Prawie rok temu poszukiwacze skarbów z Wałbrzycha (woj. dolnośląskie) zgłosili odnalezienie "złotego pociągu". Dziś ruszają prace mające potwierdzić ich wiadomości o tkwiącym pod ziemią pancernym składzie wypełnionym bronią, dziełami sztuki i innymi kosztownościami. Mężczyzn nie zraziły opinie naukowców, którzy po badaniach orzekli, że pod ziemią niczego takiego być nie może. Są pewni swego i najpierw uporządkują teren, a później "przetną" nasyp kolejowy, by odkryć pociąg.
- Prace się rozpoczęły. Wycinane są drzewa, koparka niweluje teren. Te działania porządkująco-zabezpieczające mają potrwać do 14 sierpnia - mówi Andrzej Gaik, przedstawiciel eksploratorów, którzy twierdzą, że wiedzą, gdzie jest "złoty pociąg".
Dzień później na teren 65. kilometra trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych mają wkroczyć specjaliści wyposażeni w georadary i potwierdzić, czy mężczyźni mieli racje, czy też nie. 16 sierpnia "złotego pociągu" zacznie szukać ciężki sprzęt. - W wyznaczonych trzech miejscach przetniemy nasyp kolejowy, wykonane zostaną duże wykopy, które definitywnie wskażą co tam się znajduje - opisuje Gaik. I podkreśla, że przed ekipą poszukiwaczy "ogrom pracy i ogrom wydarzeń".
Zgłoszenie sprzed roku
16 sierpnia 2015 roku do urzędników wpłynęła informacja: "Działając w imieniu naszych mocodawców, zawiadamiamy o znalezieniu przez wspólników pociągu pancernego z czasów II wojny światowej. Pociąg ten zawiera prawdopodobnie dodatkowe urządzenia w postaci np. dział samobieżnych ustawionych na platformach. Pociąg mieści w sobie także przedmioty wartościowe, cenne materiały przemysłowe oraz kruszce szlachetne". Wyobraźnia poszukiwaczy skarbów i miłośników historii rozgrzała się do czerwoności.
Zagrabione dzieła sztuki, czy złoto Wrocławia?
I choć w zgłoszeniu nie było ani słowa o złocie, pociąg szybko zyskał miano złotego.
Dziś przedstawiciel eksploratorów mówi wprost: najprawdopodobniej w pociągu znajdują się rzeczy zagrabione, przez Niemców, na terenie całej Europy. - Rzeczy skradzione z muzeów. Być może depozyty mieszkańców, być może słynne złoto Wrocławia - mówi Andrzej Gaik, przedstawiciel prasowy Piotra Kopera i Andreasa Richtera.
Choć Tadeusz Słowikowski, pionier poszukiwań, uważa, że o żadnym złocie mowy być nie może. O pociągu usłyszał po raz pierwszy w 1955 roku. - Tam wszystko może być. Na sto procent jest tunel i na sto procent wjeżdżał do niego pociąg. Co jest w środku? Nie wiadomo - podkreślał w ubiegłym roku Słowikowski. Czytaj więcej na temat poszukiwań mężczyzny
"Złoty pociąg istnieje na ponad 99 procent"
W pociąg uwierzył też były generalny konserwator zabytków. - Jestem pewien na ponad 99 proc., że istnieje "złoty pociąg", który pod koniec wojny rzekomo wyjechał z Wrocławia - oznajmił w sierpniu ubiegłego roku Piotr Żuchowski. O sprawie szeroko pisały i mówiły media z całego świata. Mówiły i krytykowały polskie władze za "niezręczny sposób informowania o pociągu".
W międzyczasie do dolnośląskich urzędników zaczęły spływać informacje o kolejnych znaleziskach. Mnożyły się doniesienia o kolejnych tunelach, sztolniach, a nawet o podziemnym mieście Hitlera. Do tej pory żadnego z tych zgłoszeń nie udało się potwierdzić.
Naukowcy kontra eksploratorzy
Na 65. kilometr, gdzie ma być ukryty pancerny skład przybyło wojsko. Żołnierze sprawdzali, czy teren jest bezpieczny. Natknęli się na kilka łusek z czasów II wojny światowej. Materiałów wybuchowych nie znaleźli. Później przeprowadzono badania weryfikacyjne. Prace prowadziły dwie ekipy. Mężczyźni, którzy zgłosili odnalezienie pociągu i naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Posługiwali się innymi metodami i innym sprzętem.
Wyniki badań zaprezentowano w grudniu na konferencji prasowej. Naukowcy z AGH stwierdzili: tunel może istnieje, ale pociągu nie ma. Wszelkie wykryte anomalie, według ekspertów, mają mieć charakter geologiczny. - To, co zarejestrowaliśmy, na pewno nie odpowiada temu, jakby tam był pociąg. Nie ma takiej możliwości. Za mało żelaza pod spodem - wyjaśniał dr hab. inż. Sławomir Porzucek z AGH.
Co innego stwierdzili odkrywcy. - Na pewno nie zakładamy pomyłki - przekazał Piotr Koper. We wnioskach końcowych raportu odkrywcy napisali: "Stwierdzamy istnienie (...) drugiego składu kolejowego stojącego obok pierwszego o długości z nim porównywalnej".
Po kilku miesiącach czekania biorą się za szukanie
Eksploratorzy postanowili, że najlepszym sposobem na rozwianie wątpliwości będzie przeprowadzenie prac odkrywkowych. Jednak, by do nich przystąpić potrzebowali m.in. zgód konserwatora zabytków i zarządcy terenu. Na te musieli czekać kilka miesięcy. W czerwcu udało im się dopiąć wszystkie formalności.
12 sierpnia rozpoczynają się prace na 65. kilometrze trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych. Najpierw teren ma być ogrodzony i zasłonięty banerami. Przygotowania do prac właściwych będą trwały cztery dni.
16 sierpnia na miejscu ma pojawić się ciężki sprzęt, który "przetnie" nasyp kolejowy w trzech miejscach. To tam odkrywcy spodziewają się zobaczyć pociąg. Jeśli skład będzie tkwił pod ziemią to eksploratorzy nie będą go wykopywać. - Jeśli coś znajdziemy to archeolog i konserwatorzy zabytków będą musieli zdecydować co dalej, w jakim znajduje się stanie i czy nadaje się do wydobycia. Najważniejsze dla nas jest odkrycie tego, co widzieliśmy na georadarach - wyjaśnia przedstawiciel odkrywców.
"Złoty pociąg" ma znajdować się na terenie 65. kilometra trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych:
Autor: tam/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24