Niedługo przed śmiercią Magdaleny Żuk w Egipcie, jej partner nagrał ich wspólną rozmowę. W rozmowie z reporterem "Faktów" TVN Markus, partner zmarłej, odpowiada, dlaczego to zrobił. Mówi też jak, z jego perspektywy, wyglądały ostatnie dni Magdaleny.
- O tym, że Magda wykupiła wycieczkę, dowiedziałem się w dniu wylotu. Około godziny 13. To miała być dla mnie niespodzianka - mówi Markus, partner Magdaleny Żuk. Mężczyzna nie chce pokazywać twarzy, ale zgodził się na rozmowę z Robertem Jałochą, reporterem "Faktów" TVN. Przyznaje, że w dniu wylotu wrócił do domu przekonany o tym, że ma zawieźć swoją ukochaną na szkolenie do Katowic. Jednak od Magdaleny usłyszał, że jadą na wycieczkę.
Mieli problemy z paszportem, próbowali sprzedać wycieczkę
Magda go spakowała, załatwiła urlop. Jednak okazało się, że paszport mężczyzny nie pozwala mu na wylot do Egiptu (za sześć miesięcy traci ważność, co nie pozwala na wjazd na teren Arabskiej Republiki Egiptu). - Zaczęliśmy działać, chcieliśmy coś z tym zrobić. Byłem w urzędzie wojewódzkim, żeby spróbować wyrobić ten nowy dokument, przerobić stary paszport, przebić pieczątkę, cokolwiek. Rozmawiałem z kierownikiem urzędu - relacjonuje partner kobiety. Bezskutecznie. Urzędnik nie był w stanie pomóc. Dlatego para ruszyła w podróż na lotnisko do Katowic.
Jak mówi mężczyzna, po drodze próbowali sprzedać wycieczkę. I mieli plan: gdyby się udało, to polecą w inne miejsce, do jednego z krajów europejskich. Gdzieś, gdzie można wjechać na dowód osobisty. Chętnych na turnus jednak nie było. Wtedy, jeszcze w drodze, zapadła decyzja: kobieta leci sama. - Wspólnie stwierdziliśmy, że jest zmęczona, dużo pracowała, więc chociaż ona sobie odpocznie. Pytałem, czy da radę polecieć sama, czy chce. Powiedziała, że tak - opowiada pan Markus.
"Była pewna swojej decyzji"
Przyznaje, że miał obawy. - Puścić gdziekolwiek kobietę samą to człowiek zawsze się będzie martwił, a jeszcze do tak dalekiego kraju. Jednak taką podjęliśmy wspólną decyzję. Z jednej strony nie mogłem się sprzeciwiać, a z drugiej też bardzo chciałem, żeby Madzia odpoczęła - wyjaśnia.
Pytany o to, czy jego partnerka była zdenerwowana, przyznaje, że łzy pojawiły się w mieszkaniu. Na lotnisku, jak opowiada, była zdenerwowana i szukała kontaktu, by się z kimś zapoznać i nie być sama. Czy było coś, co go zaniepokoiło? - Nie, nie było czegoś takiego. Pytałem się wielokrotnie, czy jest pewna swojej decyzji. Była - wspomina Markus.
Magdalena Żuk wsiadła do samolotu. W Egipcie wylądowała 26 kwietnia po północy. Zadzwoniła do partnera. Z jego słów wynika, że kobieta nie mówiła o zdenerwowaniu czy niepokoju. W środę kontaktowali się. Jednak jeszcze tego samego dnia wieczorem odebrał od kobiety telefon.
- Mówiła, żebym poprosił recepcję o sprawdzenie tego, co dzieje się wokół jej pokoju. Twierdziła, że słyszy hałasy. Zaniosła telefon recepcjoniście. Rozmawiałem z nim. Miał sprawdzić, czy wszystko jest okej. Później Magda powiedziała, że jest w porządku - opowiada Markus. Kobieta miała nie wspominać o żadnych nowych znajomościach. - Cały czas mieliśmy kontakt aż do momentu, gdy zaczęło dziać się coś niedobrego - relacjonuje mężczyzna.
W czwartek (27 kwietnia) przestraszył się, bo kobieta miała zrobić coś niepokojącego.
Co to dokładnie było? Rozmówca reportera "Faktów" TVN nie chce mówić o szczegółach, bo sprawą zajmuje się policja i prokuratura. Później na telefon Magdaleny nie dało się dodzwonić. Był wyłączony, co tylko podsyciło niepokój.
"Madzia nigdy wcześniej się tak nie zachowywała"
O złych przeczuciach powiadomił m.in. przyjaciółki ukochanej. Kobiety, jak twierdzi, zaczęły dzwonić do biura podróży. On sam miał zadzwonić na numer alarmowy ambasady RP w Egipcie. Stamtąd uzyskał numer do rezydenta i rezydentki.
- Informacje zwrotne były bardzo niepokojące. Magdy zachowanie nie było standardowe, nie było zwykłe. Madzia nigdy wcześniej się tak nie zachowywała, nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim stanie. Rodzina także - relacjonuje. O szczegółach mówić nie chce. Jednak zdradza, że były momenty, w których, w trakcie wideorozmów, kobieta miała problem z rozpoznaniem, kto jest kim. Pytana o to, czy została skrzywdzona, odpowiadać miała, że nie. Pytana o to, czy ktoś mógł dosypać jej czegoś do napoju, mówiła, że nie było takiej możliwości.
Nie wsiadła do samolotu, bo była zbyt słaba?
Mężczyzna podkreśla, że był w stałym kontakcie z przedstawicielami biura na miejscu. - Rezydent wielokrotnie mi powtarzał, że nigdy wcześniej nie spotkał się z taką sytuacją. Mówił również, że jego zdaniem lepiej będzie, jak Madzia po prostu do nas wróci, albo ktoś do niej przyleci - powiedział Markus.
Sytuacja wydawała się na tyle groźna, że podjęto decyzję, iż kobieta powinna wracać do Polski. Kupiono bilet. Jednak do samolotu nie wsiadła.
- Miała przylecieć w sobotę. Widziałem ją w drodze na lotnisko, tam również. Nie wyglądała dobrze, ale kojarzyła, z kim rozmawia. Mówiła, że chce wracać. Rezydent przekazał mi, że lekarz nie zgodził się na lot Madzi, bo była bardzo słaba - tłumaczy Markus. I dodaje, że nie miał informacji na temat tego, że jego ukochana stwarzała dla kogoś zagrożenie lub była agresywna.
Odbył jeszcze wideorozmowę, która pojawiła się w internecie. To podczas niej mówił: - Aniołku, powiedz. Nie bój się. Powiedz mi, po prostu powiedz, co się wydarzyło. W odpowiedzi słyszał: - Nie mogę mówić, przepraszam. Oraz: - To nic nie da.
Pytany, dlaczego zdecydował się na nagranie rozmowy z Magdą, odpowiada: - Stan, w jakim widziałem Madzię, informacje, które dotarły do mnie, co tam się dzieje, co tam się mogło wydarzyć, jak zachowuje się Madzia, były na tyle niepokojące, że poprosiłem mojego przyjaciela, żeby nagrywał to drugim telefonem jako dowód, cokolwiek, co może pomóc sprowadzić nam Madzię do domu.
Dlaczego nagranie trafiło do internetu? Markus tłumaczy, że nie taka była intencja. - Nagranie chcieliśmy zabezpieczyć. Było bardzo dużej pojemności, więc postanowiliśmy, że wrzucimy je na konto na Youtube. Niestety, ustawienia konta były publiczne, nie zwróciłem na to uwagi. Jak usunęliśmy, było już za późno.
"Informacja o szpitalu wszystkich uspokoiła"
Nerwy narastały. W drodze do Egiptu był przyjaciel mężczyzny. Ale emocje ostygły, gdy okazało się, że kobieta noc spędzi w szpitalu. - Moim zdaniem szpital to bezpieczne miejsce, gdzie jest opieka, gdzie ktoś się człowiekiem zajmuje. Na chwilę nam troszkę ulżyło, bo Maciek już był w drodze, a Madzia w szpitalu. Myśleliśmy, że wszystko będzie w porządku, ale okazało, że nie jest - mówi łamiącym się głosem.
Później dowiedział się, co wydarzyło się w szpitalu. O szczegółach po raz kolejny mówić nie chce. Jego ukochana spadła z wysokości pierwszego lub drugiego piętra. Przewieziono ją do szpitala w Hurghadzie. Tam, 30 kwietnia, zmarła na skutek doznanych obrażeń.
Chce wyjaśnienia sprawy, o oskarżeniach nie mówi
- Zastanawia mnie, dlaczego to stało się w szpitalu, w bezpiecznym miejscu, gdzie powinna mieć opiekę. Skoro dostawialiśmy tak niepokojące informacje, to osoby na miejscu powinny na Magdę zwrócić szczególną uwagę. Nie mam żalu ani pretensji. Natomiast jest mi bardzo przykro - przyznał partner zmarłej Polki. I dodał, że nikogo nie chce oskarżać. Nie chce też mówić o swoich przypuszczeniach, co naprawdę się stało i czeka na rozwiązanie sprawy przez śledczych.
Czy jego dziewczyna miała problemy psychiczne? - Nic takiego mi nie wiadomo ani niczego takiego nie zauważyłem. Była bardzo zdrową, energiczną i uśmiechniętą osobą. Nie wiem, co się stało. Sprawa jest niewyjaśniona - mówi.
Mężczyzna podkreśla, że cały czas jest w kontakcie z policją. Podobnie jak jego przyjaciele. - Pod naszym adresem pojawiają się groźby. Nie pozwolę, by ktoś mówił źle o Magdzie, o jej rodzinie, mojej rodzinie i moich przyjaciołach - kwituje.
Śledztwo
Okoliczności śmierci Magdaleny Żuk wyjaśniają polscy i egipscy śledczy. Postępowanie w sprawie zabójstwa prowadzi Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze. Prokurator generalny Egiptu sprawę objął specjalnym nadzorem.
ROZMOWA Z MARKUSEM DZIŚ W SPECJALNYM PROGRAMIE O ŚMIERCI POLKI W EGIPCIE NA ANTENIE TVN24 O 20.30
Autor: tam,mm//ec/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN | M. Cepin