To był skok na wielką kasę. W 2010 roku Krzysztof B. i Paweł P., podszywając się pod konwojentów, wyłudzili blisko 5,5 mln zł z jednej z wrocławskich sortowni. Gazety pisały wtedy o "napadzie stulecia". Dopiero po czterech latach były policjant i paser stanęli przed sądem. Najbliższa rozprawa zaplanowana jest na 31 października, a wyrok zapadnie prawdopodobnie już w listopadzie. Pieniędzy nie odnaleziono do dziś.
Krzysztof B. i Paweł O. są oskarżeni o to, że 10 marca 2010 r. pobrali z sortowni we Wrocławiu gotówkę, która miała trafić do jednego z banków.
Scenariusz ich działania przypominał te z amerykańskich filmów. Odpowiednio przygotowani podszyli się pod konwojentów. I spokojnie odjechali z pieniędzmi.
Dziś, po 4 latach śledztwa, nadal nie wiadomo gdzie podziało się 5,5 mln zł.
Napad stulecia
Według prokuratury Krzysztof B. wraz ze wspólnikiem podjechali pod sortownię pieniędzy autem łudząco podobnym do tego, którego używała firma ochroniarska. Mieli na sobie stroje konwojentów i legitymując się fałszywymi dokumentami pobrali z centrum obsługi gotówkowej 5,5 mln zł. Pieniądze te miały trafić do jednego z wrocławskich banków.
- Nie pamiętam, kto fizycznie odebrał te pieniądze - zeznawał w sierpniu podczas rozprawy pracownik sortowni, który wydał gotówkę. Jednocześnie przyznał, że nie sprawdził ani licencji konwojentów, ani ich dowodów osobistych, nie zwrócił również uwagi na pojazd, którym wjechali do tzw. śluzy.
Pracownik sortowni relacjonował, że sprawdził dowód bankowy z podpisem z listy osób upoważnionych do odbioru gotówki i tam znajdowało się nazwisko. Wszystko miało się zgadzać. Po godzinie przyjechał następny konwój po te same pieniądze. Wtedy wielki przekręt wyszedł na jaw.
Wzięli pieniądze i odjechali
Już wcześniej śledczy ustalili, że na dowodzie bankowym widniało nazwisko prawdziwego konwojenta firmy ochroniarskiej. Miał on tego dnia wolne. Zeznał, że nigdy nie zgubił swoich dokumentów, nikomu też nigdy nie opowiadał o szczegółach swej pracy.
- Gdy pobierałem gotówkę, podpisywałem się na kwicie bankowym tak samo, jak w dowodzie osobistym: pierwszą literą imienia i nazwiskiem. Praktycznie nie sprawdzano mi ani dowodu osobistego, ani innych dokumentów, a tylko dokument na pobranie danego pakietu do konwoju - wyjaśniał konwojent, pod którego podszył się jeden z oszustów.
Z kolei szef konwojentów w firmie ochroniarskiej tłumaczył przed sądem, że do marca 2010 r. tzw. kwity bankowe, na które pobierano gotówkę, nie były drukami ścisłego zarachowania. Na liście osób uprawnionych do pobierania pieniędzy mieli znajdować się wszyscy pracujący konwojenci, ale bank otrzymywał zakodowaną informację drogą elektroniczną, kto danego dnia jedzie po gotówkę.
Były policjant przyznał się do winy
- Bank przekazywał te nazwiska również drogą elektroniczną do sortowni. Zawsze do tak wartościowego konwoju wysyłaliśmy skład trzyosobowy i pojazd opancerzony, który często miał też wsparcie drugiego wozu - mówił podczas rozprawy w sierpniu 2014 roku szef konwojentów. W jego ocenie oszuści przyjechali do sortowni autem, jakie również było używane w transportach, jednak jego wyposażenie było inne. Sami konwojenci również zachowali się nietypowo.
- Oskarżony Krzysztof B. przyznał się do popełnienia tego czynu i obciążył w zeznaniach Pawła O. Później zmienił wyjaśnienia, ale O. nie przyznaje się do współudziału w przestępstwie - wyjaśnia Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Oskarżeni zostali zatrzymani przez policję w grudniu 2012 r. i aresztowani. Paweł O. odpowiada obecnie przed sądem z wolnej stopy. Krzysztof B. wciąż przebywa w areszcie. Po jego zatrzymaniu policja potwierdziła, że był kiedyś funkcjonariuszem w wydziale prewencji, ale odszedł ze służby 10 lat wcześniej.
Śledczy wciąż szukają 5,5 mln zł
Oskarżeni przed sądem złożyli już swoje wyjaśnienia. Zeznali, że w zuchwałej kradzieży brał udział jeszcze jeden mężczyzna. On miał być mózgiem operacji, a oni działali na jego zlecenie
- Twierdzą, że nie znają jego tożsamości. Mężczyzna miał się z nimi spotykać w kominiarce, nigdy nie ujawnił swoich danych. On też miał zniknąć z pieniędzmi - relacjonuje Klaus.
Krzysztof B. przyznał się do winy. Za udział w wyłudzeniu miał dostać 100 tys. zł. Paweł O. również przyznał się do winy, ale podczas kolejnych przesłuchań odwołał zeznania. Przed sądem odmówił składania wyjaśnień. Na kolejnej, siódmej już rozprawie 31 października, będą przesłuchiwani kolejni świadkowie. Niewykluczone, że w listopadzie zapadnie wyrok sądu.
Za wyłudzenie sumy o znacznej wartości obu mężczyznom grozi do 10 lat więzienia. Śledczy wciąż szukają 5,5 miliona złotych.
ZOBACZ ARCHIWALNY MATERIAŁ: BYŁY POLICJANT ARESZTOWANY ZA WYŁUDZENIE MILIONÓW:
Do zuchwałej kradzieży doszło na terenie Wrocławia:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: balu/b / Źródło: TVN 24 Wrocław, Gazeta Wyborcza, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław