Czy przy budowie odcinka C autostrady A2 zastosowano gorsze i tańsze materiały? Jakie są kulisy zatrudnienia bez przetargu firmy DSS i ile stracili jej podwykonawcy - na te pytania chcą uzyskać odpowiedź agenci CBA, którym właśnie prokuratura powierzyła śledztwo ws. nieprawidłowości przy budowie odcinka C. Biuro bada, czy doszło tam do "oszustwa na mieniu znacznej wartości".
Warszawska Prokuratura Okręgowa 12 czerwca zdecydowała o "powierzeniu w całości" CBA sprawy niewywiązywania się przez firmę DSS z umów wobec podwykonawców na autostradzie A2 i narażenia ich na wielomilionowe straty. Oznacza to, że prokurator tylko nadzoruje śledztwo prowadzone przez Biuro.
- Postępowanie dotyczy nieprawidłowości przy budowie odcinka C austostrady A2 w kierunku oszustwa na mieniu znacznej wartości - mówi tvn24.pl prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z warszawskiej Prokuratury Okręgowej. Wcześniej prokuratorzy precyzowali, że chodzi o "nie mniej niż 30 mln zł". Dokumenty z prokuratury do CBA trafiły pod koniec ubiegłego tygodnia. - Teraz agenci zapoznają się z przekazanymi materiałami, analizują je i wspólnie z prokuratorem ustalają dalsze czynności - odpowiada Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy CBA.
Sprawdzą czy doszło do oszustwa
Ustaliśmy, że Biuro pod nadzorem prokuratury ma wyjaśnić co najmniej trzy okoliczności:
- Brak rozliczeń przez spółkę DSS z podwykonawcami przy budowie odcinka C w okresie sierpień 2011 - marzec 2012. Przedsiębiorcy do dzisiaj nie otrzymali zapłat za swoje prace (m.in transport, dostawy piasku, wynajem sprzętu budowlanego);
- Podejrzenie używania gorszych i tańszych materiałów na budowie tego odcinka A2. Podwykonawcy informowali, że namawiano ich do korzystania z tanich odpowiedników materiałów, których wykorzystanie przewidywał kontrakt DSS z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA);
- Powody zawarcia wartego 756 mln zł kontraktu z firmą DSS. Po skandalu z chińską spółką Covec w 2011 roku zdecydowano się bez przetargu powierzyć dokończenie budowy odcinka C spółce należącej wtedy do nieżyjącego już Jana Łuczaka. GDDKiA podpisała kontrakt ze spółką Łuczaka mimo informacji na temat kontrowersyjnych procesów prywatyzacyjnych z udziałem tej firmy - Kopalni Surowców Skalnych S.A. w Złotoryi oraz kieleckich Kopalni Surowców Mineralnych. DSS nie uiszczała opłat za te prywatyzacje. Media donosiły też, że komornik bezskutecznie próbuje odzyskać od Łuczaka półtoramilionowy dług.
Zainteresują się Marcinkiewiczem?
W sprawie pojawia się też nazwisko b. premiera w rządzie PiS Kazimierza Marcinkiewicza. Robert Zieliński z "Dziennika Gazety Prawnej" ujawnił, że firma doradcza byłego premiera dostała ponad 60 tysięcy złotych za lobbowanie na rzecz spółki DSS. Były polityk tłumaczył w "DGP", że nie działał jako lobbysta, a tylko udał się do Ministerstwa Skarbu Państwa by "(...) złożyć konkretną propozycję w imieniu DSS". Zapytaliśmy Marcinkiewicza o faktury z firmy DSS. Nie chciał rozmawiać o szczegółach. - Do czasu zakończenia prac przez prokuraturę nie będę się wypowiadać. To wszystko co mam do powiedzenia - odpowiedział. Faktury dla Marcinkiewicza zostały wystawione w marcu 2012 roku, gdy podwykonawcy DSS alarmowali media i polityków o niewypłacalności tej firmy. W kwietniu sąd ogłosił upadłość DSS. Jeszcze latem 2011 roku tygodnik "Polityka" opisywał więzy łączące Łuczaka z Marcinkiewiczem. Ujawnił m. in., że Łuczak - ówczesny właściciel DSS - poprzez swoją spółkę Telecom Media sponsorował klub koszykarek z Gorzowa Wlkp., którego Marcinkiewicz był wiceprezesem. Zaś syn byłego premiera pracował w Telecom Media. Łuczak politycznie związany był z ZChN, z którego wywodzi się Marcinkiewicz.
Czy CBA zajmie się w swoim śledztwie rolą byłego szefa rządu PiS w pracach nad A2? - Na tym etapie CBA nie informuje o szczegółach tego śledztwa - ucina jego rzecznik. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że agenci chcą sprawdzić także te okoliczności.
Zwlekali ze wszczęciem śledztwa
Do tej pory z wyjaśnieniem wątpliwości wokół DSS nie spieszył się ani rząd ani prokuratura. Ustaliliśmy, że zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przy budowie A2 (autorstwa posłów PiS) wpłynęło do Prokuratury Okręgowej - Warszawa Praga już 21 marca.
Jednak prokuratorzy z Pragi nie chcieli tej sprawy. Uznali, że aferą powinna się zająć Prokuratura Okręgowa z lewobrzeżnej części stolicy. Rozpoczął się "spór kompetencyjny". Przez miesiąc od wpłynięcia zawiadomienia nie zdecydowano czy i kto ma prowadzić śledztwo. Pod koniec kwietnia sprawę ostatecznie przekazano do tam, gdzie wskazali prokuratorzy z Pragi. Oskarżyciel, który dostał sprawę, zażądał od GDDKiA dokumentacji kontraktu z DSS, ale śledztwa nie rozpoczął. Postępowanie formalnie ruszyło dopiero 31 maja.
Niecałe dwa tygodnie później przekazano je CBA. Czemu? - Powodem był interes ekonomiczny Skarbu Państwa - mówi portalowi tvn24.pl Dariusz Ślepokura, rzecznik prasowy stołecznej prokuratury. Minister zwleka z odpowiedzią
Z wyjaśnieniem afery nie spieszy się również rząd. O kulisy wyboru spółki DSS jako podmiotu, który miał dokończyć budowę odcinka C, na początku maja pytali ministrów posłowie. Minęło półtora miesiąca, a minister Mikołaj Budzanowski nie odpowiedział na interpelację Kazimierza M. Ujazdowskiego z PiS. Poseł dostał pismo z informacją, że minister musi się w tej sprawie skonsultować jeszcze ze Sławomirem Nowakiem, ministrem transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. - Istnieje podejrzenie, że spółka DSS była preferowana, zwlekanie z odpowiedzią to po prostu unikanie odpowiedzialności - uważa poseł opozycji.
Autor: Maciej Duda, dziennikarz śledczy tvn24.pl (m.duda2@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl