- Jeżeli to jest naród, to rozumiem, że to jest ten naród, który miał krępującą przeszłość w SB i UB. Ale to nie jest naród polski - powiedział w odniesieniu do manifestacji KOD-u Jacek Żalek, poseł Polski Razem. Rządząca koalicja nie szczędzi mocnych słów pod adresem uczestników marszu. Materiał "Faktów" TVN.
Solidarni z Wałęsą
Hasło "My, naród" miało być tylko nawiązaniem do preambuły Konstytucji RP, stało się jednak inaczej. Wszystko przez tzw. aferę teczkową, która spowodowała, że marsz nie był tylko marszem w obronie demokracji.
Na manifestacji pojawiły się bowiem również liczne transparenty wyrażające solidarność z Lechem Wałęsą m.in. "Solidarni z Lechem" "Młodzi murem za Wałęsą", "Lech buduje - PiS rujnuje". "Polish super hero", "We the people with Lech Wałęsa", "Gdy w posadach kraj się trzęsie, my jesteśmy przy Wałęsie".
Inaczej demonstracje odebrali jednak politycy związani z rządzącą koalicją.
- Stare broni się i krzyczy - stwierdził Janusz Śniadek, były szef "Solidarności". Krok dalej poszedł Jacek Żalek, poseł Polski Razem.
- Jeżeli to jest naród, to rozumiem, że to jest ten naród, który miał krępującą przeszłość w SB i UB. Ale to nie jest naród polski - powiedział.
To kolejne mocne słowa wypowiadane pod adresem uczestników marszu KOD. Oni sami też do nich nawiązywali, przychodząc na sobotnią manifestację w koszulkach z hasłem o gorszym sorcie.
Spór o frekwencję
Z raportu sporządzonego na wewnętrzne potrzeby policji wynika, że w demonstracji uczestniczyło ok. 15 tys. osób. Według szacunków stołecznego ratusza manifestacji wzięło udział ok. 80 tys. osób.
Tymczasem, zdaniem lidera KOD Mateusza Kijowskiego ostateczna liczba uczestników mogła sięgnąć nawet 200 tys. osób.
Autor: mb/ja / Źródło: TVN24, PAP