Pojawiły się wątpliwości wobec projektów naukowych na Politechnice Wrocławskiej. Według lokalnej gazety, zatrudniane miały być do nich rodziny pracowników naukowych, osoby bez przygotowania, kompetencji czy specjalistycznej wiedzy. Sprawę badają prokuratura i uczelnia.
- Jedna z tych osób pracuje jako katechetka, inna pracuje w firmie wydającej popularne książki telefoniczne. Jeszcze inna jest urzędnikiem, zajmuje się zamówieniami publicznymi, bez jakiegokolwiek politechnicznego doświadczenia - mówi Marcin Rybak, dziennikarz śledczy "Gazety Wrocławskiej".
Jak mówi, umowy o dzieło były zawierane na przykład z żoną lub matką pracowników Politechniki Wrocławskiej. Łączna kwota, na którą opiewają, to blisko 80 tysięcy złotych.
Lokalny dziennikarz wylicza, że ministerstwo nauki za badania dotyczące informatyki i robotyki płaciło od 10 do 19 tys. zł za projekt. Prace wydane pod nazwiskiem rodzin pracowników naukowych wymagały wiedzy z zakresu informatyki czy robotyki. Tytuł jednej z nich to: "Opracowanie analizy efektywności algorytmów inkrementacyjnego dekodowania sąsiedztwa typu wstaw".
Na czym polegała praca i za co konkretnie były brane pieniądze? Z tym pytaniem reporterka TVN24 udała się do matki jednego z pracowników politechniki, która ma być autorką wspomnianej pracy, Krystyny L.
"Nie będziemy rozmawiać w tej sprawie"
- Wiemy, o co chodzi, ale nie będziemy rozmawiać w tej sprawie - usłyszeliśmy przez domofon. Kolejne próby kontaktu także skończyły się niepowodzeniem.
Próbowaliśmy porozmawiać więc z inną kobietą, która miała prowadzić badania, a prywatnie jest żoną jednego z pracowników naukowych.
Na pytanie, na czym polegał projekt "Analiza efektywności statycznych algorytmów…" kobieta odpowiedziała jedynie: - Muszę wrócić do pracy, dziękuję, do widzenia! - i odkłada słuchawkę.
Badają śledczy, uczelnia też sprawdza
Sprawa zajęła się prokuratura. Ma ona dotyczyć nawet pięciu projektów, realizowanych między 2004 a 2011 rokiem, na które zostały wydane publiczne pieniądze.
- Wszczęliśmy i prowadzimy śledztwo dotyczące przekroczenia uprawnień przez pełniących funkcje kierownicze pracowników tej uczelni, w związku z realizacją, a przede wszystkim z rozliczaniem, projektów naukowo-badawczych, realizowanych w ramach grantów - informuje Małgorzata Klaus, rzeczniczka prokuratury okręgowej we Wrocławiu.
Do tej pory nikt nie usłyszał zarzutów. Śledczy cały czas przesłuchują świadków i gromadzą dokumenty.
Swoje własne dochodzenie i wewnętrzną kontrolę wszczął też rektor politechniki.
- Czekamy na wyjaśnienia na piśmie i po zapoznaniu się z nimi zapadną decyzje co do dalszych kroków. Na pewno nie będziemy się uchylać, nie zamiatamy pod dywan tego typu spraw - przyznała Agnieszka Niczewska, rzeczniczka Politechniki Wrocławskiej. - Przy tej ilości projektów, która jest, nie sprawdza się powiązań. Jest odpowiedzialność kierownika projektu za zorganizowanie prac - dodała.
- Dlaczego zaangażował pan swoją żonę? Czy to była fikcyjna umowa? - zapytała jednego z kierowników projektu reporterka TVN24.
- Nie udzielę żadnych informacji - odparł i odesłał nas do rzeczniczki.
Jak się dowiedzieliśmy, decyzje dotyczące kariery naukowej kierowników projektów, którzy zatrudniali swoje rodziny, mają zapaść do końca przyszłego tygodnia.
W rozmowie z TVN24 dyrektor Narodowego Centrum Nauki, Andrzej Jajszczyk, nazwał zatrudnianie członków rodzin "jawnym nadużyciem".
Autor: Kamila Wielogórska,bieru//mz / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TTV | Marcin Walczak