Krystian Broll do końca życia mieszkał w domu bez ogrzewania. Słabł. Karetka coraz częściej zabierała go do szpitala. Jego adwokat pisał do sądu o przynajmniej częściowe odszkodowanie za niesłuszne pozbawienie wolności. Sprawa toczyła się ponad rok. Zrujnowany materialnie i zdrowotnie przez ośmioletni pobyt w szpitalu psychiatrycznym mężczyzna zmarł w środę.
Krystian Broll nie powinien czekać. Miał białaczkę. Nie miał za co żyć.
- Dwa, trzy terminy rozpraw, każdy co trzy tygodnie i zapada wyrok - tak, zdaniem Piotra Wojtaszaka, adwokata Brolla, powinny przebiegać procesy o zadośćuczynienie za niesłuszne pozbawienie wolności. - Szybko, przed innymi sprawami - mówi prawnik, powołując się na kodeks postępowania karnego.
Po nowelizacji przepisów już tego paragrafu nie ma. Ale obowiązywał jeszcze w lipcu 2015 roku, gdy Broll składał pozew, dlatego sąd w jego sprawie powinien się do niego stosować.
Broll najpierw spędził osiem lat w szpitalu psychiatrycznym. Wyszedł w 2014 roku wyrokiem Sądu Najwyższego i zażądał 14,5 mln zł odszkodowania. Proces przed Sądem Okręgowym w Katowicach zaczął się w lutym 2016 roku i jeszcze się nie skończył, chociaż mężczyzna już nie żyje.
Zmarł w środę. Nie dostał nic.
Sąd powoływał kolejnych biegłych...
- Jeśli jest orzeczenie Sądu Najwyższego, niepotrzebne było przeprowadzanie drobiazgowego postępowania dowodowego, jak w procesie cywilnym. Tutaj Skarb Państwa odpowiada na zasadzie ryzyka. Krzywda Brolla jest niewątpliwa. Ale sąd katowicki o tym zapomniał - mówi Wojtaszak.
We wrześniu 2016 roku sędzia - przy sprzeciwie Wojtaszaka - powołał biegłych z toksykologii, by ocenili, czy stan zdrowia Brolla jest wynikiem pobytu w szpitalu psychiatrycznym, w szczególności farmakoterapii.
- I sprawa utknęła w martwym punkcie - mówi mecenas.
Biegli dwukrotnie - w październiku - odmówili wydania opinii w tej sprawie. Broll dowiedział się o tym dopiero na rozprawie 3 listopada, kiedy sąd powołał kolejnych biegłych, tym razem z farmakologii i onkologii.
Mieli dwa miesiące na wydanie opinii. Zrobili to dopiero w lutym 2017 roku. - Nie wykluczyli związku stanu zdrowia Brolla z leczeniem w szpitalu - mówi Wojtaszak.
Paradoksalnie, ta pozytywna dla sprawy Brolla opinia, przez to, że powstawała tak długo, okazała się gwoździem do jego trumny.
...a Broll marzł
Broll czekał na finał sprawy w zimnym mieszkaniu. Po wyjściu ze szpitala zastał swój dom w Woszczycach na Śląsku ogołocony przez złodziei.
Zabrali wszystko, co dało się wyrwać ze ściany, w tym kaloryfery. Zniszczenia dopełniła aura. Grad podziurawił dach, przeciekająca deszczówka zagrzybiła ściany, wybrzuszyła parkiety, wysadziła z futryn okna i drzwi.
Broll miał 72 lata, zdiagnozowaną białaczkę limfatyczną (według jego lekarza nabytą, nie genetyczną) i za emeryturę musiał remontować dom. Wojtaszak: - Pożyczał pieniądze na życie.
Ostatnią zimę spędził przy piecu typu koza.
Z 14,5 mln chciał chociaż część
Coraz częściej karetka zabierała Brolla do szpitala. Mdlał z powodu niedokrwistości, musiał mieć przetaczaną krew. Pobyt w klinice hematologicznej uniemożliwił mu obecność na ostatniej rozprawie 3 listopada. Sąd musiał więc wiedzieć, że pokrzywdzony nie czuje się najlepiej. Wojtaszak skrupulatnie o tym informował, wnioskując o wydanie wyroku częściowego w oparciu o zgromadzony już materiał dowodowy.
- Podstawą był fakt pozbawienia wolności. To, jak leczony był Broll w szpitalu psychiatrycznym, jest osobną kwestią. Ale o tym, że był tam niesłusznie stwierdził w swoim orzeczeniu Sąd Najwyższy, uchylając orzeczenia sądów powszechnych - mówi adwokat.
Twierdzi, że Broll od ręki powinien dostać część odszkodowania za błędy sądów: rejonowego w Rybniku i okręgowego w Gliwicach (Sąd Najwyższy określił ich działanie w sprawie Brolla, jako rażące naruszenie przepisów prawa procesowego, nierzetelne i powierzchowne). Jako dowód załączał wypisy Brolla ze szpitala. - Stan zdrowia realnie zagraża jego życiu - podkreślał we wnioskach do sądu.
"Sąd musi dbać o interes Skarbu Państwa"
- Wypowiem się w tej sprawie w poniedziałek, po zapoznaniu się z aktami sprawy - powiedział nam Jacek Krawczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach.
Zapytaliśmy go, dlaczego sprawa Brolla toczyła się tak długo, po co powoływano biegłych i czy nie można było zapłacić pokrzywdzonemu chociaż części pieniędzy.
Z protokołu rozprawy z 3 listopada wiemy, że sąd odmówił częściowego wydania wyroku, bo kodeks postępowania karnego tego nie przewiduje.
Wojtaszak tymczasem argumentował, że przepisy obowiązujące w tym postępowaniu to tzw. przepisy specjalne, ukierunkowane na szybkie rozstrzygnięcie sprawy, w założeniu bardziej korzystne dla osób skrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości niż te, obowiązujące w zwyczajnej sprawie cywilnej o zapłatę.
- W tej sprawie prowadzonej na podstawie przepisów KPK można posiłkowo stosować przepisy kodeksu postępowania cywilnego, jeśli przepisy KPK czegoś nie regulują - podnosił.
- Moim zdaniem w tym przypadku KPK wszystko normuje, ale to sprawa sporna – mówi karnista prof. Piotr Kruszyński.
- Interpretacji może być wiele, ale najważniejszy jest cel, czyli szybkie zadośćuczynienie – podkreśla Wojtaszak. Przypomniał to również prezesowi katowickiego sądu okręgowego: "Zaistniała sytuacja stoi w sprzeczności z celem postępowania, jakim jest wynagrodzenie wnioskodawcy jego krzywdy i poniesionych strat. Zważywszy na wiek i ciężki pogarszający się stan zdrowia Wnioskodawcy do Sądu kierowane były liczne pisma, informujące o konieczności jak najszybszego wyrokowania sprawy".
9 lutego 2017 roku adwokat w imieniu Brolla zwrócił się do prezesa o objęcie nadzorem jego sprawy "w związku z uchybieniami w zakresie sprawności postępowania sądowego". - Sąd działał przewlekle - ocenia Wojtaszak w rozmowie z tvn24.pl.
Dlaczego? - Na rozprawie 3 listopada sędzia powiedział: "Sąd musi dbać o interes Skarbu Państwa" – Wojtaszek przytoczył słowa godzące, jego zdaniem, w niezawisłość sądu, również w piśmie do prezesa.
Wypunktował, ile Broll czekał na opinie biegłych (ostatecznie do 10 lutego) i dlaczego jego zdaniem te opinie były bezcelowe i niekonieczne dla wydania wyroku.
Broll dostał odpowiedź (datowaną na 3 marca) w piątek, czyli dwa dni po śmierci. - W związku z przesłaniem przez biegłych opinii nie widzę obecnie podstaw do objęcia sprawy nadzorem - napisał Igor Niedobecki, wiceprezes sądu.
Zamknięty bez procesu
Sprawa Krystiana Brolla bulwersująca jest od samego początku. Projektant i elektryk w 2006 roku został zabrany przez policję z ulicy w swojej miejscowości i odwieziony do szpitala psychiatrycznego. Powód: groźby karalne. Miał powiedzieć do kogoś: zabiję cię. Ale nie skonfrontowano go z oskarżycielem. Nie miał procesu.
Prokuratura zleciła zbadać Brolla psychiatrycznie, lekarze stwierdzili paranoję, a w obowiązkowych co półrocznych opiniach podtrzymywali konieczność leczenia w zamknięciu.
Broll porównywany był w mediach do McMurphy'ego, bohatera głośnej powieści Kena Keseya "Lot nad kukułczym gniazdem". Nie zgadzał się na swoje uwięzienie, pisał skargi, aż jego sprawa dotarła do rzeczników praw pacjenta i spraw obywatelskich, którzy spowodowali kasację wyroku w Sądzie Najwyższym.
Broll, jak bohater Keseya, podburzył innych pacjentów szpitala. Powiedział Wojtaszakowi, że jest tam jeszcze taki Feliks Meszka, który tak jak on za nieudowodnione groźby karalne siedzi już 11 lat. I Stanisław Belski, zamknięty ósmy rok, również bez procesu, za kradzież kilku paczek kawy.
Z pomocą Wojtaszaka Meszka (w grudniu 2015 roku) i Belski (w lutym 2016) odzyskali wolność. Pierwszy walczył o 12,3 mln zł odszkodowania. Proces toczył się w Krakowie i, zdaniem adwokata, przebiegał przykładnie. Ale pokrzywdzony przed ostatnią rozprawą zmarł. Miał 79 lat i problemy z prostatą.
- Oni wyszli z tego szpitala półżywi, bez zębów, schorowani - mówi adwokat.
Belski, aplikowany w szpitalu elektrowstrząsami, dotąd nie zdecydował się na walkę i niebawem - według KPK po roku - jego sprawa się przedawni.
Następna rozprawa Brolla zaplanowana była 22 marca. Jak mówi Wojtaszak, skończy się umorzeniem. Nawet, gdyby odszkodowanie zostało zasądzone rodzina pokrzywdzonego nie może go odziedziczyć. KPK na to nie zezwala.
Czy Broll po raz kolejny został skrzywdzony przez sąd, umierając bez powetowania krzywdy?
Prof. Kruszyński: - Największym koszmarem polskiego wymiaru sprawiedliwości nie są błędne wyroki - takie zdarzają się wszędzie. Źle jest, że się tak długo czeka na rozstrzygnięcie. Sąd mógł działać szybciej, wiedząc, że pokrzywdzony jest tak chory. To nie jedyny przypadek, pokazujący, że powolność niesie nieodwracalne skutki.
Najbardziej niekorzystnie na przewlekłość procesów, zdaniem naszych komentatorów, wpływa praca biegłych, źle opłacanych, a więc też nie mobilizowanych do pośpiechu. Nie rzucą innych zleceń dla sądu.
- Być może to kolejny argument za tym, żeby przenieść sprawy odszkodowawcze do kodeksu postępowania cywilnego. Tam odszkodowanie przechodzi na spadkobierców – mówi Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Pacjenci mieliby też więcej czasu na otrząśnięcie się po pobycie w szpitalach psychiatrycznych, bo roszczenia na drodze cywilnej nie przedawniają się tak szybko. I mieliby prawo do ubiegania się o częściowe odszkodowanie przed zapadnięciem wyroku.
Co na to Ministerstwo Sprawiedliwości
- Ministerstwo Sprawiedliwości w dniu dzisiejszym wystąpiło do Prezesa Sądu Apelacyjnego w Katowicach z pismem o przesłanie informacji dotyczących przebiegu postępowania w sprawie o odszkodowanie [Krystiana Brolla - red.] - poinformowała nas w piątek Milena Domachowska, główny specjalista Wydziału Komunikacji Społecznej i Promocji w biurze ministra po przedstawieniu jej szczegółów sprawy.
Dotąd nikt w organach sprawiedliwości nie poniósł żadnych konsekwencji za sprawę Brolla.
Autor: Małgorzata Goślińska / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice