej.

Problemy na salach porodowych

Problemy na salach porodowych

Autor: mac//kdj / Źródło: tvn24

Czytaj także: