Matka i córka z wyrokami za znęcanie się nad psami

W takich warunkach były przetrzymywane rasowe psy
Folwarki Małe. W budynku nie było wody i prądu (24.10.2019)
Źródło: TOZ Białystok
43-latka i jej 22-letnia córka usłyszały wyroki dziesięciu oraz sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu za znęcanie się nad zwierzętami. Kobiety prowadziły hodowlę psów w Folwarkach Małych (Podlaskie). Z ustaleń wynika, że 26 zwierząt trzymanych było w fatalnych warunkach - w małych transporterach, bez dostępu do jedzenia i wody. Nie będą mogły przez trzy lata prowadzić hodowli, ale będą mogły posiadać psy. Wyrok jest prawomocny. 

Nieprawomocne wyroki w tej sprawie zapadły w kwietniu zeszłego roku przed białostockim sądem rejonowym. Skazane kobiety dostały nieprawomocne wyroki dziesięciu i sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu. Sąd orzekł też trzyletnie zakazy prowadzenia hodowli psów i przepadek zwierząt. Skazane mają także zapłacić łącznie 30 tys. zł nawiązki na rzecz białostockiego oddziału TOZ.

W piątek, 23 maja, Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalił apelację obrońcy (chciał uniewinnienia) i pełnomocnika Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (chciał m.in. dodatkowych pięciu lat zakazu posiadania zwierząt). Zmienił jedynie zapis o zakazie prowadzenia działalności i rozszerzył go - z działalności gospodarczej - na działalność ogólnie.

W takich warunkach były przetrzymywane rasowe psy
W takich warunkach były przetrzymywane rasowe psy
Źródło: TOZ Białystok

Prokuratura: trzymane były w niewielkim, wiejskim domku

Skazane w tym procesie kobiety to matka i córka. Mają obecnie 43 i 22 lata. Zarzuty obejmowały okres od marca do października 2019 roku i dotyczyły prowadzenia hodowli psów we wsi Folwarki Małe w podbiałostockiej gminie Zabłudów. Prokuratura oskarżyła obie kobiety, że działając wspólnie i w porozumieniu, znęcały się nad psami, co miało polegać na utrzymywaniu zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania.

Chodziło głównie o psy rasy bulterier i staffordshire bulterier, trzymane w niewielkim, wiejskim domku. W opisie zarzutów była mowa o zanieczyszczonych psimi odchodami pomieszczeniach, gdzie było duże stężenie amoniaku w powietrzu i gdzie znajdowały się też niebezpieczne dla zwierząt przedmioty, przetrzymywaniu tych psów w dużym zagęszczeniu i hałasie.

Po wypuszczeniu z klatek niektóre psy pełzały po trawie
Po wypuszczeniu z klatek niektóre psy pełzały po trawie
Źródło: TOZ Białystok

Przebywały w transporterach, które powinny służyć wyłącznie do transportu

Część psów bytowała w małych i brudnych transporterach, czyli kontenerach, które powinny służyć wyłącznie do transportu zwierząt. Mowa też była m.in. o braku dostępu do odpowiedniego pokarmu i do wody przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby.

Sąd pierwszej instancji nieco zmienił opis czynów (m.in. skrócił okres objęty zarzutami), ale uznał, że doszło do znęcania się nad 26 psami i świadomego dopuszczenia się zadawania im cierpień. Orzekł zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, jak hodowla psów, ale nie zakazał im posiadania psów.

Sąd: apelacja obrońcy to jedynie subiektywna ocena dowodów

Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał dokonaną przez pierwszą instancję ocenę zebranych w sprawie dowodów za prawidłową. Uzasadniając wyrok, sędzia Dariusz Orłowski mówił, że apelacja obrońcy to jedynie subiektywna ocena tych dowodów i "dowolna polemika" z ustaleniami sądu rejonowego.

- Brak jest podstaw do kwestionowania prawidłowości postępowania dowodowego, nie wymagało ono uzupełnienia - mówił sędzia.

Przywoływał zapisy prawne, które definiują znęcanie się nad zwierzęciem i jakie może ono przybierać formy. Zwracał przy tym uwagę, że nie jest to zamknięty katalog zachowań. Sędzia Orłowski mówił, że nie da się podważyć zebranych w sprawie dowodów - zeznań świadków czy opinii biegłych, a zwłaszcza zdjęć z miejsca, gdzie zwierzęta bytowały.

Według ustaleń zaniedbania były długotrwałe

Podkreślał, że oskarżonym nie zarzucano, iż doszło do obrażeń u zwierząt, ale do takich zachowań, które wywoływały u psów ból i cierpienie. Choć zaznaczył, że były wśród tych zwierząt i takie, które miały "fizyczne oznaki będące skutkiem ich niewłaściwego bytowania", np. ubytki sierści czy zmiany alergiczne.

Sędzia mówił też, że zebrane dowody wskazują, iż stan zwierząt w momencie odkrycia sytuacji w hodowli nie był skutkiem jakiegoś jednodniowego zaniedbania, ale były to zaniedbania długotrwałe.

Odnosząc się do argumentów obrony, że problemy lokalowe hodowli były przejściowe i związane z koniecznością zmiany jej miejsca, sędzia Orłowski mówił, że nie jest to żadne usprawiedliwienie.

- Jeżeli nie miały one (oskarżone - red.) odpowiednich warunków, środków, sił i możliwości do prowadzenia hodowli, to nie powinny prowadzić hodowli bądź wykazać jakąkolwiek inicjatywę, aby uzyskać pomoc od odpowiednich podmiotów. Tymczasem kontynuowały one hodowlę, nie bacząc na dobrostan zwierząt pozostających pod ich opieką - mówił sędzia.

Odnosząc się do wysokości kar, ocenił, że łagodniejsze "z pewnością jedynie utwierdziłyby oskarżone w poczuciu bezkarności, a także w odczuciu społecznym byłyby z pewnością odebrane jako zbyt łagodne".

Sąd odwoławczy nie uwzględnił wniosków z apelacji pełnomocnika TOZ, który chciał przede wszystkim orzeczenia dodatkowo pięciu lat zakazu posiadania zwierząt. Jak mówił sędzia Orłowski, okoliczności sprawy nie wskazują, że oskarżone - mając zwierzęta prywatnie, a nie w komercyjnej hodowli - również w ten sposób naruszyły prawo.

TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Czytaj także: