Prokurator Krzysztof Kuciński chciał ogłosić Antoniemu Macierewiczowi zarzut ujawnienia prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu tajnych informacji z działań WSI – ujawnia dziennikarz śledczy portalu tvn24.pl. Nie zgodzili się z tym jego przełożeni z warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej i prokuratury generalnej. Kuciński zrezygnował, a inny prokurator umorzył śledztwo. Dlaczego nie pociągnięto do odpowiedzialności wiceszefa PiS?
Kuciński prowadził sprawę od 2009 do jesieni 2013 roku (śledztwo zaczęło się w 2007 r. w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej). Planował ogłoszenie wielu zarzutów byłemu przewodniczącemu Komisji Weryfikacyjnej WSI. Chodziło głównie o przekroczenie uprawnień przez Macierewicza jako przewodniczącego komisji, podanie nieprawdziwych informacji w raporcie, fałszerstwo intelektualne w raporcie, czy ujawnienie informacji niejawnych o operacjach WSI.
Oprócz tego tvn24.pl ustalił, że prokurator chciał też postawić zarzut Macierewiczowi za to, że pokazał raport prezydentowi.
Zdaniem Kucińskiego, Macierewicz podał w raporcie z likwidacji WSI więcej informacji niż przewidywała to ustawa z 9 czerwca 2006 roku (mówiąca m.in. o likwidacji WSI i weryfikacji jej działań i sporządzeniu raportu).
Prokurator uważał, że Macierewicz zawarł w raporcie informacje objęte tajemnicą, których - zdaniem Kucińskiego - nie mógł ujawnić prezydentowi.
Narada w prokuraturze
W połowie października 2013 roku w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie odbyła się narada. Prokuratorzy nadzorujący pracę Kucińskiego (m.in szefowie PA w Warszawie, naczelnik Wydziału V ds Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji) zakwestionowali ten zarzut.
Argumentowali: Prezydent z racji zajmowanego stanowiska ma dostęp do tajnych informacji, chociażby przez fakt, że w Kolegium do Spraw Służb Specjalnych prezydent ma swojego przedstawiciela, który ma dostęp do informacji niejawnych. Nie chcieli także, by Kuciński po raz trzeci wysyłał do Andrzeja Seremeta, prokuratora generalnego wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego Macierewiczowi.
Uważali, że koncepcja Kucińskiego nie obroni się w sądzie.
Seremet: Macierewicz nie był funkcjonariuszem publicznym
Takie same argumenty miał wcześniej prokurator generalny. Seremet od początku twierdził, że nie doszło do przestępstwa, bo Macierewicz jako przewodniczący Komisji Weryfikacyjnej nie był funkcjonariuszem publicznym, a raport z działalności komisji nie jest dokumentem wg art. 271 kodeksu karnego.
Przepis ten mówi, że "funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Prokurator generalny dwukrotnie z tych dwóch powodów odmówił skierowania wniosku do Sejmu.
"Chcę wysłać trzeci wniosek"
28 października, niecałe dwa tygodnie po naradzie, Kuciński napisał pismo do szefa Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.
Stwierdzał, że mimo ostatniej narady jest pewny swojego stanowiska i chce wysłać kolejny - trzeci już - wniosek o uchylenie immunitetu obecnemu wiceprezesowi PiS.
Wniosek został przyjęty.
Rozmawialiśmy o tej sprawie z prokuratorami, którzy współpracowali z Kucińskim. Przyznawali, że prokurator był "zbyt zdeterminowany" i do sprawy Macierewicza odnosił się "bardzo osobiście".
Prokurator wraca z Prokuratury Generalnej
W listopadzie sprawę przejął nowy prokurator – Leszek Stryjewski, także z warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej.
Co ciekawe, od marca do sierpnia 2013 roku był on oddelegowany do Prokuratury Generalnej. Następnie przedłużono mu delegację jeszcze o dwa miesiące, do końca października. Stryjewski zatem przez osiem miesięcy pracował w PG, w Departamencie Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji – tym samym, który nadzorował śledztwo ws. Macierewicza i likwidacji WSI.
Po dwóch miesiącach od powrotu do PA (30 grudnia) Stryjewski umorzył śledztwo ws. Macierewicza. Podzielił argumenty, których wcześniej użył Seremet do odrzucenia wniosków o uchylenie immunitetu posłowi PiS.
Czy praca w PG mogła mieć na to wpływ?
Zbigniew Jaskólski, rzecznik warszawskiej apelacji mówi tylko: - Decyzja o przedłużeniu delegacji nie miała jakiegokolwiek związku ze zmianą prowadzącego śledztwo, bowiem jego poprzedni referent wystąpił o wyłączenie ze sprawy 28 października, a zatem dwa miesiące po ustaleniu okresu delegacji w Prokuraturze Generalnej prokuratora Stryjewskiego.
Minister sprawiedliwości twierdzi jednak, że rezygnacja Kucińskiego nie jest normalną sytuacją.
- Losy tego śledztwa, rezygnacja prokuratora, który chciał ogłaszać zarzuty Macierewiczowi i przejęcie sprawy przez prokuratora, który wraca z Prokuratury Generalnej są zagadkowe. Ta sytuacja pokazuje także, że prokurator generalny gdy chce, ma bardzo duże możliwości działania, większe niż sam twierdzi - mówi tvn24.pl Marek Biernacki.
"Bardzo zachowawcze"
Podobnie twierdzi w rozmowie z nami profesor Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości. - Wydaje się, że stanowisko prokuratury umarzającej postępowanie w sprawie pana Macierewicza jest bardzo zachowawcze - powiedział portalowi tvn24.pl.
Innego zdania jest mec. Dariusz Pluta, specjalista z zakresu prawa karnego. - Prokuratura nie miała wyjścia. Macierewicz nie był funkcjonariuszem publicznym. Inne stanowisko byłoby sprzeczne z orzecznictwem Sądu Najwyższego - uważa znany prawnik.
To nie funkcjonariusz publiczny?
Stryjewski na str. 97 uzasadnienia umorzenia śledztwa ws. Macierewicza napisał:
"Podstawowe znaczenie dla określenia odpowiedzialności Antoniego Macierewicza (...) ma jednak ustalenie, czy pełniąc funkcję przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej spełniał kryteria niezbędne do przyjęcia, że można mu przypisać znamię funkcjonariusza publicznego".
Doszedł do wniosku, że Macierewicz był tylko "osobą pełniącą funkcję publiczną". A to nie pozwoliło na ogłoszenie mu zarzutu przekroczenia obowiązków służbowych.
Macierewicz byłby funkcjonariuszem publicznym, gdyby prokuratura uznała, że Komisja Weryfikacyjna jest "inną instytucją" państwową.
Stryjewski powołał się na stanowisko Sądu Najwyższego, który stwierdził, że pojęcie "inna instytucja państwowa" obejmuje swoim zakresem urzędy poza jednostkami organizacyjnymi administracji państwowej (np. ZUS, KRUS, NBP, PAN).
Prokurator przyjął więc, że komisja była "innym organem państwowym".
Jednak nawet wtedy nie uznał Macierewicza za funkcjonariusza publicznego. Powołał się na kodeks karny, który mówi, że w przypadku "innego organu państwowego" funkcjonariuszem publicznym jest tylko pracownik takiego organu.
Zaś polityk PiS - zdaniem prokuratury - nie był zatrudniony w Komisji Weryfikacyjnej.
Ustawa likwidująca WSI nie mówi nic o zatrudnieniu członków komisji w komisji. Dostawali oni tylko diety i zwrot kosztów. Macierewicz został zaś "wyznaczony" przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego z grona członków komisji na jej przewodniczącego.
Sąd podziela zdanie Kucińskiego i Szeskiej
Inne zdanie miał prokurator Kuciński oraz prokurator Katarzyna Szeska (była rzecznik nieistniejącej już Prokuratury Krajowej), która wtedy razem z nim prowadziła śledztwo. Ich zdanie podzielił Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieście.
21 grudniu 2012 roku Kuciński i Szeska umorzyli część śledztwa - wątek członków komisji.
Stwierdzili oboje, że nie byli oni pracownikami "innego organu państwowego". Ale jednocześnie napisali że wobec Macierewicza można przyjąć konstrukcję, że pełnił on rolę kierowniczą w "innej instytucji państwowej" i wobec tego był funkcjonariuszem publicznym.
Na to umorzenie zażalenie złożyli pokrzywdzeni w tym śledztwie – pomówieni w raporcie o współpracę z WSI.
Nie chcieli się zgodzić na to, że członkowie komisji nie odpowiedzą za przygotowanie raportu.
21 sierpnia 2013 roku te zażalenia rozpatrzył Sąd Rejonowy dla Warszawy – Śródmieścia. Zgodził się z umorzeniem śledztwa w sprawie członków komisji.
I jednocześnie przyznał rację Kucińskiemu i Szeskiej, że przy uznaniu komisji za "inną instytucję państwową" Macierewicza można uznać za funkcjonariusza publicznego.
Szykował trzeci wniosek
Jak dowiedział się portal tvn24.pl stanowisko śródmiejskiego sądu było powodem, dla którego Kuciński chciał skierować trzeci wniosek o uchylenie immunitetu Macierewiczowi.
Uzasadnienie sądu przytoczył Stryjewski w swojej grudniowej decyzji o umorzeniu całego śledztwa:
"Sąd stwierdził, że jedyną osobą, której można przypisać status funkcjonariusza państwowego jest przewodniczący komisji weryfikacyjnej jako osoba zajmująca stanowisko kierownicze w innej instytucji państwowej (...) powielając w tym zakresie stanowisko wyrażone w uzasadnieniu zaskarżonego postanowienia o częściowym umorzeniu śledztwa".
Prokuratura gani swoich prokuratorów
Skoro tak, to dlaczego prokurator Stryjewski tak, jak Kuciński i Szeska oraz sąd nie stwierdził, że Macierewicz jest funkcjonariuszem publicznym?
- Zapatrywania prawne autorów (Kucińskiego i Szeskiej - przyp. red.) postanowienia o częściowym umorzeniu śledztwa z 21 grudnia, iż komisja weryfikacyjna była "organem państwowym, organem władzy wykonawczej", a następnie, w odniesieniu do jej przewodniczącego - "inną instytucją państwową" ostać się nie mogą. W tym sensie uznano, iż zaakceptowanie takiego stanowiska świadczyłoby o "instrumentalnym traktowaniu statusu Komisji Weryfikacyjnej" - napisał do nas prokurator Jaskólski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej.
Z takim stanowiskiem nie zgadza się Janusz Kaczmarek, były prokurator, a obecnie adwokat: - Macierewicz był osobą zajmującą kierownicze stanowisko w instytucji państwowej, czyli komisji o szeroko zakrojonych kompetencjach. W konsekwencji był on funkcjonariuszem publicznym i mógłby być pociągnięty do odpowiedzialności – mówi były szef MSWiA.
"Absurdalne uzasadnienie"
To nie wszystko. Inne sądy - w przeciwieństwie do prokuratury - także uznawały, że Macierewicz był funkcjonariuszem publicznym.
Opisani przez Macierewicza znani biznesmeni, dziennikarze, a także byli funkcjonariusze WSI wytaczali procesy Skarbowi Państwa, a także samemu politykowi PiS za podanie nieprawdy w raporcie. Sądy cywilne, które rozpatrywały ich sprawy przyznawały, że Macierewicz był "funkcjonariuszem publicznym".
Tak było np. w przypadku procesu wytoczonego Macierewiczowi przez Mariusza Waltera, założyciela telewizji TVN. W kwietniu warszawski Sąd Okręgowy oddalił powództwo. Sam Macierewicz wydał wtedy oświadczenie, w którym zacytował ustne uzasadnienie sądu, w którym nazwano go "funkcjonariuszem publicznym":
„Raport, jak wskazał Sąd, korzysta z praw dokumentu urzędowego i ma przymiot prawdziwości treści w nim przytoczonej. Pozwany wykonywał swoje obowiązki jako funkcjonariusz publiczny i miał umocowanie dla swojego działania w ustawie z dnia 9 czerwca 2006 r. (...)".
Oznacza to, że sędziowie inaczej niż prokuratura oceniały status prawny Macierewicza jako przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej.
Uznanie go za funkcjonariusza publicznego nie miało dużego znaczenia dla spraw cywilnych, ale było kluczowe dla sprawy karnej, prowadzonej przez prokuraturę.
- Uzasadnienie umorzenia śledztwa jest absurdalne w świetle szeregu uzasadnień sądów w sprawach cywilnych z powództwa pokrzywdzonych raportem Macierewicza - uważa minister Biernacki.
Warszawska Prokuratura Apelacyjna twierdzi, że przeanalizowano "znaczną część" postępowań cywilnych ws. raportu i Macierewicza. - Inny jest zakres odpowiedzialności w prawie cywilnym, a inny w prawie karnym. Nie każde bezprawne działanie skutkuje odpowiedzialność karną, a tylko takie, które wyczerpuje znamiona konkretnego przestępstwa - odpowiada Jaskólski.
Dokument (nie)państwowy
Innym argumentem przeciwko stawianiu zarzutów Macierewiczowi było uznanie, że raport komisji nie jest dokumentem w rozumieniu art. 271 kodeksu karnego. Przypomnijmy, że przepis ten mówi, że "funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Nie dość, że prokurator Stryjewski uznał, że Macierewicz nie jest funkcjonariuszem publicznym, to stwierdził, że raport nie zawierał "okoliczności mających znaczenie prawne".
Sądy cywilne w sprawach wytoczonych Macierewiczowi i Skarbowi Państwa stwierdzały, że raport jest "dokumentem urzędowym".
- Wszystkie decyzje komisji weryfikacyjnej miały charakter oficjalny i urzędowy, zaś materialne ślady tej działalności posiadają znaczenie dokumentów urzędowych. Taki charakter nosi również końcowy raport. Dodatkowo dokument ten poprzez jego publikację w Monitorze Polskim uzyskał rangę oficjalnego dokumentu państwowego – krytykuje stanowisko warszawskiej apelacji były zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik, obecnie wykładowca w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury.
W uzasadnieniu umorzenia Stryjewski podkreślał, że raport "nie jest dowodem prawa, ani też stosunku prawnego".
Prokuratorowi chodziło o to, że np. na podstawie tego dokumentu nie zwolniono nikogo z WSI (zrobiono to wcześniej), czyli ten dokument nie wpłynął na rozwiązanie stosunku pracy. Miał on tylko znaczenie prawne dla pokrzywdzonych jako dowód na pomówienie.
Kuciński: Raport to dokument państwowy
Kuciński inaczej interpretował tę kwestię. Uważał, że raport ma znaczenie prawne wg art 271 kk, bo na jego podstawie pokrzywdzeni dochodzą swoich praw w sądzie, a Skarb Państwa wypłaca im odszkodowanie. Sumy te przekroczyły już 1 mln zł.
- Prawo w Polsce stanowi, a przynajmniej powinno stanowić jednolity i spójny system. Jeżeli więc w sprawach cywilnych od wielu już lat państwo polskie płaci odszkodowania za szkody wyrządzone przez jego byłego funkcjonariusza Macierewicza, to niewątpliwie ten funkcjonariusz w sprawie karnej powinien ponieść odpowiedzialność za swoje uczynki z przeszłości. W przeciwnym razie dojdziemy do swoistej schizofrenii prawnej, w ramach której nikt nie będzie wiedział jaki jest zakres jego obowiązków i odpowiedzialności. Rozbieżne decyzje prokuratury podejmowane w tym zakresie wprost do tego zmierzają – komentuje Olejnik.
Seremet mógł zawalczyć?
Kaczmarek i Olejnik twierdzą, że zarówno prokuratorowi generalnemu jak i warszawskiej apelacji zabrakło chęci podjęcia ryzyka. Twierdzą, że dopiero skierowanie aktu oskarżenia wobec Macierewicza mogłoby dać sądowi możliwość rozstrzygnięcia wszystkich wątpliwości prawnych, a także skierowania zapytania do Sądu Najwyższego.
Dlaczego prokurator generalny tak nie postąpił w tej sprawie? Nasi rozmówcy nie chcą tego oceniać.
Prokurator generalny do momentu publikacji tego materiału nie odpowiedział na pytania o to, dlaczego twierdził, że Macierewicz nie był funkcjonariuszem publicznym, a raport nie był dokumentem podnoszącym "okoliczności mające znaczenie prawne".
W PONIEDZIAŁKOWEJ "KROPCE NAD I" W TVN24 O GODZ. 20 - B. CZŁONEK KOMISJI WERYFIKACYJNEJ WSI BARTOSZ KOWNACKI I B. SZEF MSWiA RYSZARD KALISZ.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl), dziennikarz śledczy tvn24.pl, współpraca Klaudia Derebecka / Źródło: tvn24.pl