Zamieszanie na lotniskach, kłopoty pasażerów. LOT chce rekompensaty od Eurolotu za odwołane rejsy

Prezentacja samolotu Bombardier Q400 NextGen zakupionego dla linii lotniczych Eurolot
Prezentacja samolotu Bombardier Q400 NextGen zakupionego dla linii lotniczych Eurolot
Źródło: TVN24

Tylko we wrześniu i październiku LOT musiał odwołać kilkadziesiąt rejsów wynajmowanymi od Eurolotu samolotami. Władze PLL LOT twierdzą, że spółka, w której mają udziały, nie jest w stanie wywiązywać się z nowej umowy o współpracy. Władze przewoźnika szacują straty w milionach złotych. I domagają się zwrotu części poniesionych kosztów. Eurolot nie ma sobie nic do zarzucenia.

Spór jest o tyle ciekawy, że dotyczy spółek, w których większościowe udziały ma Skarb Państwa.

Kilka miesięcy temu PLL LOT i Eurolot zmieniły zasady dotychczasowej współpracy i podpisały nową umowę (ACMI). Zaczęła obowiązywać 1 czerwca. Na jej mocy Eurolot (LOT jest mniejszościowym udziałowcem spółki), zobligował się do świadczenia usług na rzecz największego lotniczego polskiego przewoźnika siedmioma nowymi samolotami typu Bombardier.

Tyle że jeszcze w czerwcu Eurolot zaczął mieć problemy z wprowadzaniem nowych maszyn do rozkładu lotów. Przewoźnik nie był w stanie ich zapewnić, dlatego coraz częściej zdarzały się sytuacje podstawiania innych maszyn (starszych ATR-ów), lub niepodstawiania ich wcale. Rejsy odbywały się wtedy albo samolotami LOT-u, albo były odwoływane. Kulminacja tej sytuacji nastąpiła we wrześniu i październiku.

Duże pieniądze, straty w milionach

LOT szacuje, że od początku obowiązywania nowej umowy, spółka straciła prawie sześć milionów złotych, a więc kilkanaście procent z zaplanowanego na ten rok zysku (już wiadomo, że nie uda się go wypracować). W sumie mniejsze lub większe problemy miało ponad 50 tysięcy pasażerów, a kłopoty dotknęły prawie 800 rejsów. Według wyliczeń LOT-u tylko w pierwszych dwóch tygodniach października odwołanych zostało ok. 20 lotów a strata wyniosła prawie milion złotych.

Przez pierwsze tygodnie, LOT przymykał oko. Strony umówiły się bowiem, że do czasu dostarczenia wszystkich samolotów umowa będzie miała "charakter przejściowy", a więc, że LOT nie będzie karał swojego partnera za problemy z wprowadzeniem maszyn na siatkę połączeń.

"Nie możemy tego tolerować"

Problem jednak w tym, że skala tych kłopotów okazała się coraz większa. W PLL LOT sugerują, że władze Eurolotu celowo wykorzystały brak zapisów o odpowiedzialności finansowej m.in. za odwoływanie rejsów.

I podają przykład. 9 października Eurolot poinformował, że przez problemy techniczne nie będzie mógł podstawić dwóch samolotów typu ATR. LOT odwołał w związku z tym trzy rejsy: z Warszawy do Wrocławia, z Wrocławia do Monachium i Monachium do Wrocławia. Godzinę po tej decyzji na siatkę Eurolotu wrócił inny samolot, który miał pozostawać niesprawny jeszcze kilkanaście godzin i zaczął odbywać normalne rejsy, tyle że nie na trasach PLL LOT.

Władze Eurolotu nie mają sobie nic do zarzucenia. Na pytanie o przyczynę licznych opóźnień lub odwołań rejsów, które miały odbywać się samolotam spółki, jej rzecznik Anna Rusajczyk odpowiada: "Trudno jest podać jakiekolwiek konkretne informacje dotyczące (tych) powodów".

Czy firma celowo wykorzystuje niektóre punkty umowy? – Eurolot wywiązuje się z jej zapisów – odpowiada rzecznik.

Czy to prawda, że PLL LOT wysłały do Eurolotu pierwsze wezwania do zapłaty z tytułu kosztów odwołanych rejsów?

Rusajczyk: - Kwestia rozliczeń pomiędzy spółkami stanowi tajemnicę handlową.

Dodatkowo władze Eurolotu twierdzą, że "okres przejściowy" nie zakończył się wraz z otrzymaniem we wrześniu ostatniego zamówionego Bombardiera, bo spółka nie zdążyła przeszkolić załóg, co za tym idzie nie mogła latać wszystkimi samolotami, a więc nie osiągnęła "pełnej gotowości operacyjnej".

W Eurolocie powtarzają, że okres przejściowy obowiązywał jeszcze w październiku. Prawnicy i kierownictwo LOT-u są innego zdania. Według nich z pierwszym dniem tego miesiąca umowa zaczęła obowiązywać w pełnym zakresie, a więc także w punktach dotyczących odpowiedzialności finansowej za niewywiązywanie się z jej zapisów. – Nie możemy tolerować sytuacji, która obciąża nas i finansowo i wizerunkowo – zaznacza rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski.

Pytany, dlaczego surowe zapisy o karach nie znalazły się od razu w umowie, odpowiada: – Staraliśmy się wykazać zrozumieniem, że przy przedsięwzięciach takich jak wymiana floty, drobne problemy w pierwszych tygodniach mogą się zdarzać.

Minister wie

Problem jest poważny i wstydliwy, bo dotyczy sporu spółek należących do Skarbu Państwa, w tym jednej o strategicznym znaczeniu. Minister wie o sporze, bo sprawa trafiła na radę nadzorczą PLL LOT, w której ma swojego przedstawiciela. – Po zakończeniu okresu przejściowego, który został określony do października br., koszty odwołanych operacji lotniczych poniesie Eurolot. Ministerstwo Skarbu Państwa na bieżąco monitoruje sytuację obu przewoźników – zapewnia rzecznik resortu Magdalena Kobos.

Autor: Łukasz Orłowski//mat / Źródło: tvn24.pl

Czytaj także: