Pani Wioletta z Łodzi wychowuje trójkę dzieci, a niedługo zostanie matką po raz czwarty. Dziś miała zostać eksmitowana do niewielkiego lokalu socjalnego, bo od siedmiu lat nie płaci rachunków. - Tam nie ma nawet toalety, to nie jest miejsce dla rodziny - podkreśla kobieta. Eksmisję zablokowało kilkadziesiąt osób, które przyszły pod dom pani Weroniki. Egzekucja została odłożona do 21 września. Urzędnicy zapowiadają, że do tego czasu znajdą dla rodziny lepszy lokal.
W mieszkaniu przy ul. Orlej w Łodzi mieszka na razie pięć osób - będąca w szóstym miesiącu ciąży pani Wioletta, jej partner i troje dzieci: pięcioletni Kacper, czternastoletnia Aleksandra i o rok starszy Jarosław.
- Jeszcze dzisiaj mamy stracić dach nad głową. Przenoszą nas w miejsce, gdzie nie ma warunków do życia - skarżyła się jeszcze w czwartek rano łodzianka.
Rodzina ma zostać przeniesiona do lokalu socjalnego - niemal dwukrotnie mniejszego (31m2) niż obecne mieszkanie (59m2). Decyzję o eksmisji podjął trzy lata temu sąd, bo zadłużenie kobiety sięgało kilkudziesięciu tysięcy złotych.
- Nie płaciłam, bo nie miałam za co. Wolałam dać jeść dzieciom, niż walczyć z lawiną rachunków - przyznaje kobieta.
"Znieczulica"
Pani Wioletta ma nadzieję, że komornik odstąpi od egzekucji. Liczy, że "wykaże się dobrym sercem". To samo mówi Marcin Wawrzyńczak z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej w Łodzi. Instytucji, która pomaga rodzinie.
- Pani Wioletta i jej dzieci to nie jest rodzina patologiczna. Mówimy o biedzie, a nie alkoholu i przemocy - argumentuje Wawrzyńczak przed kamerą TVN24.
W egzekucji komorniczej przyszło przeszkodzić też kilkadziesiąt osób. Niektórzy przypięli się łańcuchami na schodach prowadzących do zadłużonego mieszkania.
- Walczymy ze znieczulicą. Nie możemy patrzeć spokojnie, jak uczciwym ludziom dzieje się krzywda - tłumaczą przed kamerą TVN24 uczestnicy blokady.
Miasto zaproponuje inny lokal
Ostatecznie do eksmisji jednak dziś nie doszło. Komornik przecisnęła się przez tłum ludzi, którzy przyszli pod dom pani Wioletta. Stwierdziła, że jedynie z nią porozmawia i odstąpiła od egzekucji. Protestujący chcieli jednak usłyszeć konkrety. Wtargnęli do gabinetu wiceprezydenta i nie ustąpili, aż usłyszeli z ust rzecznika Marcina Masłowskiego obietnicę: - Miasto zaproponuje kilka lokali do wyboru, Pani Wioletta będzie musiała wybrać któryś z nich i wtedy dobrowolnie przeprowadzi się do niego. Egzekucja komornicza jest wstrzymana do 21 września.
"Tak będzie lepiej"
Rodzina na razie mieszka w lokalu komunalnym zarządzanym przez wspólnotę. Wyznaczony jej początkowo przez łódzki magistrat lokal socjalny miał - zdaniem urzędników - pozwolić jej rodzinie wyjść z zadłużenia.
- Obecnie sam czynsz w lokalu przy ul. Orlej to prawie 300 zł miesięcznie. Ze wszystkimi opłatami to ponad 500 złotych, zadłużenie ciągle narasta - wyliczał Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Łodzi, Hanny Zdanowskiej. I wskazywał, że w proponowanym lokalu kobieta płaciłaby tylko 42 złote miesięcznie czynszu.
Z kąta w kąt
Urzędnicy podkreślali, że lokal socjalny, który początkowo miała otrzymać rodzina, jest po remoncie i ma własną toaletę. Co prawda nie w środku, ale tuż obok lokalu. Masłowski zaznaczał, że nowe mieszkanie będzie nie tylko tańsze, ale też bezpieczniejsze.
- W lokalu, w którym obecnie mieszka Pani Wioletta Szmajdzik zdrowie i życie jej rodziny jest zagrożone. Używa bowiem w zamkniętych pomieszczeniach butli z gazem, co powoduje poważne zagrożenie wybuchem gazu - argumentował urzędnik.
Czy jednak 31 metrowe mieszkanie (pokój z kuchnią) to wystarczające miejsce do życia dla pięcioosobowej rodziny, która spodziewa się kolejnego dziecka?
- Lokal ten spełnia ustawowe kryteria lokalu socjalnego dla 4-osobowej rodziny - ucina Marcin Masłowski i zaznaczał, że już po urodzinach kolejnego dziecka łodzianki (w grudniu) kobieta będzie mogła liczyć na inne, większe mieszkanie.
"Wybrałam rodzinę, nie rachunki"
Urzędnicy wyliczyli, że pani Wioletta ma ogółem ponad 33 tys. złotych długu. W tej kwocie, oprócz niezapłaconych rachunków, są też odsetki, koszty sądowe i egzekucyjne.
- Nie poradzę sobie z tym wszystkim. A przecież ten ciężar spadł na nas bez naszej winy - opowiada kobieta.
Wyjaśnia, że musiała przestać pracować w 2008 roku, bo miała problemy ze zdrowiem.
- Miałam rwę kulszową, która uniemożliwiła mi pracę - tłumaczy.
Zaznacza, że pracowała później dorywczo, ale nie wystarczało na rachunki, opiekę nad dziećmi i zmarłą dwa lata temu babcią (która była głównym najemcą lokalu przy Orlej).
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź