22 sympatyków Narodowego Odrodzenia Polski zatrzymanych podczas protestu przeciwko udziałowi Zygmunta Baumana w debacie "O brunatnej Polsce", zostało zwolnionych do domów. Nie usłyszeli zarzutów, ale policja skierowała wniosek do sądu o ukaranie ich za wykroczenie przeciwko porządkowi publicznemu.
Zygmunt Bauman przyjechał do Wrocławia, żeby wziąć udział w debacie „O brunatnej Polsce” na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Dialog".
Przed wejściem do Teatru Współczesnego na profesora czekała grupa sympatyków Narodowego Odrodzenia Polski. Zachowywali się spokojnie, ale przynieśli ze sobą transparenty z przekreślonym sierpem i młotem oraz napisem "Wszechpolski Wrocław nie dla czerwonych szmat".
Część miała też zdjęcia żołnierzy wyklętych, czyli osób które zginęły po 1945 roku za walkę ze Związkiem Radzieckim. Po wojnie Zygmunt Bauman pełnił m.in. funkcję szefa jednego z oddziałów w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W tym czasie został odznaczony Krzyżem Walecznych.
Zatrzymani do wyjaśnienia
Policjanci poinformowali protestujących, że ich zgromadzenie jest nielegalne i kazali się rozejść.
- Wszyscy narodowcy, którzy przyszli zaprotestować przeciwko spotkaniu z profesorem Baumanem, nie mieli zezwolenia na zgromadzenie. Policjanci zdecydowanie zaprosili wszystkich do furgonetek - relacjonował Tomasz Kanik, reporter TVN24.
- Zatrzymaliśmy 22 osoby, które są podejrzewane o udział w nielegalnym zgromadzeniu publicznym. Zostaną doprowadzone do komisariatu policji, gdzie zostaną przesłuchane. Jeśli okaże się, że naruszyły przepisy ustawy prawa o zgromadzeniach, usłyszą zarzuty - dodał po 15.00 st. asp. Łukasz Dutkowiak z dolnośląskiej policji.
Po kilku godzinach wszyscy zatrzymani zostali zwolnieni do domów.
- Zostali wylegitymowani, przesłuchani i zwolnieni. Zgromadzone materiały zostały przesłane do sądu z wnioskiem o ukaranie za wykroczenie, które mówi o tym, że kto nie opuszcza zbiegowiska publicznego, pomimo wezwania właściwego organu, podlega karze aresztu bądź grzywny - poinformował Dutkowiak przed 21.00.
Jak dodał, nie doszło do przestępstwa, więc sympatycy NOP nie usłyszeli zarzutów.
"Każdy ma prawo do wyrażania poglądów"
- Nie zachowywaliśmy się niezgodnie z prawem. 12 osób trzymało w rękach obrazy. To nie było naruszanie prawa. Manifestację trzeba zgłosić powyżej 15 osób. Uważam, że te osoby, które zostały aresztowane, zaraz zostaną wypuszczone - mówiła jedna z kobiet, która była świadkiem zdarzenia.
- Nie widziałem tutaj agresji. W naszym kraju każdy ma prawo do wyrażania własnych poglądów. Dziwi mnie sytuacja, że dwie osobne grupy osób, które stały od siebie w znacznej odległości, policja uznała za jedno nielegalne zgromadzenie. Uważam, że było tu nadużycie sił policji - ocenił z kolei Jan Grabowski, który przyglądał się wydarzeniu.
Przeciwny zatrzymywaniom był też Jacek Żakowski, publicysta, który brał udział w debacie. Przyznał, że nawet radykalna różnica poglądów to część demokracji.
- Policja zatrzymała protestujących. Nie bardzo wiem dlaczego. Oni wykonywali swoje demokratyczne prawa, chociaż korzystali z nich niesłusznie, propagowali treści nietrafne, informacje nie całkiem prawdziwe. Ale nie możemy oczekiwać od każdego wyrażającego swoje poglądy, że będzie wyrażał tylko te trafne - mówił Żakowski, który działania policji wprost nazwał "błędem".
Zakłócili wykład
Osoby siedzące w ostatnich rzędach, ubrane w koszulki Śląska Wrocław i trzymające transparenty Narodowego Odrodzenia Polski, krzyczały m.in. "Precz z komuną", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę" i "Żołnierze wyklęci - pamiętamy".
Zamieszanie trwało przez kilkanaście minut. Później na salę wkroczyli policjanci, którzy przez pozostałą część publiczności zostali powitani brawami.
Do tej pory zarzuty zakłócania spokoju i porządku usłyszały 23 osoby.
Autor: ansa/par / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | zp