Mirosław G., były ordynator kardiochirurgii warszawskiego szpitala MSWiA, został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę w wysokości 72 tys. zł za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów. Sąd uniewinnił go od ponad 20 zarzutów mobbingowania podwładnych. Wyrok nie jest prawomocny. Doktor G. po odczytaniu wyroku, wyszedł szybkim krokiem z sali. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.
Obrona: Znalazło przekonanie to, o czym myślałem od początku. Ten akt oskarżenia był nadmuchany na potrzeby polityczne i taką informację usłyszeli dzisiaj bezpośrednio od sądu
Prokurator dla tvn24.pl: Szanujemy ten wyrok, przyjmujemy go. I tyle mogę w tej chwili powiedzieć. Nad złożeniem apelalacji będziemy zastanawiać się po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
Doktor G. tuż po tym, jak sąd zakończył odczytywanie uzasadnienia wyroku, wyszedł szybkim krokiem z sali. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, nie odpowiedział, czy sie cieszy z wyroku
W tej sprawie zatrzymania wszystkich oskarżonych były niezasadne i gdyby zatrzymani pacjenci domagali się odszkodoania to z pewnością Skarb Państwa wypłaciłby im pieniądze." Sąd stwierdził ponadto, że "taktyka organów ścigania może budzić przerażenie".
Jako argument podawał między innymi fakt, że świadków przesłuchiwano często w nocy, a takie "nocne przesłuchiwania, jedno po drugim, budzą jednoznacznie skojarzenia sądu z przesłuchaniami prowadzonymi nawet nie tyle w latach 80-tych, ile w latach 40-tych i 50-tych, czyli czasach najgorszego stalinizmu."
Jarosław Kaczyński nie komentuje wyroku. Więcej do powiedzenia miał Mariusz Kamiński i Beata Kempa.
Początkowy przekaz medialny ws. dr. Mirosława G. oraz wypowiedzi wysokich urzędników państwowych miały wpływ na zeznania części świadków w sprawie kardiochirurga oskarżonego o korupcję - uznał w piątek sędzia Igor Tuleya, uzasadniając wyrok w tej sprawie.
Przytaczając słowa b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego o "zatrzymanym lekarzu-łapówkarzu", sędzia Tuleya podkreślił, że takie słowa "nie dają się pogodzić z zasadami demokratycznego państwa prawnego", a także stwierdził, że podobne wypowiedzi "muszą rzutować na tok postępowania".
- Obrońca (doktora G.) myli się twierdząc, że granic wdzięczności zakreślić się nie da. Określa je kodeks karny. (...) Bez wątpienia dopuszczalne jest wręczenie kwiatów, ale nie kosztownego bukietu. (...) Za dowód wdzięczności nie powinny być też uznane drogie książki, alkohol. Takim dowodem nie była również z pewnością filiżanka Rosenthala- podsumowywał sędzia Tuleya. Sąd stwierdził ponadto, że "dowodem wdzięczności nie może być przyjęcie jakiejkolwiek, nawet najmniejszej, kwoty pieniędzy".
Pacjenci doktora G., uznani za winnych wręczania łapówek, podkreślali przed sądem, że były to "dowody wdzięczności, a sam lekarz nigdy nie uzależniał przyjęcia do szpitala od otrzymania korzyści majątkowej". Sąd dał im wiarę. - Wyjaśnienia oskarżonych znajdują potwierdzenie w nagraniach z gabinetu ordynatora - wyjaśnił sędzia.
Między innymi dlatego zdaniem sądu "brak jest podstaw żeby kwestionować treść wyjaśnień oskarżonych". Sąd zakwestionował jednak wyjaśnienia samego ordynatora w tym wątku uznając je za "nieprzekonujące". - Trudno uznać, że nie widział kopert kładzonych na biurku - podkreślał sędzia Tuleya. Sąd uniewinnił od zarzutów wręczania korzyści majątkowych troje oskarżonych, którzy "kategorycznie zaprzeczali, by mieli przekazywać ordynatorowi łapówki". Sędzia wskazał, że pacjenci ci faktycznie coś przekazywali doktorowi G., ale nie był w stanie ustalić co to było.
