2 kwietnia, podczas czwartej rozprawy procesu Katarzyny W. oskarżonej o zabicie swojej półrocznej córki Magdy, Sąd Okręgowy w Katowicach przesłuchał świadków: Leokadię W. (matkę oskarżonej), oraz Małgorzatę S. i Beatę Ch. (z którymi oskarżona przebywała w zakładzie karnym). Sąd nie zdążył przesłuchać świadków Daniela P. i Mateusza M. CZYTAJ:
Sędzia: Dzień dobry. Stawiła się Katarzyna W. Stawili się świadkowie. Jest pani Leokadia W., nie stawiła się pani Mirosława G. Ze względu na stan zdrowia, potwierdzony nadesłanym dokumentem, świadek nie był w stanie stawić się dziś w sądzie. Zarządzam dalszy ciąg postępowania dowodowego. Poproszę panią Leokadię na środek.
Leokadia W: Mam lat 50, mieszkam w Sosnowcu, matka oskarżonej.
Sędzia: Jako osoba najbliższa dla oskarżonej, ma pani prawo odmówić zeznań. Ma pani także prawo do uchylenia się od udzielenia odpowiedzi.
Leokadia W: Będę zeznawać.
Sędzia: Skoro zdecydowała się pani zeznawać, musi pani mówić prawdę. Jest jeszcze jedno pytanie - już na wstępie zdecydowaliśmy, że rozprawa będzie jawna, ale niektóre fragmenty mogą zostać wyłączone z jawności. Pani ma możliwość zadeklarowania, czy chce pani zeznawać jawnie, czy z wyłączeniem jawności.
Leokadia W: Chciałabym, żeby przesłuchanie było z wyłączeniem jawności.
Sędzia: Sąd postanowił na podstawie Kodeksu postępowania karnego wyłączyć jawność rozprawy w tej części przesłuchania Leokadii W. Informacje, które sąd będzie chciał uzyskać od świadka mają charakter prywatny. W dalszym toku, po przesłuchaniu Leokadii W., sąd będzie procedował jawnie. Z uwagi na bliski stosunek osobisty świadka do oskarżonej sąd prosi o opuszczenie sali rozpraw.
Przed sądem staje świadek Małgorzata S.
Małgorzata S.: Z Katarzyną siedziałam w jednej celi. Za pierwszym razem, gdy była aresztowana, w tą pierwszą noc, zaraz po jej zatrzymaniu. Opowiadała w skrócie, co się wydarzyło, że Madzia jej wyleciała i odbiła się najpierw nóżkami o klatkę piersiową Katarzyny i spadła jej na podłogę.
Sędzia: Czy opowiadała, co było wcześniej?
Małgorzata S.: Tak. Tego dnia miała wychodzić wcześniej z mężem i przyjacielem. Mieli jej znieść wózek, a ona miała iść do mamy w tym czasie. Mąż pojechał w innym kierunku, więc ona tym wózkiem pojechała kawałek, ale stwierdziła, że nie ma pampersów i stwierdziła, że musi zawrócić. Gdy wróciła do domu, stała na jakimś progu, jedną ręką chciała sięgnąć pampersy, a jedną ręką trzymała córkę, zawiniętą w ten kocyk i w tym momencie rzekomo Magda jej wyleciała.
Sędzia: Czy ona mówiła, w którym miejscu w mieszkaniu była?
Małgorzata S.: Ona opowiadała to dość chaotycznie. Nie wiem, w którym miejscu mieszkania to się stało. Pampersy miały być w szafie. Zapytałam ją, czy dziecko się nie spociło. Ona wówczas powiedziała, że dziecko rozebrała, położyła do łóżeczka, robiła listę zakupów, smsowała z bratem. Ja próbowałam jej zadawać pytania inne, np. czemu mąż jej nie podwiózł, bo przecież był mróz. Ona opowiadała, że on był umówiony z kolegami, tylko zniósł wózek i musiał odjechać.
Sędzia: Nie wie pani, gdzie dokładnie w mieszkaniu, to się działo. Co dalej się stało?
Małgorzata S.: Ja jej zadałam pytanie, dlaczego nie wybiegła na klatkę. Mówiła, że sama robiła masaż serca i sztuczne oddychanie. Kasia posiadała ogólną wiedzę medyczną. Ona nas tam dużo uczyła z zakresu wiedzy medycznej, ona się tym interesowała, mówiła, że ma książki medyczne. Twierdziła też, że u dziecka jak się zaciśnie czy naciśnie, to nie będzie siniaków. Mówiła, że tkanka skóry ma taką strukturę szczególnie odporną. W tym wieku nie są widoczne ślady. Ja pierwszy raz w życiu słyszałam takie rzeczy, pomimo że mam dziecko w wieku 23 lat, a całe życie nie słyszałam o czymś takim.
Sędzia: Czy ona mówiła, skąd ma taką wiedzę?
Małgorzata S.: Twierdziła, że jej zamiarem były studia medyczne, ale coś jej się nie udało. Miała książki medyczne, dużo czytała w internecie na ten temat, szczególnie o małych dzieciach. Mnie, jako matkę, interesowały inne sprawy niż te, które mi opowiadała terminami medycznymi. Jaka jest przepływowość tkanek… nawet nie umiem teraz tego powtórzyć. Na moje pytanie: skąd wiedziała, że dziecko nie żyje - ona odpowiedziała, że główka dziecka strasznie latała. Użyła takich słów, że ja nawet nie pamiętam, że móżdżek umiera pierwszy, potem mózg. Operowała szczegółami, nie jestem w stanie tego odtworzyć. Z tego, co ona mówiła, główka latała od razu po upadku.
Sędzia: Czy ona opisywała jak przebiegała reanimacja?
Małgorzata S.: Na pewno mówiła, że trzymała za nozdrza i dmuchała do buzi, a potem wykonywała na ciele dziecka ucisk na serduszko.
Sędzia: Mówiła, jak długo to robiła?
Małgorzata S.: Nie pamiętam. Ona miała pewność, że dziecko nie żyje. Dopytywałam, skąd wie, przecież mogło być w śpiączce. Ona była pewna, że dziecko nie żyje. Pytałam, jaki był sens tej akcji reanimacyjnej, skoro wiedziała, że dziecko nie żyje. Ona odpowiadała, że ta główka dziecka tak latała, ale jednak próbowała.
Sędzia: O co jeszcze pani ją pytała?
Małgorzata S.: Pytałam, czemu nie zadzwoniła na policję, czy pogotowie, przecież wypadki mogą się zdarzyć. Ona mówiła, że nie chciała męczyć Madzi, wiedziała, że ona nie żyje i chciała ją pochować. Potem opowiadała tą trasę, którą przechodziła do miejsca zakopania zwłok. Mówiła, że wsadziła Madzię do wózka, że każdy szczegół tej trasy znała, każdy kamyczek na niej. Że minęła jakąś starszą parę, że dotarła na miejsce, odgarnęła ziemię z kamieniami, nie ruszała żadnego kamienia, tylko wsunęła Magdę pod jakiś duży głaz i przysypała resztą kamieni. Strasznie się bała o jakieś tam pety z papierosów, czy zostały znalezione na miejscu. Ona powiedziała, że paliła tam wtedy i nie schowała niedopałka. Czego się obawiała, tego nie wiem, ale zastanawiała się, czy to „mój czy nie mój”. Czy to jest miętowy, czy jakiś inny. Dla mnie to było dziwne, bo ona parę razy użyła liczby mnogiej mówiąc „szliśmy, byliśmy”.
Sędzia: Czy ona mówiła o jakiś innych osobach?
Małgorzata S.: Za trzecim razem, jak była w areszcie mówiła, że ma czterech świadków, którzy na pstryknięcie palców złożą takie zeznania, jakie ona będzie chciała. To chodziło chyba o te osoby, które były na imprezie dzień wcześniej przed tym zdarzeniem – zaginięciem Magdy. Ona mówiła o jednym chłopaku, którego matka rozprowadza jakieś narzędzia po szpitalach i ma znajomości i załatwiła tym czterem osobom zwolnienie z przesłuchania. Może ona się tylko chwaliła, lecz mówiła, a mówiła, że wystarczy, że zadzwoni do Krakowa i oni złożą zeznania.
Sędzia: Czy jeszcze coś zdradziła o tych osobach?
