W kaloszach i przez okna. Mieszkańcy Sulikowa tylko w ten sposób mogą wejść do swoich domów, które w poniedziałek zalała rzeka Czerwona Woda.
- Deszcz pada bardzo intensywnie od pięciu dni. W niedzielę rzeka Czerwona Woda jeszcze opadła, ale w nocy, po kolejnym deszczu, zaczęła bardzo szybko się podnosić. W ciągu niespełna pięciu godzin wyszła z koryta i zalewa kolejne domy - mówi Jacek Staszczuk, jeden z mieszkańców Sulikowa.
"Nie da się tu żyć". Zalało dom po remoncie
Wśród budynków, do których wdarła się woda, jest m.in. dom Marii i Henryka. Jedyny sposób, by dostać się do środka, to wejście przez okno.
- Remont był w 2010 roku, po wielkiej powodzi. Od podstaw robiliśmy wtedy wszystko - fundamenty, posadzki, tynki - wspomina pan Henryk, patrząc na ponownie zalany parter.
- Nie chce i nie da się tu dłużej żyć, przy tej rzeczce - dodaje pani Maria.
Wody w domu po kolana
Czerwona Woda wdarła się do kilkunastu budynków. Mieszkańcy i strażacy nie zdążyli ich zabezpieczyć workami z piaskiem. Teraz liczą na wzajemną pomoc i pompowanie, ale póki co, wody jest zbyt dużo, by cokolwiek zrobić.
- Tu worki nic nie pomogą. Trzeba siedzieć, patrzeć i meble podnosić. Nic się nie zrobi, domu się nie podniesie do góry - dodaje Jacek Zasadziński.
Na razie, by ocalić dobytek, mieszkańcy ustawiają wysoko meble. Chodzą w kaloszach, bo woda w ich domach sięga nawet do kolan.
Za oknami, zamiast drogi i ogródków, mają szeroko rozlaną rzekę.
- Jest katastrofa. Nawet się nie spodziewaliśmy, nie było ostrzeżeń, że rzeka wyleje po naszej stronie. Powiedzieli, że będą zakładać rękawy, ale do tej pory nikt się nie zjawił. Rzucili stare worki, piasek daliśmy swój i zostaliśmy sami sobie - narzeka jeden z mieszkańców.
Fala jeszcze przechodzi
- Zaniepokojenie mieszkańców jest uzasadnione, bo na rzece przechodzi fala kulminacyjna. Woda opadła już o kilkadziesiąt centymetrów, stąd moje przypuszczenia, że już się nie podwyższy. Niestety, czekają nas kolejne opady - przyznaje Robert Starzyński, wójt Sulikowa.
Według niego worki z piaskiem pojawiły się wtedy, gdy były potrzebne. Mieszkańcy twierdzą, że były za późno.
- Ostatnie dwa dni monitorowaliśmy sytuację na bieżąco, służby były pod telefonem. Staraliśmy się w miarę reagować na to, co się dzieje - dodaje wójt.
Autor: ansa/mz / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław