Niemiecki ksiądz kradnie obraz, by go chronić przed Rosjanami. Następnie sprzedaje go. Za uzyskane pieniądze - kupuje monety i drobne zabytki egipskie. Obraz przez wiele lat to pojawia się na rynku sztuki, to z niego znika. Historia brzmiąca, jakby wyszła spod pióra Dana Browna, kończy się szczęśliwie dla Wrocławia. Obraz po 70 latach tułaczki wrócił do miasta.
Dzieło Lucasa Cranacha starszego, malarza sprzed pięciu stuleci, kilka dni temu zostało przekazane wrocławskiej archidiecezji.
- Można powiedzieć, że dzieje „Madonny pod Jodłami” stanowią całkiem niezłą kanwę filmu sensacyjnego - uśmiecha się ks. Krzysztof Kanton, wicedyrektor Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu.
I opowiada jak wart 10 milionów euro obraz, zdaniem specjalistów jedno z najlepszych dzieł Cranacha, znalazł się w wirze historii.
Pierwsza wywózka
- W 1943 roku, gdy nasilały się naloty alianckie, władze niemieckiego Wrocławia postanowiły cenne zabytki spakować i wywieźć. Tak też stało się z "Madonną pod jodłami" – opowiada ks. Kanton.
Początkowo "Madonnę" wywieziono do Henrykowa. Potem trafiła do Kłodzka. W 1945 roku, już po zdobyciu Wrocławia przez Rosjan, ówczesny dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego ks. Kurt Engelbert przywiózł dzieło na Ostrów Tumski.
Falsyfikat został
Dwa lata tułaczki po Śląsku spowodowały jednak, że bezcenne malowidło ucierpiało. Deska, na której namalowany był obraz, pękła w dwóch miejscach. Trzeba było ją odnowić. Miał to zrobić pracownik muzeum, ks. Zygfryd Zimmer.
- W międzyczasie władze komunistyczne nakazały opuścić Wrocław dyrektorowi muzeum, księdzu Engelbertowi. W tym momencie ksiądz Zimmer zlecił wykonanie kopii obrazu – opowiada ks. Kanton obecny wicedyrektor muzeum. – Księdzu Zimmerowi udało się obraz podmienić. Oddał falsyfikat, a oryginał zachował.
Przemycił pod prowiantem
Kiedy ks. Zimmer wyjeżdżał z Wrocławia do Niemiec Wschodnich, pod Drezno, zabrał prawdziwą "Madonnę" ze sobą. Wiedział jednak, że nie uda mu się przemycić bezcennego zabytku przez dobrze strzeżoną granicę. - Zimmer zapakował więc obraz w zgrzebne płótno i położył na półce wagonu. Na to postawił termos, położył kanapki i w ten sposób przewiózł przez granicę – opowiada ks. Kanton.
Aby dodatkowo zmylić pograniczników, niemiecki ksiądz w kuferku miał monety i drobiazgi ze starożytnego Egiptu. - Celnicy polscy i radzieccy, dali się złapać na ten podstęp. Skonfiskowali monety i egipskie drobiazgi. Ale nie zainteresowali się leżącą na półce deską – mówi dyrektor.
Gdzie jest Madonna?
Gdy wydawało się, że "Madonna pod jodłami" zostanie we wschodnich landach, ks. Zimmer dostał skierowanie na studia w Monachium w Niemczech Zachodnich. Po raz kolejny spakował obraz i przewiózł na zachód.
- Obraz miał oddać kościołowi niemieckiemu. Ostatecznie jednak sprzedał w jednym z antykwariatów - informuje ks. Kanton.
Pieniądze przeznaczył na zakup monet i starożytnych atrtefaktow.
- To taki paradoks. Katolicki ksiądz, który sprzedaje obraz Madonny, po to, by kupować dzieła starożytnego Egiptu – łapie się za głowę Kanton.
- Dzieło przeszło burzliwe dzieje. Pojawiało się rynku kolekcjonerskim i znikało w dziwnych i niewyjaśnionych okolicznościach – mówi ksiądz.
Powrót do Wrocławia
Dwa lata temu umierający szwajcarski posiadacz obrazu zlecił przed śmiercią, by obraz zwrócić prawowitemu właścicielowi.
- Szczęśliwie, można powiedzieć, że cudem i trafem bożym, po siedemdziesięciu latach obraz do Wrocławia wrócił. Okrężną drogą. Ale jest! – cieszy się wrocławski duchowny.
Autor: drud, balu, mo //mz / Źródło: TVN24 Wrocław