Ludzie stali i płakali. Przez plotkę? "Lekarz popełnił błąd, przepraszamy"

Pacjenci nie mieścili się gmachu przychodni
Pacjenci nie mieścili się gmachu przychodni
Źródło: TVN24 Łódź

Dziesiątki ludzi, w tym starsi, schorowani, stali od świtu w ciągnącej się w nieskończoność kolejce. Za czym? By dostać się do specjalisty. Przychodnia wyznaczyła "dzień rejestracji". Jeden. Zapisy odbywały się w myśl zasady: kto pierwszy, ten lepszy. Ludzie płakali, kierowniczka placówki zamknęła się w swoim gabinecie. Szpital zarządzający poradnią twierdzi, że problem powstał przez... plotkę. A NFZ zmienia zdanie i nie wyklucza, że ukarze przychodnię.

"Chcecie iść do specjalisty? To zapiszcie się 1 października. Kto pierwszy, ten lepszy" - taką informację mieli usłyszeć podczas wcześniejszych wizyt pacjenci Poradni Endokrynologicznej i Regionalnego Ośrodka Menopauzy i Osteoporozy w Łodzi. Efekt?

Pod ośrodkiem od wczesnych godzin porannych, na trzy godziny przed rozpoczęciem pracy rejestracji ustawiały się tłumy ludzi. Kolejka była długa na kilkaset metrów i kończyła się już poza gmachem - kilka adresów dalej. Sznur czekających ludzi widać na zdjęciach, które zostały przesłane przez internautów.

"Jak bydło", "wstyd"

- Aż się płakać chce. Przecież tu ludzie schorowani są - załamywała ręce pani Maria, która na zapisanie się do lekarza czekała ponad cztery godziny.

Kolejka ludzi do przychodni przy ul. Wierzbowej 38
Kolejka ludzi do przychodni przy ul. Wierzbowej 38
Źródło: Aro Rygała | Twitter

- To jest obłęd. Traktowanie ludzi jak bydło. Wstyd, że takie rzeczy dzieją się w wolnym kraju - dodawała pani Grażyna. Kobieta stała w kolejce od szóstej rano, mimo że chodzi o kulach. Przed kamerą TVN24 zaczyna płakać.

Przedstawiciele przychodni nie chcieli z nami rozmawiać. Kierowniczka poradni, którą spotkaliśmy na korytarzu, zignorowała zadawane przez nas pytania i bez słowa zamknęła się w swoim gabinecie.

Wszystko przez plotkę?

Dlaczego w placówce doszło do dramatycznych scen? Przedstawiciele szpitala, który zarządza przychodnią, twierdzą, że wszystko przez jednego z pracowników.

- Któryś z lekarzy zaczął mówić o terminie zapisywania pacjentów. To był błąd, który szybko się nawarstwił i doprowadził do zamieszania - mówi tvn24.pl Jacek Dudek, rzecznik szpitala im. WAM, zarządzający poradnią endokrynologiczną przy ul. Wierzbowej.

Jacek Dudek przeprasza pacjentów i zapewnia, że "więcej taka sytuacja nie będzie miała miejsca".

- Zawinił tu błąd ludzki. Potem o rzekomym terminie rejestrowania pacjentów zaczęło mówić coraz więcej osób. Rozesłaliśmy pisma do wszystkich podległych nam placówek, żeby nikt nie mówił o "dniu zapisów" - tłumaczy nasz rozmówca.

Szpital im. WAM stara się wyjaśnić, który lekarz dopuścił się błędu. Kiedy jednak dopytujemy o to, jakie konsekwencje mogą zostać wyciągnięte od winnego, Dudek nie chce udzielić jednoznacznej odpowiedzi.

- Sprawa jest na bardzo wczesnym etapie. Nie wiemy na razie, jak skończy się ta sprawa - kończy.

Pacjenci w olbrzymich kolejkach

Pacjenci w olbrzymich kolejkach

NFZ: przychodnia łamie prawa pacjentów

Narodowy Fundusz Zdrowia w Łodzi był oburzony sytuacją z czwartku. Anna Leder, rzeczniczka funduszu podkreśla, że żadna przychodnia nie ma prawa wyznaczać pacjentom konkretnego dnia na zapisy do lekarza.

- Zwłaszcza dla pacjentów, którzy latami leczą się w poradni specjalistycznej, umawianie kolejnych wizyt powinno się odbywać podczas bieżącej wizyty u specjalisty. Tworzenie "dnia zapisów" jest łamaniem praw pacjentów - podkreśla nasza rozmówczyni.

Fundusz zmienia zdanie

NFZ zażądał wyjaśnień od przychodni. Zarządzający placówką szpital odpowiedział, że "sytuacja była niezamierzona i wyniknęła z nieprawidłowej interpretacji przepisów Kierowników Poradni w tej lokalizacji".

Leder tłumaczyła w rozmowie z tvn24.pl, że zamieszanie w przychodni na razie nie skończy się żadną karą finansową.

Kiedy dopytywaliśmy o ewentualną karę dla przychodni, Leder stwierdziła, że "takie decyzje są podejmowane na podstawie przeprowadzanych przez Fundusz kontroli".

- W tym wypadku o zamieszaniu wiemy z relacji medialnych. Jak dotąd żaden z pacjentów nie złożył oficjalnej skargi - tłumaczyła rzeczniczka Funduszu.

Już po publikacji tekstu na portalu tvn24.pl Fundusz stwierdził, że bezkarność poradni nie jest pewna.

- Nie wykluczamy, że przeprowadzimy tam kontrolę. W takiej sytuacji poradnia będzie mogła być ukarana. Wysokość kary finansowej to 1 proc. wartości kontaktu - dodaje Leder. I apeluje do pacjentów, żeby ci zawsze informowali o wszystkich niepokojących sytuacjach, na które napotykają w czasie wizyty u lekarza.

- Już zgłosiła się do nas jedna z pacjentek, która złożyła oficjalną skargę. Dzięki takim postawom łatwiej będzie nam walczyć z tak dramatycznymi sytuacjami jak ta przy ul. Wierzbowej - mówiła przed kamerą TVN24.

Sierpień? Nie jest źle

Tłumy pacjentów w przychodni były aż do jej zamknięcia - do godz. 18. Ci, którzy stanęli w kolejce około godz. 14, do końca nie byli pewni, czy uda im się dostać do okienka rejestracji.

- Przed chwilą jakaś pani powiedziała, że wyznaczono jej termin na sierpień przyszłego roku. I tak nie jest źle, boję się, że u mnie będzie gorzej - kwitowała pani Marianna.

Jak informują internauci, po "dniu zapisów" najbliższy wolny termin wizyty u endokrynologa to... wrzesień przyszłego roku.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl

Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: