Christina robi postępy, ale wciąż wymaga ciągłej opieki. Chcę, żeby osoby, które się nią zajmowały zostały ukarane - mówi TVN24 matka Szwedki, która zapadła w śpiączkę po nieudanej operacji powiększenia piersi. W środę ruszył proces personelu szpitala, w którym przeprowadzono operację. Lekarze i pielęgniarki przerzucają się winą, a b. dyrektor nie ma sobie nic do zarzucenia.
W środę w Gdańsku ruszył w końcu proces karny w sprawie nieudanej operacji plastycznej Christiny Hedlund. Na wniosek obrońców, którzy argumentowali, że podczas rozprawy może być naruszona tajemnica lekarska, sąd utajnił proces.
Matka Szwedki przyznała w rozmowie z TVN24, że jej córka wciąż wymaga całodobowej opieki. - Rehabilitacja trwa, pracujemy z różnymi specjalistami. Christina ćwiczy z logopedą, uczy się komunikować. Wszystko idzie do przodu ale to wymaga czasu i długiej rehabilitacji - powiedziała Ann-Katrin Berggren.
- To bardzo ważny proces. Chciałabym, żeby lekarze, którzy zajmowali się moją córką zostali ukarani, stracili uprawnienia i trafili do więzienia. Oni zaprzeczali pewnym rzeczom, ukrywali część faktów, to poważna sprawa - dodała.
Pięcioro oskarżonych
Na ławie oskarżonych zasiadają w tej sprawie dwie pielęgniarki, które zajmowały się Szwedką po zabiegu, dwóch lekarzy oraz były dyrektor szpitala. Zdaniem śledczych, b. dyrektor szpitala Leszek K. nie zagwarantował prawidłowej pooperacyjnej opieki medycznej komercyjnym pacjentom placówki.
Z kolei anestezjolog i lekarz, która kierowała zespołem wykonującym zabieg, mają odpowiedzieć m.in. za to, że podjęły się operacji, mimo nieprawidłowo zorganizowanej opieki pooperacyjnej.
Pielęgniarki miały niestarannie doglądać pacjentki i zbyt późno zauważyć, że dzieje się z nią coś niedobrego. Zarzucono im nieumyślne spowodowanie u pokrzywdzonej ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
"Pielęgniarki, nie sprzątaczki"
Jeszcze przed rozpoczęciem procesu prokurator Ewa Tramowska-Guzek poinformowała, że tylko jedna z pielęgniarek przyznała się do winy potwierdzając, że zniszczyła kartę pacjentki. Pozostali oskarżeni utrzymują, że są niewinni, a odpowiedzialnością za obecny stan Szwedki obarczają siebie na wzajem.
Obrońca lekarki-anestezjolog (Doroty S.-P.) Paweł Brożek argumentował, że odpowiedzialność za powstanie powikłań po zabiegu zarzuca się tylko pielęgniarkom. - Pacjentkę przekazano przecież wyspecjalizowanemu personelowi pielęgniarskiemu, a nie sprzątaczce – tłumaczył.
- Lekarze nie są winni spowodowania uszczerbków zdrowia u obywatelki Szwecji. Bronimy się tylko i wyłącznie przed zarzutem nieumyślnego niedopełnienia obowiązków. Na etapie opieki pooperacyjnej nie dostrzeżono bezdechu u pokrzywdzonej; aparatura to monitorująca nie dawała żadnych sygnałów wizualnych i dźwiękowych. To sąd musi rozstrzygnąć, kto za to ponosi odpowiedzialność – uważa adwokat.
Lekarce zarzuca się dodatkowo dokonanie zmian w karcie pacjentki dotyczących m.in. dawek podawanych jej leków.
- Faktem jest, że pierwsza karta została wypełniona w sposób nieco niechlujny. Za wiedzą przełożonych pani doktor wypisała drugą kartę - nie różni się ona w sposób zasadniczy od karty pierwszej. Zmieniły się jedne dane. W drugiej karcie pojawiły się informacje prawdziwe tzn. taka, że pacjentka po operacji się obudziła, czego nie było w pierwszym dokumencie – tłumaczył dziennikarzom Brożek.
"Nie doszło do zaniedbań"
Obrońca jednej z pielęgniarek Grażyny G. jest z kolei przekonana, że wina za powikłania u pacjentki ze Szwecji spoczywa na lekarzach i dyrekcji placówki. - O tym, co się stało wtedy, zaważyły przede wszystkim błędy organizacyjne w szpitalu, nieprzygotowanie w zakresie opieki lekarskiej, pozostawienie pacjentki po operacji tylko i wyłącznie pod opieką pielęgniarek. Powinna być przede wszystkim opieka lekarza anestezjologa – powiedziała dziennikarzom adwokat Marta Werbel-Cieślak.
- Do żadnych zaniedbań w szpitalu nie doszło. Zabiegi komercyjne w szpitalu były wykonywane zgodnie ze wszystkimi procedurami – mówiła natomiast obrońca Leszka K., Anna Rutkowska-Gałędek.
Sam Leszek K. w rozmowie z reporterem TVN24 stwierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia. – Wszystko było dobrze przygotowane, na tych samych salach leżały pacjentki po ciężkich operacjach z chirurgii naczyniowej – mówił.
Do trzech razy sztuka
Proces miał ruszyć już 19 grudnia 2014 roku, jednak rozprawę odwołano ze względu na zwolnienie lekarskie jednego z oskarżonych. - Leszek K. przedstawił zaświadczenie wystawione przez lekarza sądowego, zatem jego nieobecność trzeba było uznać za usprawiedliwioną i to uniemożliwiało prowadzenie procesu - informował Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Wcześniej od sierpnia 2014 roku sprawę wielokrotnie przekładano ze względu na chorobę sędziego. Pomóc miała zmiana sędziego, jednak nowa sędzia Danuta Blank również zachorowała przed wyznaczonym terminem na rozpoczęcie procesu.
Tym razem nie odwołano rozprawy i proces w końcu ruszył tuż po godz. 9.00 przed Sądem Okręgowym w Gdańsku.
Uszkodzenie mózgu po operacji powiększenia piersi
W Pomorskim Centrum Traumatologii w Gdańsku (obecnie Copernicus Podmiot Leczniczy) w 2010 r. 31-letnia wówczas Christina Hedlund z Malmoe poddała się komercyjnej operacji powiększenia piersi. Zabieg przebiegł pomyślnie, ale - według prokuratury - zaniedbano opiekę po operacji.
U kobiety doszło do zatrzymania oddechu i krążenia. Uszkodzenia mózgu były na tyle poważne, że Szwedka do dziś jest w stanie wegetatywnym - nie mówi, jej kontakt ze światem jest bardzo ograniczony.
W kwietniu ubiegłego roku Prokuratura Okręgowa w Gdańsku skierowała do Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe akt oskarżenia w tej sprawie. Objął on pięciu pracowników PCT.
Oskarżycielem posiłkowym w procesie jest Christina Hedlund, którą reprezentują jej pełnomocnicy. - Stan zdrowia mojej klientki na chwilę obecną niestety się nie zmienił - mówił mecenas Jacek Potulski.
Pielęgniarki zbyt późno zauważyły, że dzieje się coś złego?
Wśród oskarżonych są dwie pielęgniarki, które zajmowały się Szwedką po zabiegu. Zarzucono im nieumyślne spowodowanie u pokrzywdzonej ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Za takie przestępstwo grozi kara do trzech lat więzienia.
W opinii śledczych kobiety niestarannie doglądały pacjentki i zbyt późno zauważyły, że dzieje się z nią coś niedobrego, a gdy już zorientowały się, jak zły jest jej stan, zwlekały z zastosowaniem u chorej wentylacji i z powiadomieniem lekarza.
Jednej z pielęgniarek zarzucono też zniszczenie karty obserwacji pacjentki. Przestępstwo to zagrożone jest karą do dwóch lat więzienia.
Nie zapewnili odpowiedniej opieki, zmienili dane w karcie?
Trzem pozostałym osobom oskarżonym w tej sprawie - dwóm lekarzom oraz byłemu dyrektorowi szpitala - śledczy zarzucili nieumyślne narażenie pacjentki na utratę życia albo ciężki uszczerbek na zdrowiu. Za popełnienie tego przestępstwa grozi do roku więzienia.
Zdaniem śledczych były dyrektor szpitala nie zagwarantował prawidłowej pooperacyjnej opieki medycznej pacjentom komercyjnym placówki.
Lekarce, która kierowała zespołem wykonującym zabieg, zarzucono, że podjęła się operacji mimo nieprawidłowo zorganizowanej opieki pooperacyjnej. Zdaniem śledczych lekarka nie dopełniła też ciążącego na niej obowiązku nadzoru nad prawidłowym przebiegiem opieki po operacji.
Z kolei anestezjolog, która znieczulała szwedzką pacjentkę w trakcie zabiegu, zdaniem śledczych nie przewidziała możliwości skumulowania się niepożądanych działań leków zastosowanych w trakcie znieczulenia, po czym przekazała pacjentkę w miejsce, które nie gwarantowało właściwego nadzoru pooperacyjnego.
Lekarka odpowie też za podmienienie i zmianę danych w karcie znieczulenia. Za takie przestępstwo grozi kara do pięciu lat więzienia.
Szpital nie miał uprawnień
O sprawie poinformowały w listopadzie 2010 r. szwedzkie media. W reportażu narzeczony (towarzyszył pacjentce w Polsce) mówił, że dopiero po sześciu godzinach od operacji jego partnerka, która nie mogła się obudzić, została przeniesiona na oddział ratunkowy.
Po reportażu służby wojewody pomorskiego przeprowadziły kontrolę w szpitalu. Ustalono wówczas, że operacje plastyczne przeprowadzane były na podstawie komercyjnej umowy, jaką szpital zawarł ze szwedzką firmą. Było to nielegalne, bo gdańska placówka nie miała uprawnień do wykonywania tego typu operacji.
Kontrole wykazały, że w latach 2008-2010 w Centrum wykonano 78 nielegalnych operacji plastycznych.
Rodzina walczy o 6 mln odszkodowania
Przed gdańskim sądem okręgowym toczy się proces cywilny, w którym rodzina poszkodowanej żąda od szpitala odszkodowania, zadośćuczynienia i pokrycia kosztów leczenia, w sumie ok. 6 mln zł. W ramach zabezpieczenia powództwa w czerwcu 2013 r. sąd przyznał już rodzinie rentę w wysokości prawie 25 tys. koron szwedzkich (ok. 12,5 tys. zł - PAP) miesięcznie. Szpital odwołał się od tej decyzji i w marcu sąd apelacyjny obniżył wysokość tego świadczenia do niemal 21 tys. koron szwedzkich (ok. 11 tys. zł).
Z zeznań, jakie w trakcie tego procesu składali pracownicy szpitala, wynika, że w urządzeniach monitorujących parametry życiowe Szwedki był najprawdopodobniej wyłączony alarm dźwiękowy.
Zobacz relację z jednej z rozpraw podczas procesu w Gdańsku:
Rodzina Szwedki walczy o odszkodowanie:
Tutaj jest szpital, w którym operowana była Szwedka:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/md/i / Źródło: TVN24 Pomorze, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24