Kosztowna kampania informacyjna dotycząca zimowych igrzysk w Krakowie nie przestaje oburzać. Przeciwnicy imprezy zarzucają miastu, że łamie ustawę o referendum lokalnym. Przekonują też, że namiot informacyjny, który stanął na Rynku, jest niezgodny z prawem. Ich zastrzeżenia budzą również hasła i billboardy reklamowe.
Zdaniem przeciwników igrzysk, konsultacje społeczne, które prowadzi miasto, są w istocie kampanią reklamową.
- Łamana jest ustawa o referendum, ponieważ Urząd Miasta nie może zachęcać do zajęcia konkretnego stanowiska. Taką kampanię mogą prowadzić partie polityczne – mówi Tomasz Leśniak z organizacji Kraków Przeciw Igrzyskom i dodaje, że informacje widniejące na billboardach wprowadzają w błąd. – Manipulacje w szczególności dotyczą plakatów mówiących o niskich kosztach igrzysk i nowych miejscach pracy, które miałyby dzięki nim powstać – przekonuje.
Według przeciwników igrzysk, kampania zbytnio akcentuje korzyści płynące z imprezy i przemilcza ryzyka jej organizacji. Wydano na nią już 160 tysięcy złotych.
"Namiot zwykle stoi pusty"
Wiele osób zastanawiało się, czy postawienie na środku Rynku namiotu sferycznego, za który Komitet zapłacił 55 tys. złotych ma sens.
– To jest bardzo fajna rzecz, która niezależnie od wyniku referendum już jest sukcesem i zwycięstwem, ponieważ władza rozmawia ze społeczeństwem. Do 23 maja namiot się zamortyzuje, czyli opłaci. Sensownie wydajemy środki na dialog ze społeczeństwem – mówi Mateusz Zmyślony, ekspert Komitetu ds. komunikacji społecznej.
Jak dodaje, dotychczas już 400 osób odbyło w namiocie "pogłębione wywiady" z ekspertami. Ale według przeciwników igrzysk, nie cieszy się on dużą popularnością. – Zwykle namiot stoi pusty, zainteresowanie rośnie, gdy przychodzą przeciwnicy igrzysk by dyskutować – mówi Leśniak.
O zaletach namiotu mówi Mateusz Zmyślony:
Czy może stać w Parku Kulturowym?
Wątpliwości wielu wzbudziło także to, namiot na Rynku Głównym jest zgodny z uchwałą o utworzeniu Parku Kulturowego na Starym Mieście.
– Nie rozumiem sytuacji w której najpierw urzędnicy każą ujednolicić kolorystykę na rynku i zdjąć reklamy, aby poprawić wygląd miasta, a potem stawiają mało estetyczny namiot na środku płyty. Rynek na pewno nie powinien tak wyglądać – zauważa Tomasz z Wrocławia, który przez wiele lat mieszkał i pracował w Krakowie.
Urzędnicy odpierają i te zarzuty. - Punkt informacyjny nie narusza zasad parku. Wszystko jest zgodne z prawem, ponieważ namiot jest obiektem czasowym. Zasady parku kulturowego odnoszą się tylko do tych budynków, które znajdują się w centrum na stałe – zapewnia Filip Szatanik, rzecznik urzędu miasta.
"Amerykańskie" billboardy
Co więcej, na billboardach idei organizacji igrzysk nie reklamują krakowianie. "Dziennik Polski" ustalił, że na reklamach wykorzystano zdjęcia... Amerykanów z zasobów nowojorskiej agencji fotograficznej Shutterstock. - Użycie zdjęć agencyjnych było najtańsze i najprostsze. Nie chcieliśmy także, aby pojawiły się wątpliwości, kto wybrał osoby do kampanii i dlaczego właśnie one są promowane – komentował w gazecie Mateusz Zmyślony.
Kontrowersyjne hasła
Wątpliwości budzą też same hasła, którymi urzędnicy próbują promować organizację igrzysk. Jedno z nich - "Bo igrzyska to metoda na smog" - oburzyło działaczy z Krakowskiego Alarmu Smogowego. Stwierdzili oni, że to wprowadzanie mieszkańców Krakowa w błąd, bo środki na walkę ze smogiem nie są uzależnione od ewentualnej organizacji igrzysk.
Podobna sytuacja dotyczy rozwoju infrastruktury, miałby powstać przy okazji organizacji igrzysk. Urzędnicy przekonywali m.in., że impreza to sposób na korki. Ale we wniosku aplikacyjnym napisano, że wszystkie inwestycje infrastrukturalne zostaną zrealizowana niezależnie od tego, czy igrzyska odbędą czy nie.
Wątpliwe korzyści z budowy wioski
Urzędnicy zachęcają do igrzysk, bo jak twierdzą, dla mieszkańców zostanie potem 2,5 tys. mieszkań. Wioska olimpijska, po zakończeniu sportowych zmagań, miałaby zostać przekształcona na mieszkania o charakterze komunalnym.
- Zamiast budować wioskę i ją przerabiać, lepiej byłoby od razu wybudować mieszkania. Te hasła to tylko działania propagandowe - twierdzi Dariusz Kozłowski, architekt, profesor Politechniki Krakowskiej.
Tymczasowe miejsca pracy
Obietnica 35 tys. nowych miejsc pracy, które zagwarantować ma organizacja igrzysk w Krakowie również budzi wątpliwości. Jednym z największych pytań jest to, czy zatrudnienie nie będzie tymczasowe i czy nie skończy się wraz z igrzyskami.
– Część z tych miejsc na pewno zostanie, może turyści którzy tu przyjadą zobaczą jak tu jest pięknie i zdecydują się na wybudowanie biurowca. Ale czy wydanie kilkunastu miliardów złotych na utworzenie kilku tysięcy miejsc pracy, które znikną po igrzyskach ma sens? Czy nasze państwo powinno iść w tą stronę? – pyta Marek Zuber, mieszkający w Krakowie ekonomista i analityk rynków finansowych.
I dodaje, że hasło głoszące, że zyskamy więcej niż wydamy jest mało realne. – Od wieków nie było zimowych igrzysk, których koszty by się zwróciły – podkreśla. Zaznacza przy tym, że chciałby, aby igrzyska odbyły się w Krakowie, ale nie za takie pieniądze.
Autor: mmw, dcz/b / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków / krakow2022.org