- Nie ma woli sędziów, aby interweniować, gdy znajdą problem. Jest o wiele mniej sporów między Trybunałem Konstytucyjnym a ustawodawcą. Jest mniej kwestionowanych aktów prawnych, ale nie oznacza to lepszej jakości tworzonego prawa - podsumowuje zmiany w Trybunale Konstytucyjnym na Węgrzech prawnik Andras Cech. Prezes tej instytucji uważa jednak, że nowe przepisy były konsekwencją "wielkiej zmiany", do której doszło po zdobyciu większości konstytucyjnej przez Fidesz. (Materiał "Czarno na białym")
Sześć lat temu Fidesz pod przywództwem Viktora Orbana odniósł spektakularny sukces, zdobywając dwie trzecie mandatów w parlamencie. Niedługo po objęciu władzy nowy rząd całkowicie podporządkował sobie węgierski Trybunał Konstytucyjny, zmieniając liczbę i sposób wyboru sędziów oraz ograniczając ich kompetencje.
- W 2010 r. doszło na Węgrzech do wielkiej zmiany. Jedna siła polityczna zdobyła większość dwóch trzecich w parlamencie. Oznaczało to, że mogła zmienić konstytucję i tak też się stało. Zmienione zostały także kompetencje Trybunału Konstytucyjnego - wyjaśnia w rozmowie z reporterem "Czarno na białym" Barnabas Lenkovics, który od dziewięciu lat jest sędzią Trybunału, a od roku również jego prezesem.
- Konstytucja zawsze stanowiła, że władza jest w rękach społeczeństwa, które używa jej za pośrednictwem wybieranego parlamentu. Ludzie mogą zmieniać członków parlamentu co cztery lata, ale nie mogą wybierać członków TK. Niewybieralni przez ludzi sędziowie nie mogą mieć większej władzy niż parlament, bo to jest zagrożeniem dla demokracji - mówi o zmianach wprowadzonych przez rząd Orbana.
Zapytany o to, czy uważa zatem, że ograniczanie kompetencji Trybunału było dobrym rozwiązaniem, tłumaczy, że na Węgrzech panował wtedy duży kryzys gospodarczy, a krajem wstrząsały skandale.
- Węgry były na krawędzi upadku. Aby tego uniknąć, potrzebowaliśmy radykalnych zmian. TK zdecydował, że wszystkie zmiany, które były wstrzymywane przez każdy potrzebny rząd z powodu zbyt dużego politycznego ryzyka, były potrzebne, więc je zaakceptowaliśmy - dodaje.
"To tylko fasada"
Takie wyjaśnienia nie zadowalają Balinta Magyara, który w czasach komunizmu był opozycjonistą, a w wolnych Węgrzech ministrem edukacji. Jak podkreśla, przez zmiany wprowadzone przez ekipę Orbana Trybunał stracił swoją niezależność.
- Praktycznie nic nie znaczy. To tylko fasada, niezbędna by legitymować władzę. Takie instytucje nie mają autonomii, to tylko wykonawcy politycznych decyzji - podsumowuje.
Tłumaczenia prezesa Trybunału, Barnabasa Lenkovicsa, kwituje: - Tak, sługa musi mówić właśnie w taki sposób.
Już pół roku po zwycięstwie Fideszu Trybunał zakwestionował jedną z pierwszych rewolucyjnych zmian ekipy Orbana. Za niekonstytucyjny uznano wtedy 98 proc. podatek od odpraw urzędników państwowych. Tego samego dnia, w którym zapadł wyrok, parlament głosami Fideszu przyjął poprawkę, dzięki której spod jurysdykcji sądu konstytucyjnego wyłączono ustawy okołobudżetowe i podatkowe.
- To była otwarta rywalizacja między Trybunałem Konstytucyjnym, którego nie wybiera społeczeństwo i który nie ponosi konsekwencji swoich decyzji oraz parlamentem, który za swoje decyzje ponosi odpowiedzialność przed wyborcami, którzy wybierają swoich przedstawicieli. Przez 20 lat każdy mówił, że Trybunał Konstytucyjny jest zbyt aktywny i ma zbyt duże kompetencje. A po ograniczeniu tych kompetencji, każdy mówi, że jest zbyt słaby - ocenia w rozmowie z reporterem "Czarno na białym" Barnabas Lenkovics.
Nowy sposób wyboru sędziów
Zdaniem krytyków zmian wprowadzonych przez Fidesz do osłabienia Trybunału doprowadził też nowy sposób wybierania kandydatów na sędziów tej instytucji. Zamiast parlamentarnego porozumienia, zaczęła obowiązywać większość dwóch trzecich głosów.
- Wcześniej kandydatów na sędziów wybierano na zasadzie konsensusu między partiami. Jedna partia, niezależnie od wielkości w parlamencie, miała w tej sprawie jeden głos. By wyłonić kandydata do Trybunału Konstytucyjnego, potrzebne było porozumienie. Fidesz zmienił prawo tak, że liczba głosów zależna jest teraz od wielkości partii. Co oznacza, że wszyscy kandydaci byli wybierani przez nich, bez konieczności szukania wsparcia opozycji - tłumaczy prawnik Andras Cech.
Nowi sędziowie zastępowali tych, których kadencja się kończyła. Decyzją rządzących liczba członków Trybunału Konstytucyjnego została zwiększona z 11 do 15, a ich kadencja wydłużona z 9 do 12 lat. Obecnie możliwe jest jedna reelekcja. W nowym składzie zasiadło między innymi dwóch byłych członków Fideszu. Za rządów partii Viktora Orbana na stanowiska wybranych zostało w sumie 11 sędziów węgierskiego Trybunału Konstytucyjnego.
- Jeśli ktoś zakłada togę sędziego Trybunału Konstytucyjnego i zasiada na takim stanowisku, to wtedy jest sędzią i tak się zachowuje. Nikt nie będzie pytał, czy był dobrym politykiem, ale każdy będzie oceniał, czy jest dobrym sędzią - odpowiada na zarzuty o upolitycznieniu TK prezes Barnabas Lenkovics.
"TK stracił możliwości kontrolne"
Zmiany ostro krytykuje natomiast prof. Majtenyi Laszlo, prawnik, i były węgierski Rzecznik Praw Obywatelskich.
- Trybunał Konstytucyjny stracił swoje możliwości kontrolne. Ludzie wykształceni to wiedzą. Jak odebrała to większość społeczeństwa, tego nie wiadomo, bo nie było żadnych badań. Myślę jednak, że większość nie zdaje sobie sprawy z tego, co się stało - zauważa.
Po wielkich reformach Orbana dotyczących TK przez ulice Budapesztu przetoczyły się protesty tysięcy ludzi. Niektórzy brali udział w marszach przeciwko zmianom, inni w demonstracjach poparcia dla rządzących.
Ostateczny kształt Trybunału został potwierdzony w nowej węgierskiej konstytucji, która po dziewięciu dniach debaty parlamentarnej, bez konsultacji społecznych, została uchwalona większością dwóch trzecich głosów rządzącego Fideszu.
- Nowa pozycja Trybunału Konstytucyjnego na Węgrzech wynika z nowej ustawy zasadniczej. Wierzymy, że nowe regulacje były potrzebne, a co za tym idzie określenie nowych kompetencji Trybunału. Co nie oznacza, w naszym przekonaniu, że zostały one okrojone czy uszczuplone w jakimkolwiek stopniu - twierdzi rzecznik rządu Zoltan Kovacs.
- Nie ma woli sędziów, aby interweniować, gdy znajdą problem. Jest o wiele mniej sporów między Trybunałem Konstytucyjnym a rządem czy ustawodawcą. Jest mniej kwestionowanych aktów prawnych, ale to nie oznacza lepszej jakości tworzonego prawa - ocenia prawnik Andras Cech.
Autor: kg\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24