Zbigniew Ziobro: wyrok na doktora G. to zła wiadomość dla tych, którzy chcą, by Polska była skorumpowana
- To, że doktor G. został uznany winnym nie oznacza sukcesu organów ścigania. W tej sprawie porażka aparatu sprawiedliwości jest oczywista - zaczęliśmy od publicznie ogłoszonego zarzutu zabójstwa, skończyliśmy na zarzutach korupcyjnych, a w międzyczasie oskarżyliśmy tego człowieka o szereg przestępstw, które nie miały miejsca - komentował dziennikarz Tomasz Patora z programu "Uwaga TVN".
- Niewątpliwie jego sposób zarządzania oddziałem różnił się całkowicie od stosowanych przez poprzedników. Nie chodzi jednak o upokarzanie, szykanowanie czy terroryzowanie. Oskarżony wprowadził sposób pracy, który istniał w klinice w Krakowie, gdzie wcześniej był zatrudniony, który odwoływał się do standardów funkcjonujących od wielu lat w cywilizowanym świecie. Rozwiązania, które oskarżony proponował, które wówczas dla wielu pracowników służby zdrowia były novum czy wręcz dziwactwem G. dziś są normą - mówił sędzia. Zakaz palenia na oddziale, usunięcie telewizora z dyżurki lekarzy, przestrzeganie higieny, schludny, czysty wygląd pracowników. Nawet taki rzeczy jak mycie rąk, zmiana obuwia i odzieży, zdejmowanie biżuterii przez osoby biorące udział w operacjach, nieodchodzenie od łóżka pacjentów, niezałatwianie prywatnych spraw w godzinach pracy, nieużywanie w okolicach aparatury medycznej telefonów komórkowych, znajomość procedur medycznych, posiadanie na wyrywki aktualnych informacji nt. stanu zdrowia leczonych pacjentów - trudno to wszystko zakwalifikować jako znęcanie się nad pracownikami - oświadczył sąd.
Uniewinnionych zostało trzech pacjentów, którzy oskarżeni byli o wręczanie łapówek.
- Ważne, że wyrok jest skazujący - powiedział z kolei Mariusz Kamiński, były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, obecnie poseł PiS.
Beata Kempa z Solidarnej Polski jest połowicznie zadowolona z wyroku. - Doktor G. został uznany winnym za przyjmowanie upokarzającego podatku, który musieli płacić pacejnci - komentowała osłanka na antenie TVN24.
- Ciężko zgodzić się z zarzutem, że rzucenie zeszytem we współpracownika świadczy o próbie zastraszania go. (...) Tezie, że personel był sterroryzowany przeczy też to, że nie bał się skarżyć na oskarżonego dyrekcji - mówił sąd.
- Nie ma żadnych dowodów na to, że oskarżony uzależniał leczenie pacjentów od przyjęcia korzyści majątkowych - brzmi uzasadnienie sądu.
Sąd uznał też, że "nie było żadnych przekonujących dowodów na stosowanie przez oskarżonego mobbingu".
- Oskarżony miał duże wymagania od współpracowników, ale najwięcej wymagał od samego siebie. Z zeznań świadków wynika jednoznacznie, że oskarżony był tytanem pracy".
Sąd uznał, że dr G. przyjął pieniądze od pacjentów - łącznie ponad 17 690 zł - i wyrokiem sądu kwoty te muszą zostać zwrócone.
Dr G. został też uniewinniony od zarzutu molestowania seksualnego.
Sąd wymierzył mu też karę 72 tys. zł grzywny, ale jej część zostanie odliczona z uwagi na to, że dr G. jako podejrzany w śledztwie spędził trzy miesiące w areszcie.
Sąd umorzył warunkowo procesy 20 oskarżonych z dr. G. jego pacjentów lub członków ich rodzin, którzy wręczali lekarzowi pieniądze.
Obecnie trwa odczytywanie wyroków dla pozostałych 20 oskarżonych pacjentów.
Mirosław G. został uniewinniony z zarzutów mobbingu.
Sąd uniewinnił lekarza od części zarzutów.
Sąd wymierzył dr. Mirosławowi G. karę łączna 1 roku więzienia, w zawieszeniu na 2 lata oraz 72 tys. złotych grzywny.
Mirosław G. przyjął wyrok bez wyraźnych emocji. Słucha, jak sędzia wylicza kolejne przypadki przyjmowania przez niego od pacjentów korzyści majątkowych.
Sąd uznał Mirosław G. winnym, że przyjął korzyści majątkowe od pacjentów.
Mirosław G. przyjął korzyść majątkową od jednego z pacjentów w kwocie 500 zł - uznał sąd. Doktor został skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności.
Sąd: Mirosław G. winny.
Sąd zezwolił dziennikarzom na obecność w sali, podtrzymując swoje wcześniejsze decyzje.
Rozpoczęło się odczytywanie wyroku.
Mimo, że w sali nie ma jeszcze sędziego, doktor G. przyjmuje już pierwsze gratulacje od swoich pacjentów. - Zawdzięczam panu życie i za to dziękuję - mówi jeden z nich. Doktor G. jest wyraźnie zakłopotany.
Doktor G. sprawia wrażenie spokojnego. Ze splecionymi na plecach rękoma chodzi po korytarzach, uśmiecha się.
Pojawili się też pierwsi obrońcy pacjentów oskarżenych w procesie o wręczanie łapówek doktorowi G.
Na salę wszedł doktor Mirosław G., przywitał się z pacjentami i wyszedł. Na pytanie jednego ze swoich podpoiecznych czy "da sobie radę?", odpowiedział: - Oczywiście.
Na sali są już pierwsi pacjenci doktora Mirosława G., którzy przyszli go wspierać. - Byłem operowany przez doktora kilka miesięcy przed tym jego zatrzymaniem. Wspominam go bardzo dobrze i dlatego tutaj przyszedłem. Spodziewam się wyroku uniewinniającego, bo taki byłby sprawiedliwy - mówi nam jedne z pacjentów. - Ja przyniosłam nawet prezent dla doktora. Spokojnie, to nie jest żadna koperta - mówi nam inna pacjentka.
Wyrok ws. doktora G. zostanie odczytany w tej samej sali, w której ostatnio ogłaczano finał innej dosyć głośnej sprawy. Chodzi o decyzję odnośnie generała Radislava Krsticia, pierwszego wojskowego skazanego za zbrodnie wojenne w byłej Jugosławii.
Na początku grudnia sąd uznał, że Serb może odsiedzieć pozostałą mu część kary (24 lata) w polskim więzieniu. Wnioskował o to trybunał w Hadze, bojąc się o zdrowie, a nawet życie zbrodniarza ze Srebrenicy.
Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego akta sprawy serbskiego wojskowego trafiły we wrześniu, zdecydował, że serbski zbrodniarz wojenny może odsiadywać wyrok nad Wisłą.
Rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie dla tvn24.pl: odczytywanie wyroku sądu rozpocznie się zgodnie z planem, kilka minut po godzinie 10.
Wyrok ws. dr. Mirosława G. ogłoszony zostanie w jednej z większych sal warszawskiego sądu. Jednak w w przypadku pojawienia się wszystkich - ponad 20 - oskarżonych, mogą się nie zmieścić. rzeczywiście może być z tym problem. Ale nie było innego wyjścia - mówi protokolantka.
Prokurator żądał dla dr G. kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 200 tys. zł grzywny, przepadku pieniędzy z łapówek i obciążenia kosztami procesu. Wobec pacjentów oskarżonych o wręczenie łapówek zawnioskował o warunkowe umorzenie postępowania bez wymierzania kary.
Oskarżony kardiochirurg na ostatniej przed ogłoszeniem wyroku rozprawie 28 grudnia podkreślał, że czuje się niewinny i poprosił sąd o sprawiedliwy wyrok.
- Mam nadzieję, że już żaden chirurg nigdy nie będzie zatrzymywany przez służby specjalne w drodze na salę operacyjną - mówił przed sądem.
Jego obrońca mec. Adam Jachowicz zawnioskował o uniewinnienie klienta, a zarzuty aktu oskarżenia określił jako "oparte na bujnej wyobraźni". Według niego, zarzuty korupcyjne nie są jednoznaczne w ocenie, gdyż czym innym jest okazywanie wdzięczności lekarzowi, a czym innym wręczenie korzyści majątkowej ordynatorowi w związku z pełnioną funkcją.
