Grupa 70 aktywistów protestowała przeciwko konnym zaprzęgom wożącym turystów na Morskie Oko w Tatrach. Przeszli szlakiem z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy z transparentami nawołującymi do "Ratowania koni z Morskiego Oka". Swój udział w akcji zapowiedziało więcej, bo aż kilka tysięcy osób.
Ekolodzy domagają się całkowitej likwidacji transportu konnego na Morskie Oko. Żeby zademonstrować swoje postulaty około 70 osób zebrało się w niedzielę o 8 rano na Palenicy Białczańskiej, skąd ruszyli pieszo do Włosienicy, czyli trasą, którą do niedawna można było pokonać za pomocą fasiągu ciągniętego przez konie.
TPN szuka "złotego środka"
W połowie sierpnia wprowadzono (na razie jedynie testowo) transport melexami, zamiast końmi na tej popularnej trasie. Mimo to, aktywiści uznali, że ich działanie jest konieczne, żeby "pokazać, że nie ma zgody w społeczeństwie na tego typu praktyki" i zgodnie z planem przeszli szlak z transparentami, choć w zdecydowanie mniejszej grupie niż zakładali. Na portalach społecznościowych, swój udział w akcji zadeklarowało kilka tysięcy osób.
Protest to pokłosie śmierci konia Jukona na początku sierpnia. Mimo, że eksperci stwierdzili, że zgon zwierzęcia to skutek pęknięcia aorty, a nie wytężonej pracy, ekolodzy są przekonani, że pracującym na Morskim Oku koniom dzieje się krzywda.
Przy transporcie turystów na trasie do Morskiego Oka pracuje 300 koni, a licencję na przewóz wydawaną przez wójta gminy Bukowina Tatrzańska ma 60 wozaków.
Morskie Oko to najpopularniejszy kierunek wypraw turystycznych w Tatrach. TPN szacuje, że rocznie to tatrzańskie jezioro odwiedza milion turystów, czyli 1/3wszystkich przyjeżdżających w najwyższe polskie góry.
Autor: koko/b / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24