Zarząd PLL LOT chce, by cała pomoc publiczna na restrukturyzację firmy wyniosła nawet 1,5 mld zł - dowiedział się portal tvn24.pl. Tymczasem największe związki zawodowe domagają się dymisji kierownictwa z zajmowanych stanowisk. - Ludzie, którzy doprowadzili tę firmę do takiego stanu, nie mogą jej ratować - tłumaczy przewodniczący NSZZ "Solidarność" w LOT Stefan Malczewski.
W środę przez cały dzień w siedzibie PLL LOT kierownictwo spółki będzie rozmawiało ze swoimi pracownikami o sytuacji, w której znalazła się firma - radykalnych cięciach, zwolnieniach, pomocy ministra skarbu potrzebnej LOT-owi do przetrwania. W pierwszej kolejności - o godz. 11 - prezes miał zacząć rozmowy z ok. 30 przedstawicielami "managementu", po południu ze związkami zawodowymi i pozostałymi pracownikami spółki.
400 mln na ratowanie, nawet miliard na zmianę
Najważniejsza informacja, jaką będzie miał do przekazania, to konieczność zaoszczędzenia od 300 do 600 mln zł w najbliższym roku, co pociągnie za sobą redukcję etatów. Zarząd będzie zachęcał pracowników do skorzystania ze specjalnego programu, który pozwoli odejść im na dogodnych warunkach. Dotyczy to zwłaszcza osób tuż przed wejściem w przedemerytalny okres ochronny.
Druga informacja to oczekiwana i niezbędna pomoc ministerstwa skarbu.
Jak nieoficjalnie ustalił portal tvn24.pl, zarząd spółki chce otrzymać od ministra w ramach pomocy publicznej od 800 mln do nawet 1,5 mld zł, wliczając w to 400 mln zł, o które już wystąpił. Jak usłyszeliśmy, te 400 mln to pieniądze jedynie "na ratowanie" spółki. Jeśli ministerstwo je przekaże, popłyną kolejne transze.
W przypadku zaakceptowania najbardziej głębokiego scenariusza restrukturyzacyjnego resort będzie musiał znaleźć kolejne 1,1 mld zł. Pomoc publiczną dla PLL LOT zaakceptować musi najpierw Komisja Europejska. Rząd rozpoczął już negocjacje z Brukselą w tej sprawie.
"Tragicznie". Związki chcą odwołania zarządu
Związki zawodowe nie chcą, by pieniądze te wydawały osoby, które ich zdaniem przyczyniły się do tego, że przewoźnik znalazł się w tak trudnej sytuacji.
- Wierzymy, że usłyszymy w środę o zgodzie ministra na przekazanie LOT-owi tych pieniędzy. Ale problemem jest to, czy ci ludzie mają za nie kolejny raz restrukturyzować firmę. Uważamy, że nie i dlatego dziś związki zawodowe zwrócą się o rezygnację, albo o odwołanie przez radę nadzorczą, zarządu z prezesem na czele - zapowiada w rozmowie z tvn24.pl przewodniczący NSZZ "Solidarność" w LOT Stefan Malczewski.
Związki już jakiś czas temu zwróciły się do ministra skarbu z prośbą o spotkanie. - Do dzisiaj nie dostaliśmy jednak odpowiedzi - zaznacza jednak Malczewski. - Jeśli zarząd zwraca się o tak dużą pomoc publiczną to znaczy, że sytuacja musi być tragiczna. Chodzimy po rozżarzonych węglach. Liczymy się nawet z tym, że prezes może powiedzieć: "wyciągam wniosek o upadłość i tej firmy za chwilę nie ma". Nie takie przedsiębiorstwa upadały w Polsce - dodaje.
Związkowcy zgodnie powtarzają, że na razie nie myślą o strajku. - Ale kiedy dzisiaj słyszymy o kolejnych zwolnieniach - które odbywają się przecież cały czas - jako o jednej z metod ratowania spółki, to jesteśmy w ciężkim szoku. Koszty z tytułu wynagrodzeń to w PLL LOT niecałe 10 procent wszystkich kosztów. Tyle, że to najłatwiejsza decyzja, zwalniająca od myślenia. To nie są oszczędności, które uratują przedsiębiorstwo - ocenia Malczewski.
Autor: Łukasz Orłowski/ ola/k / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24