Spektakularne zatrzymanie 52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach - co pokazano potem w telewizji. "Okazało się, że pan doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mogło też dojść do zabójstwa" - mówił szef CBA Mariusz Kamiński. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dodawał: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Sprawa wywołała publiczną dyskusję o "teatralizacji" czynności procesowych i wykorzystywaniu ich w propagandowych celach. Media podały, że CBA nadało jednemu z wątków sprawy kryptonim "Mengele". CBA twierdziło, że nie chciało nikogo tym piętnować.
Zarzuty
Prokuratura Okręgowa w Warszawie początkowo postawiła G. zarzut zabójstwa pacjenta (miał polecić odłączyć pacjenta od urządzeń wspomagających, bo nie dostał łapówki).
Oprócz tego dostał ponad 40 zarzutów korupcyjnych (kwota łapówek miała sięgać w sumie ok. 50 tys. zł) oraz mobbingu wobec personelu. G. został aresztowany przez sąd. W maju 2007 r. sąd zwolnił go z aresztu za 350 tys. zł kaucji. Sąd uznał, że nie ma "dużego prawdopodobieństwa", iż G. miał umyślnie zabić pacjenta - potem prokuratura wycofała ten zarzut.
Groziło mu do 10 lat We wrześniu 2008 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia wobec G. oraz osób, które wręczały mu łapówki. Lekarza oskarżono o 41 przestępstw polegających na przyjęciu korzyści majątkowych od pacjentów lub ich rodzin. Zdaniem prokuratury w kilku przypadkach uzależnił on od łapówki przyjęcie chorego na oddział; w kilkudziesięciu innych po operacjach przyjmował korzyści - było to od kilkuset do 13 tys. zł; dolary, kilkaset euro, złoty sygnet z rubinem. Inne zarzuty to "uporczywe naruszanie praw pracowniczych personelu medycznego"; znęcanie się nad osobą najbliższą i zmuszanie do "innej czynności seksualnej". Oskarżony nie przyznawał się do zarzuconych czynów. W śledztwie zapewniał, że nigdy nie warunkował operacji od łapówki. Przyznał, że pacjenci sporadycznie zostawiali mu koperty z pieniędzmi, które on "oddawał na potrzeby szpitala". Mówił, że dostawał "kwiaty, flaszki, obraz" oraz, że "szarpał się" z pacjentami, gdy dawali mu alkohole.
Zmanipulowane nagrania? Proces ruszył w listopadzie 2008 r. W sądzie odtwarzano tajne nagrania CBA, dokonane sprzętem kontrwywiadu wojska, z gabinetu G. Pokazują one, jak lekarzowi wręczano koperty; na niektórych widać, jak doktor odmawia ich przyjęcia. Obrona mówiła o manipulowaniu nagraniami (jest ich w sumie 500 godzin); CBA twierdziło, że materiałów nie zmanipulowano. Mają one zakłócenia, a głosy są słabo słyszalne.
Pacjenci G. potwierdzali przekazywanie mu pieniędzy, ale nie jako łapówek, lecz jedynie "dowodów wdzięczności" za udane operacje. Podkreślali też, że G. nie żądał od nich pieniędzy.
Wygrany proces Prokuratura uważała, że wręczanie łapówek lekarzowi przez pacjentów należy traktować jako przestępstwa "mniejszej wagi", bo działali wobec zagrożenia życia i zdrowia. Wtedy odpowiedzialność sięga do dwóch lat więzienia; za wręczanie łapówek jako takich grozi zaś do ośmiu lat. Dlatego prokuratura nie sprzeciwia się wnioskom o warunkowe umorzenie sprawy, jakie złożyło kilkoro oskarżonych.
G. wygrał proces cywilny wytoczony Ziobrze, który w 2010 r. przeprosił go. Lekarz wygrał też cywilne procesy z "Faktem" i "Super Expressem" za słowa, że G. "zabijał w rządowym szpitalu" i nazwanie go "doktor-śmierć".
Autor: Łukasz Orłowski, jk, nsz//gak//mat / Źródło: PAP, tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24