"Niespójne, nielogiczne i niewiarygodne" - za takie, po wielu miesiącach śledztwa i szukania dowodów, gdzie się da, katowicka prokuratura uznała doniesienia, które legły u podstaw decyzji o wszczęciu śledztwa ws. rzekomego ukrywania majątku przez Aleksandra i Jolantę Kwaśniewskich. W uzasadnieniu prokurator pisał, że wyczerpano jakiekolwiek możliwości dalszego dowodzenia. Z opinią tą zgadza się dzisiaj prokurator generalny.
Z uzasadnienia o umorzeniu śledztwa z 19 lutego 2010 r., do którego dotarła i jako pierwsza opublikowała "Gazeta Wyborcza", wynika, że początkiem sprawy "willi Kwaśniewskich" była rozmowa biznesmena Aleksandra Gudzowatego z Józefem Oleksym z 14 września 2006 roku. Pisaliśmy o tym we wtorek.
Polityk SLD pod wpływem alkoholu opowiadał właścicielowi Bartimpexu o życiu Kwaśniewskich ponad stan, o majątku, którego były prezydent nie będzie potrafił "wylegitymizować, choćby nie wiadomo jak się naharował". Jolantę Kwaśniewską nazywał "wyfiokowaną Jolką" straszącą Polaków tym, jak się nie powinno jadać bezy, a jej męża "żulem" albo "małym krętaczem", który "czego się do nie dotknie, to spier...."
Jeszcze przed ujawnieniem tej rozmowy w marcu 2007 roku przez "Dziennik" i "Wprost" prokuratura dysponowała płytą, na której zapisano jej przebieg. Eksperci z Zakładu Kryminalistyki i Chemii Specjalnej ABW nie stwierdzili, by ktokolwiek ingerował w ciągłość zapisu. Sprawa trafiła do prokuratury w Katowicach, która wtedy miała największe doświadczenie w prowadzeniu "tematów politycznych".
Oleksy: może to przez złośliwość
Przesłuchiwany w październiku przez prokuratora Oleksy przyznał, że to rzeczywiście jego głos słychać na nagraniu, ale nie pamiętał okoliczności, w jakich doszło do rozmowy. Z mocnych słów zaczął się wycofywać. Tłumaczył, że jego wypowiedzi na temat majątku Kwaśniewskich nie były "przeczące, a powątpiewające i nie w legalność, a w ilość".
"Nie umiem odpowiedzieć dlaczego tak ujmowałem tą sprawę, jedyna odpowiedź może być taka, że byłem pod wpływem potocznych plotek na temat zarobków majątkowych dotyczących bardzo znanych osób. (…) Reszta mogła być złośliwością z mojej strony. Aleksander Kwaśniewski sam rozsiewał wrażenie nie raz, że nie cierpi na ograniczenia finansowe" - mówił Oleksy.
W uzasadnieniu umorzenia prowadzący postępowanie prok. Rafał Nagrodzki stwierdził, że przesłuchanie byłego premiera "nie doprowadziło do uzyskania zeznań mających większą wartość" dla uprawdopodobnienia tezy, że Kwaśniewscy mogą rzeczywiście ukrywać część swojego majątku. Prokurator uznał słowa Oleksego za "niezawierające logicznej argumentacji" i - przede wszystkim - mające się nijak do wcześniejszych opinii wypowiadanych podczas rozmowy z Gudzowatym.
Również przesłuchanie biznesmena "nie doprowadziło do uzyskania materiału dowodowego mającego większe znaczenie" dla postępowania. W obliczu tak wielu elementów "enigmatycznych" i "nieprecyzyjnych" trzeba było - jak wskazał prokurator - oprzeć się o "inne niż osobowe źródła dowodowe".
CBA w akcji, US weryfikuje
Zadanie sprawdzenia słów Oleksego o "niewspółmiernym do ich dochodów" majątku byłej pierwszej pary powierzono Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu Mariusza Kamińskiego. Sprawą kierował w CBA Maciej Wąsik - wtedy zastępca Kamińskiego, dzisiaj szef radnych PiS w Warszawie. W pierwszej kolejności prokurator zwrócił się jednak do Urzędu Skarbowego Warszawa-Ursynów i ZUS-u o nadesłanie dokumentacji, która umożliwiałaby ustalenie wysokości dochodów małżeństwa Kwaśniewskich.
Zeznania podatkowe Jolanty Kwaśniewskiej nie wzbudziły podejrzeń prokuratorów. Ale zeznania jej męża tak - zwłaszcza trzy wpłaty z sierpnia, października i listopada 2006 roku na łączną kwotę ponad 600 tys. zł. W żadnych dokumentach nie wskazano kim były osoby wpłacające i za co były prezydent odebrał tak wysoką zapłatę. US zaczął więc kontrolę Kwaśniewskiego. Ostatecznie okazało się, że "tajemnicze" wpływy były honorariami za prowadzenie sympozjów.
Prowadzący czynności chwytali się kolejnych zdań Oleksego z rozmowy z Gudzowatym i próbowali je uwiarygodnić. Dlatego zaczęli przyglądać się nieruchomościom i terenom, do których Kwaśniewscy oficjalnie się przyznawali oraz cenom, za jakie udało im się wejść w ich posiadanie. Ostatecznie te tropy również doprowadziły donikąd. Podobnie jak prześwietlenie historii feralnej działki w Kazimierzu Dolnym - jej poprzednich i obecnie figurujących właścicieli, dokumentów oraz zeznań składanych do urzędów skarbowych.
Częste kontakty bez większego znaczenia?
Analiza połączeń billingowych i miejsc logowania się telefonów komórkowych potwierdzały wprawdzie - jak ujęła to prokuratura - "istnienie stosunkowo częstych kontaktów telefonicznych między Jolantą Kwaśniewską a Marią J.", która od lat 80. do 2005 r. była właścicielką domu przy ul. Góry w Kazimierzu (a później miała się nim opiekować). Ale, co najważniejsze, wyniki analiz prokuratury "nie wykluczyły" prawdziwości dokumentów i oświadczeń składanych przez Marię J., jej syna Jana J. i Marka M., któremu mieli sprzedać w 2005 r. (za 1,5 mln zł) swój dom.
Zakrojone na dużą skalę działania CBA w sprawie działki w Kazimierzu nie przyniosły spodziewanych przez Biuro efektów. Nie udało się udowodnić, że pieniądze ze sprzedaży domu przez Marka M. podstawionemu agentowi Biura - dzisiejszemu posłowi Tomaszowi Kaczmarkowi - za 3,1 mln zł, w której to transakcji pośredniczyła Maria J., miały trafić do małżeństwa Kwaśniewskich jako rzeczywistych właścicieli domu. Jedynym wymiernym efektem "operacji specjalnej" było wyłączenie do odrębnego postępowania próby zatajenia przed urzędem skarbowym kwoty 1,6 mln zł z tytułu sprzedaży działki (ta część pieniędzy miała być przekazana "pod stołem").
Ostateczna konkluzja prokuratury: "W śledztwie niniejszym wyczerpano istniejące aktualnie możliwości dowodzenia. Wpierw podkreślić należy (…) podstawowy problem w gromadzeniu materiału dowodowego, a więc skromność, niespójność, nielogiczność i wprost, co do części wypowiedzi, oczywistą niezgodność z rzeczywistością, relacji J.O. (Józefa Oleksego – red.) zarejestrowanej na cyfrowym nośniku danych" - podsumowywał prokurator Nagrodzki.
W uzasadnieniu stwierdzał też, że w kluczowym wątku - a więc wątku domu w Kazimierzu - nie znajduje żadnych dowodów do zanegowania prawdziwości dokumentów, które wskazują, że to Marek M., a nie Aleksander i Jolanta Kwaśniewscy, był rzeczywistym właścicielem willi.
PG: sprawa zamknięta
Potwierdza to dzisiaj prokurator generalny Andrzej Seremet, który twierdzi, że nie ma żadnych przesłanek, aby wznawiać śledztwo. - Nie widzę podstaw, żeby wracać do tej sprawy - stwierdził w czwartek w "Faktach po Faktach" w TVN24.
Seremet mówił, że prokuratura upubliczni część jawną uzasadnienia o umorzeniu. Przyznał też, że rozważa opublikowanie w przyszłości jego części niejawnej, z wyłączeniem podsłuchów rozmów telefonicznych.
Autor: ŁOs, maciej Duda/tr / Źródło: tvn24.pl