NATO będzie miało więcej sił lotniczych i morskich w regionach zagrożonych agresywnymi działaniami Rosji, ale odkłada na później decyzje o rozmieszczeniu istotnych sił lądowych w nowych krajach członkowskich, w tym w państwach nadbałtyckich, Rumunii i Polsce.
Z dużej chmury mały deszcz - tak można określić ogłoszone przez sekretarza generalnego NATO Andersa Fogh Rasmussena decyzje wojskowe związane z reakcją Sojuszu na agresywne wobec Ukrainy działania Rosji i powstałe na ich tle obawy wschodnioeuropejskich członków Sojuszu o własne bezpieczeństwo. Owszem, odchodzący sekretarz generalny potwierdził - ogłoszone już sporo wcześniej - sojusznicze wzmocnienie lotniczego i morskiego kontyngentu obronnego w rejonie Bałtyku i wschodniej części Morza Śródziemnego, ale w kontekście sił lądowych mówił jedynie o sztabowcach i zwiększeniu gotowości, a nie przemieszczeniu na wschodnią flankę NATO istotnych sił Sojuszu.
Anders Fogh Rasmussen pozostawił te decyzje na później i uzależnił od rozwoju sytuacji, odkreślając wsparcie NATO dla rozwiązań politycznych, w szczególności rozmów dyplomatycznych, jakie mają się toczyć od jutra w Genewie.
Odpowiadając na pytania dziennikarzy, skupione na lądowym segmencie przemieszczenia sił NATO, odmówił wypowiedzi o szczegółach - zastrzegając jednocześnie, że NATO nie podjęło na razie decyzji o ustanowieniu stałych nowych baz w krajach wschodniej flanki Sojuszu, w tym o drugiej bazie dla misji NATO Baltic Air Policing, której stworzenie w Estonii ogłaszały w zeszłym tygodniu władze tego kraju.
Kolejne decyzje w zależności od rozwoju sytuacji
Zwiększenie intensywności misji Air Policing - z 4 do 12 samolotów - było jednak już wiadome dużo wcześniej, po deklaracjach Wielkiej Brytanii, Francji, Danii o wsparciu polskiej rotacji zaczynającej się w maju. Pozwoliły one na trzykrotne zwiększenie nie tylko liczby samolotów, ale i liczby lotów nad krajami nadbałtyckimi. Również niemiecka deklaracja o wysłaniu dodatkowego okrętu na Bałtyk nie jest nowa. Rasmussen nie sprecyzował na razie, czy oprócz tego będzie na Bałtyku więcej jednostek NATO.
Najistotniejsze jednak, że mówiąc o komponencie lądowym, sekretarz generalny nie użył sformułowania „troops” - oznaczającego regularne wojsko, a „military staff” - oznaczającego sztabowców, a dalej wyjaśniał, że chodzi o „zwiększenie gotowości” w zakresie ćwiczeń i szkolenia. Oznacza to, że w tym momencie NATO nie decyduje się na istotne przebazowania, pozostawiając sobie furtkę na przyszłość.
Rasmussen wyraźnie podkreślił bowiem, że kolejne decyzje są spodziewane - w miarę oceny rozwoju sytuacji - w kolejnych tygodniach i miesiącach, być może już pod wodzą jego następcy, norweskiego polityka Jensa Stoltenberga.
Rasmussen wyraźnie wykluczył w tym momencie tworzenie przez NATO nowych baz w krajach nadbałtyckich - pytany szczegółowo o tę kwestię odparł, że dzisiejsze decyzje dotyczyły środków natychmiastowej reakcji, w ciągu najbliższych dni. Odmówił też wchodzenia w szczegóły operacyjne, zastrzegając, że te należą do wojskowych.
"Działania NATO nie są wymierzone w Rosję"
Nieco więcej światła na plany NATO rzucił później ich autor, gen. Phil Breedlove, który wyjaśniał dziennikarzom, że w dzisiejszych decyzjach chodzi przede wszystkim o kolektywną obronę, a nie o wpływanie na zachowanie Rosji. - Wszystkie te działania mają charakter obronny - zapewniał Breedlove, podkreślając, jak bardzo zależy mu na takim właśnie odbiorze tych decyzji. Dał jednak wyraźnie do zrozumienia, że bardziej niż na natychmiastowym wymiarze NATO-wskich rozstrzygnięć, zależy mu na ich podtrzymaniu do końca roku.
- Jest ważne, by kraje członkowskie pozostały przy swoich decyzjach i zaoferowały więcej sił, żeby je utrzymać do końca roku - mówił Breedlove w rzadkim wywiadzie dla mediów w Brukseli. Istotne jest też jednak to, co powiedział później, odpowiadając na pytanie o liczbę amerykańskich wojsk w Europie.
Podkreślił, że już wcześniej mówił, iż działania Rosji zmieniają paradygmat i każą na nowo zastanowić się nad obecnością amerykańskich sił zbrojnych w Europie.
Idąc dalej, powtórzył swoje wcześniejsze stwierdzenia, że działania Rosji polegające na postawieniu swoich sił w stan najwyższej gotowości, zgromadzeniu ich na granicy suwerennego państwa, przekroczeniu tej granicy i aneksji jego terytorium - zmieniają sytuację - a zadaniem Stanów Zjednoczonych powinno być teraz zapewnienie ich sojuszników o gotowości do kolektywnej obrony w ramach artykułu 5. Traktatu Waszyngtońskiego. Jego zdaniem, dzisiaj podjęte kroki zmierzają właśnie ku temu.
Różnice zdań z Białym Domem?
Tło dla wypowiedzi gen. Breedlove'a może stanowić opisywany przez część amerykańskich mediów jego spór z naczelnym dowódcą, czyli prezydentem Barackiem Obamą. Breedlove miał zażądać od Białego Domu radykalnych kroków, na które Obama miał się nie zgodzić, przedkładając opcję dyplomatyczną nad demonstrację siły. W tej rozgrywce, SACEUR - mimo dumnie noszonego tytułu Naczelnego Dowódcy Sił Sojuszniczych w Europie i Dowódcy Operacyjnego NATO - musiał przegrać, a Biały Dom wymusił na nim mniej wymagające wojskowo i mniej kosztowne decyzje.
W tym kontekście, jeśli domysły mediów są słuszne, należałoby zapomnieć o polskim postulacie rozmieszczenia dwóch brygad wojsk USA na terytorium nowych państw członkowskich NATO. W każdym razie pełna ocena dzisiejszych zapowiedzi, dopóki nie będą znane ich szczegóły, pozostawia wątpliwość jak stanowcza będzie reakcja NATO.
Autor: Marek Świerczyński//kdj / Źródło: tvn24