Bytomski sąd zdecyduje czy troje dzieci odebranych polskiej rodzinie przez hanowerski urząd ds. dzieci i młodzieży (Jugendamt) będzie musiało wrócić do Niemiec. Rodzice zabrali dzieci oddane pod opiekę zastępczą w Niemczech i wrócili do Polski. Tłumaczyli, że dzieci zostały im odebrane bez żadnych podstaw i były krzywdzone przez niemieckich opiekunów.
Jugendamt domaga się wydania Gabriela, który ma dziś 16 lat, ośmioletniej Viktorii i pięcioletniej Julii. Wniosek w tej sprawie trafił do Sądu Rejonowego w Bytomiu.
One nas kochają
Sędzia Katarzyna Janik powiedziała na wtorkowym posiedzeniu, że przed podjęciem decyzji sąd musi przeprowadzić postępowanie dowodowe - przede wszystkim chce poznać stanowisko samych dzieci. Mają być one przesłuchane w obecności psychologa. Sąd zasięgnie też opinii psychologicznej na temat dzieci i więzi łączącej ich z rodzicami. Zanim zapadnie decyzja, sąd musi mieć też potwierdzenie, że niemiecki urząd został poinformowany o posiedzeniu. We wtorek w sądzie nie stawił się pełnomocnik strony niemieckiej.
Pełnomocnik polskiej rodziny Markus Matuschczyk domaga się oddalenia wniosku Jugendamtu. Uważa, że polski sąd w ogóle nie powinien go rozpoznawać. „Wydanie dzieci instytucji, która ma tyle na sumieniu, byłoby niemoralne” - dodał przed sądem mec. Matuschczyk.
Przekonywał, że Jugendamty, których rodowód sięga międzywojnia, przez lata odpowiadały za deportację i germanizację polskich dzieci. - Dzieci mają być na siłę odebrane rodzicom i przekazane niemieckiej rodzinie zastępczej, co też można nazwać germanizacją - mówił później dziennikarzom.
Matka trójki dzieci podkreśliła, że cała sprawa jest dla rodziny olbrzymim obciążeniem emocjonalnym. - Niemiecki urząd, tak jak nie miał podstaw żeby odebrać nam dzieci, tak samo nie ma podstaw domagać się, byśmy je teraz oddali. Tym bardziej, że dzieci mają u nas bardzo dobrze. One nas kochają i my je kochamy - oświadczyła.
Posiedzeniu towarzyszyła niewielka pikieta przed gmachem sądu. - Ręce precz od polskich dzieci! - krzyczeli demonstranci. Następne posiedzenie 8 kwietnia.
Trzeba przesłuchać podejrzanych w Niemczech
Polska rodzina mieszkała w Hanowerze od czerwca 2009 roku. W listopadzie 2013 r. Jugendamt - zdaniem pełnomocników "bezpodstawnie, w sposób skandaliczny i bezwzględny" - odebrał rodzicom Viktorię, Julię i Gabriela. Podejmując taką decyzję urząd uzasadniał ją troską o dobro dzieci. Według rodziców prawdziwym powodem odebrania dzieci był konflikt z asystentem z Jugendamtu. Julia i Viktoria trafiły do niemieckiej rodziny zastępczej, a najstarszy Gabriel – do pogotowia opiekuńczego.
Według rodziców, kilkuletnie dziewczynki były przez rodziców zastępczych molestowane seksualnie i drastycznie zaniedbywane. Zdecydowali się uprowadzić dzieci i wrócić do Polski w styczniu 2015 r. Śledztwo w sprawie molestowania dziewczynek, po doniesieniu rodziców, prowadzi bytomska prokuratura, która wyczerpała już źródła dowodowe dostępne w Polsce. - Teraz trzeba przesłuchać podejrzanych i świadków, ponieważ te osoby mieszkają w Niemczech, zostanie to prawdopodobnie przeprowadzone w ramach pomocy prawnej – przy pomocy niemieckiej prokuratury i policji - powiedział Matuschczyk.
To kolejna sprawa związana z decyzją Jugendamtów, którą zajmuje się mec. Markus Matuschczyk. Adwokat reprezentował polskich rodziców, którzy podczas pobytu w Niemczech zostali pozbawieni praw rodzicielskich, ale mimo to samowolnie z tamtejszego domu dziecka zabrali dwóch swoich kilkuletnich synów i wrócili do kraju. Hanowerski Jugendamt zażądał powrotu dzieci do Niemiec, jednak w 2012 r. bytomski sąd odrzucił ten wniosek.
Jugendamty powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego. Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, nierzadko Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności.
Autor: mag / Źródło: PAP