Wydarzyła się rzecz straszna, za którą - jako komendant główny policji - chciałbym przeprosić wszystkich tych, którzy ten materiał oglądali. I widzieli człowieka w policyjnym mundurze, który łamie prawo, zadając ból i cierpienie drugiemu człowiekowi - powiedział nadinspektor Jarosław Szymczyk w "Faktach po Faktach". W ten sposób skomentował sprawę śmierci Igora Stachowiaka.
15 maja 2016 roku w jednym z komisariatów we Wrocławiu zmarł 25-letni Igor Stachowiak. W sprawie trwa śledztwo, a okoliczności śmierci mężczyzny wciąż nie zostały wyjaśnione.
Reporter "Superwizjera" TVN Wojciech Bojanowski dotarł do nagrań i informacji, które pokazują, jak wyglądała policyjna interwencja wobec Stachowiaka. Na nagraniach widać między innymi 25-latka leżącego na ziemi w toalecie, skutego kajdankami i rozebranego, którego grupa policjantów razi paralizatorem. Mężczyzna niedługo potem zmarł.
Po sobotniej emisji materiału w "Superwizjerze" o kulisach śmierci mężczyzny doszło do serii dymisji we wrocławskiej policji.
- Dla mnie to jest sytuacja, która nie miała prawa mieć miejsca, to jest ewidentne złamanie przepisów, złamanie prawa. To największy dramat w mojej zawodowej historii. Wydarzyła się rzecz straszna, za którą - jako komendant główny policji - chciałbym przeprosić wszystkich tych, którzy ten materiał oglądali. I widzieli człowieka w policyjnym mundurze, który łamie prawo, zadając ból i cierpienie drugiemu człowiekowi - powiedział Szymczyk.
"Nie widziałem tych nagrań"
Przyznał, że przed sobotnią emisją reportażu w TVN nie widział nagrań zarejestrowanych przez paralizator.
- Na polecenie prokuratora zabezpieczono urządzenie taser, które zostało użyte w stosunku do zatrzymanego Igora Stachowiaka. To na polecenie prokuratora zabezpieczono cały rejestrator monitoringu komisariatu policji, w którym doszło do tej tragicznej śmierci - wyjaśniał Szymczyk.
Jak dodał, materiałów tych nie widział ani on, ani osoby prowadzące postępowanie dyscyplinarne.
- Materiały filmowe bezpośrednio po zdarzeniu zostały w całości przekazane w sposób procesowy do prokuratury. Prowadzący postępowanie dyscyplinarne, które zostało wszczęte niezwłocznie, trzykrotnie zwracał się do prokuratury z prośbą o przekazanie tego materiału filmowego. Tego materiału filmowego nie uzyskał - powiedział Szymczyk. Jak dodał, z tego powodu postępowanie zostało zawieszone.
Komendant główny policji tłumaczył również kwestię brakujących nagrań z przesłuchania Stachowiaka. Chodzi o zapis z monitoringu wewnątrz budynku komisariatu.
- Dopiero oględziny tego rejestratora w prokuraturze pozwoliły na stwierdzenie, że zapis wewnątrz komisariatu nie był rejestrowany z uwagi na uszkodzenie tego monitoringu, które trwało od około dwóch tygodni. Nikt nie zgłosił tego faktu, że ten monitoring jest uszkodzony. Jedyny zapis, który się zachował, to zapis z zewnątrz (budynku - red.) - wyjaśniał.
Szymczyk tłumaczył, że wydał polecenie wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w sprawie policjanta, który używał paralizatora, ponieważ "już wtedy zachodziło uzasadnione podejrzenie złamania prawa, ponieważ były wstępne informacje mówiące o użyciu paralizatora wobec osoby, która miała założone kajdanki".
- Liczyłem, że to postępowanie doprowadzi do ukarania winnego - tłumaczył komendant.
"Postępowanie dyscyplinarne prowadzono nierzetelnie"
Jak dodał, z informacji, które otrzymał, nie wynikało, że w pomieszczeniu, w którym doszło do bulwersujących wydarzeń było więcej policjantów niż jeden, który użył paralizatora.
- Być może informacja była niepełna. To w tej chwili bardzo wnikliwie wyjaśniamy - zapewnił.
- Osoby, które przeprowadziły postępowanie dyscyplinarne, zrobiły to w sposób nierzetelny i nierzetelny był nadzór - ocenił. I podkreślił: - Decydujący i przełomowy był materiał sobotni w państwa stacji.
- Ten czas od sobotniego wieczoru, kiedy obejrzałem wyemitowany w państwa stacji materiał to najtrudniejsze chwile w moich 27 latach służby. To co zobaczyłem w sobotę wstrząsnęło mną niesamowicie. Trzeba było podjąć natychmiastowe działania ukierunkowane na to, aby osoba, która dopuściła się takiego zachowania, złamania przepisów, natychmiast przestała nosić policyjny mundur - relacjonował Szymczyk.
Pytany, dlaczego wobec policjanta, który użył paralizatora zastosowano jedynie trzy miesiące zawieszenia, powiedział: - To efekt zapisów ustawy o policji. Pozwala ona na zawieszenie funkcjonariusza wyłącznie na trzy miesiące. Pytany o swoją ewentualną dymisję odpowiedział: - Mój los jest w rękach pana ministra spraw wewnętrznych i administracji, pani premier, ja poddaję się ich ocenie, jeśli takie decyzje zapadną, oczywiście się im podporządkuję.
Na pytanie, czy wiedział, że szef komisariatu Wrocław-Stare Miasto, miesiąc po tej bulwersującej sprawie dostał awans na zastępcę komendanta miejskiego, Szymczyk odpowiedział: - To są decyzje personalne komendanta wojewódzkiego policji i jego wyłączna kompetencja. - Nie zapytałem, o to, co się dzieje z facetem, który szefował temu komisariatowi. Natomiast komendant wojewódzki policji powinien był informować o tym, że takiemu człowiekowi powierza takie zadanie - przyznał komendant główny policji.
Autor: azb//plw / Źródło: tvn24