Co będzie z porodówkami z małą liczbą porodów? Lewica twierdzi, że są zagrożone, bo koszty utrzymania oddziału są zbyt duże w stosunku do liczby odbieranych porodów. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W 2019 roku w szpitalu powiatowym w Międzyrzecu Podlaskim (województwo lubelskie) na świat przyszło 180 dzieci, czyli średnio rodzi się tu jedno dziecko na dwa dni. Natomiast stałe koszty prowadzenia oddziału są wysokie. W związku z tym padł pomysł, by oddział "wygaszać". Ostateczną decyzję podejmą władze powiatu.
- Uzyskiwane przychody są bardzo niskie w porównaniu do ponoszonych kosztów. Do tego nałożyła się sprawa dotycząca wprowadzenia standardów opieki okołoporodowej – mówi dyrektor Wiesław Zaniewicz z SPZOZ w Międzyrzecu Podlaskim.
Standardy opieki okołoporodowej wymagają od szpitali dostępu do anestezjologa 24 godziny na dobę - a to kolejny koszt. - Niezależnie czy tych porodów jest 50 tygodniowo, czy pięć tygodniowo, to trzeba mieć cały czas taką samą obsługę lekarską, pielęgniarską, salowe. Trzeba wszystko utrzymywać, tak jakby miało być więcej – mówi redaktor naczelna cowzdrowiu.pl Aleksandra Kurowska.
Szpital w Międzyrzecu ma pierwszy stopień referencyjności - przeznaczony jest dla porodów bez komplikacji. Gdy coś się komplikuje, pacjentki wybierają oddalony o prawie 30 kilometrów szpital w Białej Podlaskiej.
Porodówki "mogą zostać zamknięte"
Szpital znalazł się na udostępnionej przez polityków Lewicy liście 77 porodówek, gdzie rocznie odbywa się mniej niż 400 porodów. Posłanka Marcelina Zawisza ostrzega, że właśnie te oddziały są zagrożone.
- My nie mówimy, że te porodówki na pewno będą zamknięte. My mówimy, że one mogą zostać zamknięte. Zgodnie z wypowiedzią szefa NFZ z zeszłego roku, istnieje prawdopodobieństwo, że NFZ będzie wyceniał gorzej te porodówki, które mają poniżej 400 porodów rocznie – uważa Marcelina Zawisza.
Mapę sporządzono na podstawie danych Ministerstwa Zdrowia, ale planów likwidacji nie ma - zapewnia wiceminister Janusz Cieszyński.
- Narodowy Fundusz Zdrowia nieustannie monitoruje sytuację, jeśli chodzi o dostępność do świadczeń opieki zdrowotnej. Natomiast nie ma jakichkolwiek planów, żeby za pośrednictwem NFZ likwidować jakiekolwiek porodówki – przekonuje Janusz Cieszyński.
Problem w tym, że przy obecnym finansowaniu wielu szpitali po prostu nie stać na porodówki. Kolejnym problemem oddziałów, gdzie zdarza się poród rzadziej niż raz dziennie jest to, że brakuje doświadczenia.
- Jeżeli jest 350 porodów rocznie, to te rzeczy, które my robimy kilka razy w roku przy ponad trzech tysiącach porodów, to tam będą raz na kilka lat. W związku z tym też trudno mówić, że to doświadczenie jest w każdym przypadku równe – zwraca uwagę profesor Krzysztof Czajkowski, krajowy konsultant w dziedzinie położnictwa i ginekologii.
Podobny problem ma szpital powiatowy w Gryfinie w Zachodniopomorskiem. W zeszłym roku kobiety rodziły tu tylko 215 razy.
- Niewątpliwe dotychczasowe warunki, jakie stawiał szpital, były po prostu kiepskie – uważa starosta gryfiński Wojciech Konarski.
Dlatego wiele pacjentek wolało rodzić w Szczecinie. Starosta gryfiński o likwidacji jednak nie myśli. Zaplanował rozbudowę szpitala, by porody odbywały się w bardziej komfortowej atmosferze. Liczy, że to przekona pacjentki.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24