Krakowski sąd w postępowaniu apelacyjnym zdecydował o przekazaniu sprawy Bajkowskich do ponownego rozpatrzenia do pierwszej instancji. Trójka chłopców zostanie na razie w placówce opiekuńczej.
W uzasadnieniu sąd wskazał na dysfunkcyjność rodziny Bajkowskich. Postawę ojca ocenił jako negatywną wobec dzieci, ale bez jego świadomych działań - dowiedział się reporter TVN24.
W prokuraturze toczą się dwa postępowania z zawiadomienia sądu rodzinnego. Jedno dotyczy znęcania się nad rodziną przez ojca, drugie w sprawie gróźb kierowanych przez niego wobec kuratorki.
Dzieci zabrane ze szkoły
30 stycznia krakowski sąd postanowił, że trójka chłopców (13-letnie bliźniaki i 10-latek) trafią do domu dziecka. Orzeczenie to opatrzono klauzulą natychmiastowej wykonalności. 6 marca kurator sądowy, w asyście policji, zabrał dzieci prosto ze szkoły i umieścił je w placówce wychowawczej.
Rodzice dzieci złożyli zażalenia zarówno na natychmiastowy tryb wykonalności decyzji, jak i samą decyzję o ograniczeniu praw rodzicielskich i odebraniu dzieci. 20 marca sąd uznał, że decyzja o umieszczeniu dzieci w domu dziecka w trybie natychmiastowym była uzasadniona.
W czwartek sąd rodzinny w wydziale odwoławczym uznał jednak, że postępowanie w sprawie ograniczenia władzy rodzicielskiej i odebrania dzieci jest nieważne. Jak uzasadnił, rodzice nie mieli dostępu do drugiej, uzupełniającej, opinii, na podstawie której sąd podejmował decyzję. Ograniczone zostało ich prawo do obrony, dlatego sąd uchylił to postanowienie i sprawę przekazał do ponownego rozpoznania. Do tego czasu dzieci pozostaną w domu dziecka.
Sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności. Z uwagi na nagłośnienie sprawy sąd dopuścił jednak obecność mediów podczas ustnego uzasadnienia swojej decyzji. Według sądu apelacja rodziców była zasadna.
"Dysfunkcyjna rodzina"
- Nie ulega dla sądu drugiej instancji najmniejszej nawet wątpliwości, że rodzina państwa Bajkowskich jest rodziną dysfunkcyjną, że w rodzinie tej dochodziło do przemocy, że ta przemoc była odbierana w sposób jednoznacznie krzywdzący przez dzieci - powiedziała w uzasadnieniu sędzia Jadwiga Osuchowa. - Dzieci były świadome tego, że w stosunku do nich stosowana jest przemoc i konsekwencją może być umieszczenie ich w domu dziecka.
Według sądu nie ulega też wątpliwości, że konieczne było zastosowanie środka zaradczego.
Sąd zwrócił też uwagę na postawę rodziców, a zwłaszcza Bartosza Bajkowskiego. - Sąd Okręgowy przeprowadził szereg czynności, z których wynikało jednoznacznie, że pan Bajkowski absolutnie nie ma świadomości swoich negatywnych zachowań w stosunku do dzieci, że neguje swoje postawy i nie widzi możliwości ani nie chce podjąć współpracy - mówiła sędzia w uzasadnieniu.
Zaznaczyła, że dopiero w ostatnich dniach pojawiły się przesłanki świadczące o tym, że ojciec chce podjąć współpracę. - Nawet chce się usunąć z domu, żeby dzieciom, gdyby wróciły, stworzyć odpowiednie warunki - dodała. Zwróciła także uwagę, że choć rodzice nie pracują zawodowo, nie stawili się na dwa spotkania terapeutyczne, tłumacząc się innymi zobowiązaniami. - Wydaje się sądowi, że opieka nad dziećmi, które są w bardzo trudnej sytuacji psychicznej, również poprzez nagłośnienie sprawy w mediach, jest najważniejsza i nie ma sprawy pilniejszej niż poddanie się przez oboje rodziców psychoterapii - dodał sąd.
"Nie było przemocy"
- To są bzdury! Nieprawda! Nie było przemocy! Żadnej! Kochamy oboje nasze dzieci, są dla nas najważniejsze w życiu. Chcemy, żeby wyrosły na mądrych, szczęśliwych, odpowiedzialnych ludzi - mówiła dziennikarzom matka chłopców.
Ojciec dzieci twierdzi natomiast, że razem z żoną korzystają z pomocy specjalisty ds. pracy socjalnej z rodziną i uczestniczyli w trzech spotkaniach. - Odbyły się dwa spotkania z psychologami z domu dziecka. Do terapeutów nie mamy zaufania, proszę nas zrozumieć, ja odbieram postraszenie nas sądem jako szantaż - mówił Bajkowski.
Sami zgłosili się na terapię
Rodzina Bajkowskich w 2010 roku zgłosiła się na terapię do Krakowskiego Instytutu Psychologii. Po dwóch latach zdecydowali się ją przerwać. Miesiąc później terapeuci zawiadomili sąd o stosowaniu przemocy wobec dzieci. Ojciec tłumaczył, że chodziło tylko o klapsy.
Z kolei krakowski sąd od samego początku ostrzegał przed pochopnym ocenianiem sprawy i zwracał uwagę, że dzieci nie zostały odebrane małżeństwu Bajkowskich "za klapsa".
Po publikacjach w mediach sprawą zainteresował się minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który wyznaczył wizytatora do obserwowania sprawy. Do sprawy przystąpił Rzecznik Praw Dziecka oraz krakowska prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie znęcania się ojca nad dziećmi. Zawiadomienie w tej sprawie złożył sąd. W połowie marca ok. 150 osób przeszło przez Kraków w obronie rodziny Bajkowskich.
RPD wyjaśniał, że wgląd w sytuację tej rodziny był konieczny, a terapeuci, składając wniosek do sądu, zrobili to, co trzeba. Zdaniem Rzecznika działania zabezpieczające dzieci były konieczne, ale skierowanie ich do domu dziecka było przedwczesne i nie zostało poprzedzone właściwą analizą materiału dowodowego. Dodał, że wnioskował o zabezpieczenie sytuacji dzieci przez ustanowienie kuratora i podjęcie działań terapeutycznych wobec rodziców.
Autor: jś,pk/mz/k / Źródło: TVN24 Kraków, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24