Położone na atrakcyjnych działkach, w pobliżu strategicznych instytucji państwowych - mało kto wie, że w centrum Warszawy znajdują się cztery zajmowane przez Rosjan nieruchomości. Moskwie zostały przekazane na mocy umów z lat 70., a Polska od lat nie może wyegzekwować ich zwrotu.
Historia rosyjskich budynków na terenie Warszawy sięga lat 70. i umów, które PRL zawarła ze Związkiem Radzieckim. Na ich mocy miało dojść do wymiany nieruchomości znajdujących się w Warszawie i Moskwie. ZSRR otrzymał kilkanaście działek w Warszawie, Polska do dzisiaj ma w Moskwie tylko jedną - tę, na której stoi nasza ambasada.
Jak wyjaśnił w rozmowie z TVN24 Stanisław Ciosek, były ambasador w Rosji, dobra atmosfera do uregulowania kwestii związanych z nieruchomościami panowała na początku lat 90. - Mnie prowadzono i pokazywano obiekty. To był początek lat 90, wtedy nie były uregulowane sytuacje własnościowe. Wtedy można było sobie zdobyć kawałek Moskwy - wspominał Ciosek, który był ambasadorem w latach 1989-1996.
Młoda polska demokracja nie zajęła się jednak wówczas wyjaśnianiem statusu nieruchomości i jak mówi Ciosek, "mamy stan taki, że nic w Moskwie nie mamy". - A tutaj widzę, że sobie z Rosjanami nie możemy poradzić, z tymi budynkami, obiektami - dodał.
Strategiczne położenie...
Obecnie Federacja Rosyjska zajmuje w Warszawie cztery nieruchomości, których stan prawny jest nieuregulowany. Mają powierzchnię blisko 24 tys. m kw. Jednak to nie ich metraż, a lokalizacje mogą budzić ciekawość.
- To są miejsca strategiczne ze względu na to, że są one położone blisko różnych instytucji państwowych, więc jeżeli sobie wyobrazimy, że miałyby one służyć jako przykrycie wywiadu elektronicznego, to trochę potwierdza te podejrzenia - ocenia Piotr Niemczyk, ekspert ds. bezpieczeństwa i wywiadu konkurencyjnego.
Rzeczywiście, patrząc na mapę Warszawy, łatwo można się przekonać, że zajmowane przez Rosjan nieruchomości znajdują się blisko najważniejszych instytucji państwowych. Przy ul. Kieleckiej stoi budynek rosyjskiej szkoły średniej, a 600 m dalej znajduje się Sztab Generalny Wojska Polskiego. Inny rosyjski budynek stoi niemal na tyłach Kancelarii Premiera, na Al. Szucha. Przy tej samej ulicy mieści się również Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Edukacji Narodowej i Trybunał Konstytucyjny.
... i wielkie pieniądze
Polska od lat nie może wyegzekwować od Rosjan zwrotu zajmowanych przez nich nieruchomości. Jak wspomina Paweł Kowal, były wiceminister spraw zagranicznych, który w latach 2000-2006 nadzorował specjalny międzyresortowy zespół ds. mienia skarbu państwa, "taktyka Rosji była taka: po pierwsze zaprzeczać".
- Potem, kiedy już widać, że strona polska się przy tym upiera, już nie zaprzeczać, ale przeciągać sprawę i zostawić ją niezałatwioną - wyjaśnił.
Federacja Rosyjska nie płaci Polsce podatków od nieruchomości ani opłat za wynajem i dzierżawę. A w grę wchodzą duże pieniądze - przykładowo wartość działki na ul. Sobieskiego 100, na której znajduje się jeden z zajmowanych przez Rosję budynków, wyceniania jest na kilkanaście milionów złotych.
- Występujemy z wnioskiem o to, żeby wyliczać kary czy kwoty za bezumowne korzystanie z nieruchomości - zapewnia Bartosz Milczarczyk z warszawskiego ratusza. - Mówimy tutaj o setkach tysięcy złotych, pewnie i milionach - szacuje.
Rosja nie tylko nie płaci za zajmowane przez siebie budynki, ale prawdopodobnie czerpie również z nich zyski. Jak przyznał Paweł Kowal, "część z tych budynków jest wykorzystywana na cele, na które nie mogą być wykorzystywane, zarobkowe, czyli np. wynajem".
Przekonała się o tym również reporterka TVN24, której zarządzająca jedną z nieruchomości firma zaoferowała wynajem powierzchni biurowej. Roczne zyski z wynajmu powierzchni w doskonale położonej na warszawskiej Al. Szucha lokalizacji mogą wynosić nawet 3 mln złotych.
Co jest w środku? Nie wiadomo
Polska nie ma nad zajmowanymi przez Rosjan nieruchomościami żadnej kontroli i w większości przypadków nie wie, co się w nich mieści. O jednym z nich, położonym na ul. Sobieskiego 100 i nazywanym niegdyś Szpiegowem, krążą legendy. W pustym, zniszczonym budynku mieści się Club 100, do którego wstęp mają jedynie osoby, które zostaną wpuszczone przez wartowników. Przepustką jest rosyjski paszport.
Do środka udało się jednak dostać grupie tzw. miejskich eksplorerów, którzy hobbystycznie zwiedzają opuszczone budynki. Jak opowiadał Marek Słodkowski z grupy Urbex, "niektóre pomieszczenia były wyczyszczone do zera, a inne były faktycznie tak zostawione, jakby ktoś wyszedł do sklepu i zaraz miał wrócić".
Przedstawiciele polskiego MSZ nie chcieli rozmawiać na temat zajmowanych przez Rosjan budynków z reporterką "Czarno na Białym".
Autor: kg//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24