Sześć lat po katastrofie smoleńskiej opinia publiczna wciąż zadaje sobie pytanie, co się działo w kabinie tupolewa w ostatnich minutach tragicznego lotu. Udało nam się odtworzyć sytuację w kokpicie i działania załogi dzięki zapisowi rozmów prowadzonych w tym miejscu. Rok temu stenogramy ujawniło Radio RMF. Magazyn "Czarno na białym" publikuje nieznaną dotąd wersję z dźwiękiem z kabiny. Dźwiękiem zgranym z czarnych skrzynek tupolewa.
To zapis dźwięku z ostatnich 38 minut lotu prezydenckiego Tu-154M. W tej wersji nigdy nieemitowany i nieprezentowany publicznie, zgrany i cyfrowo oczyszczony. To najczytelniejsza do tej pory wersja i jeden z ostatnich dowodów prokuratorów.
Zapis podzielony jest na trzy ścieżki: z mikrofonu radia dowódcy, drugiego pilota oraz mikrofonów z kokpitu. Do tej pory te trzy zapisy prezentowano razem i były one niskiej jakości. Dzięki nowej wersji udało odczytać się o ok. 30-40 procent więcej.
Nagranie pozwala zrozumieć sytuację w kokpicie i jest dowodem na to, że piloci zignorowali liczne ostrzeżenia. Pierwsze minuty to prywatne rozmowy załogi, żarty, śmiech. - Jakby kto pytał, Franciszkańska 3 - słychać głos drugiego pilota.
Zignorowano ostrzeżenia
Kilka minut później odzywa się białoruski kontroler z Mińska. - Polski 101… dla informacji:… Smoleńsk. Widzialność 400 metrów mgła - mówi. W tle pojawia się prawie niesłyszalna reakcja załogi. - O ku...a! - mówi nawigator. - Cooo? - pyta drugi pilot. - Fantastiko i to za fryko - mówi technik. - Ku...a, to nasze meteo, naprawdę! - dodaje drugi pilot. - Nasze meteo jest naprawdę zaje....e - podejmuje dowódca.
Piloci nie zmieniają kursu, lecą dalej i zastanawiają się jedynie nad planem uroczystości. W pewnym momencie odzywa się wieża w Smoleńsku. - A, PLF Foxtrot, y, jeden-zero-jeden, reszta paliwa… paliwa ile wam zostało? - pyta nawigator z wieży Korsarz w Smoleńsku. Dopytuje jeszcze, jakie zapasowe lotnisko ma załoga. - Witebsk i Mińsk - odpowiada dowódca.
W pewnym momencie w słuchawkach rozlegają się polskie słowa. Do pilotów zgłasza się załoga Jaka-40, który przewoził dziennikarzy. - Chłopaki, Rafał z tej strony. Przejdźcie na 1-2-3-4-5 - mówi.
Na 16 minut przed katastrofą załoga tupolewa otrzymuje najważniejsze chyba ostrzeżenie. Co istotne, z Jakiem rozmawia tylko drugi pilot. - Artur, jestem - mówi.
- No witamy ciebie serdecznie. Wiesz co? Ogólnie rzecz biorąc, to pi…a tutaj jest. Widać jakieś czterysta metrów około i na nasz gust podstawy są poniżej pięćdziesięciu metrów grubo - informuje dowódca Jaka-40. - A wyście wylądowali już? - pyta drugi pilot Tu154-M. - Nam się udało tak w ostatniej chwili wylądować. No, natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować jak najbardziej. Dwa APM-y są, yy, bramkę zrobili. Tak że możecie spróbować, ale jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy albo gdzieś - kończy dowódca Jaka.
Dowódca Tu-154M nie słyszy tej sugestii.
"Będziemy próbować do skutku"
Piloci przekazują sobie, że nie dadzą rady usiąść. Informują dyrektora protokołu dyplomatycznego, że spróbują podejść, ale "prawdopodobnie nic z tego nie będzie". - Będziemy próbować do skutku - odpowiada dyrektor.
Z nagrań zarejestrowanych przez mikrofony w kokpicie wynika, że do kabiny co chwila ktoś wchodzi. Pod koniec lotu osoba postronna, według niektórych ekspertów to dowódca sił powietrznych, prawidłowo odczytuje wysokość i zachęca do lądowania.
Cztery minuty przed katastrofą pada kolejne ostrzeżenie. - Arek, teraz widać dwieście - mówi technik Jaka. Mimo że pilot tupolewa zgodnie z przepisami nie powinien lądować przy widoczności poniżej 1500 metrów, załoga decyduje się na lądowanie. Samolot kontynuuje zniżanie.
- 400 metrów - mówi nawigator. - Ktoś tu zawinił - dodaje inny głos. - Mówisz do widzenia - mówi drugi pilot. - Nieee, ktoś za to beknie - dodaje dowódca. - Pomysły! - kwituje dowódca sił powietrznych. 20 sekund później zaczyna się ostatnie odliczanie. Tempo zniżania samolotu jest za szybkie. To tak, jakby maszyna z każdą sekundą zniżała się o 2 piętra. Zaczyna się odliczanie. - Dochodź wolniej - mówi drugi pilot. Samolot spada coraz szybciej. - Ku...a mać! - słychać dowódcę.
To ostatnie słowa, jakie padły przed katastrofą.
Autor: mw//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Czarno na białym