Małgorzata S.: Często padało imię Tomek. To byli bardziej jakby przyjaciele jej męża – Bartka. W noc, gdy była u mnie na celi, wiedziała, że będzie miała wizję lokalną następnego dnia i wtedy postanowiła zrobić szopkę ze struciem, choć nic takiego nie miało miejsca. Ona tylko rozrobiła w kubku proszek do prania tak, żeby w kubku był ślad. Postawiła kubek, żeby było widać. Ja wezwałam dowódcę, przyjechało pogotowie. Nic jej nie było, nie miała żadnych objawów. Na moje pytanie, dlaczego to zrobiła, stwierdziła, że nie chciała brać udziału w wizji lokalnej. W tym czasie napisała też pożegnalny list. Bardzo się bała, żeby on jej nie zostawił. Tego listu nie wysłała, pozostawiła go w miejscu, żeby łatwo go było znaleźć. Gdy po raz pierwszy była aresztowana to był pogrzeb Magdy. Miała mieć uchylenie aresztu – od rana była bardzo pobudzona, ale w sensie, że ubrała się na biało, wymalowała się, siedziała na górnym łóżku z uśmiechem. Czekała, czy zostanie wypuszczona, czy nie. Praktycznie żadnej reakcji nie było na to, że jej dziecko jest chowane. Mieliśmy telewizor i oglądaliśmy transmisję - ona nie miała żadnych odruchów matki - bardzo mnie to raziło wówczas.
Gdy sędzina ogłosiła, że areszt jest uchylony, użyła bardzo brzydkich wulgarnych słów: „a jednak ich wychu…..”.
Sędzia: Co jeszcze wiadomo pani?
Małgorzata S: Za drugim razem jak przyszła, miała przyczepione włosy i zastanawiała się, co by było, gdyby kosmyk taki podłożyć na miejscu zbrodni, bo wtedy DNA włosa, by wskazywało na kogoś innego. Mówiła też o jakiś śpioszkach, że znaleziono ziemię jakąś. Obawiała się o to, bo miała dozór, o jakiś wyjazd do Sopotu. Opowiadała przeżycia, jak to się zatrudniła w klubach tanecznych, jak została zwolniona, bo ktoś ją rozpoznał. Twierdziła, że sama za to nie beknie na pewno, ale nie wiem, kogo miała na myśli. Zrozumiałam to tak, że jeśli miałaby ponieść jakąś odpowiedzialność to na pewno z innymi osobami, a nie sama. Reszta to tak, jak zeznawałam, podtrzymuję to. Na tą chwilę nie przypominam sobie innych szczegółów.
Sędzia odczytuje fragmenty zeznań z postępowania przygotowawczego:
„Pamiętam, że byłam osadzona z Katarzyną W. w jednej celi. Mam problemy z poruszaniem się, nie mogłam spać do trzeciej w nocy z powodu bólu pleców, ona przyjechała i opowiadała mi, co się stało. Słyszałam wcześniej o tej sprawie z telewizji. Pytałam, dlaczego nie wezwała pogotowia, ona z całą stanowczością mówiła, że nic by to nie dało, bo Magda na pewno nie żyła. […] Opowiadała dziwne dla mnie rzeczy o przepływie krwi, jak się odpowiednio dotknie dziecko do dwóch lat nie robią się sińce. W moim odczuciu bardziej przejmowała się utratą męża, a nie śmiercią swojego dziecka. Rutkowski mówił jej, żeby uważała, co mówi w celi, bo może ktoś być podstawiony. Wynikało z tego, że bardzo ufa Rutkowskiemu. W areszcie bała się też, czy na miejscu nie odnajdą się jakieś niedopałki, nie mówiła kogo. Mówiła często, że nie wyobraża sobie życia bez Bartka. Pamiętam, że potem, jak już byłyśmy we trzy w celi, pilnowała się, żeby nie mówić o całej sprawie. Pamiętam, że zachowywała się perfidnie – oglądała programy w telewizji o niej i jej dziecku. W dzień pogrzebu od rana śmiała się, rozmawiała, w ogóle nie interesowała się tym pogrzebem. […] Wylewna była tylko na początku pobytu w areszcie, potem jak już się zaznajomiła z sytuacją tam, bardzo uważała na to co mówi. […]”
Małgorzata S.: Podtrzymuję zeznania.
Sędzia: Czy jak zapytała pani, dlaczego mąż jej nie podwiózł, ona użyła stwierdzenia : „tak to miało wyglądać…”
Małgorzata S.: Takie miałam odczucie, że ona Bartka chowa, kryje. Ja często pytałam ją o to stwierdzenie: „tak to miało wyglądać”, ale za każdym razem mówiła coś innego. Jak ja byłam na przesłuchaniu, to powiedziałam jej, że widziałam Bartka z jakąś kobietą. Ona bardzo się zdenerwowała i użyła słów: „sama za to nie beknę”. Wątku tego już nie rozwijała, bardzo się potem pilnowała, bo wiedziała, że musi się pilnować.
Sędzia: Jak opisywała ten upadek dziecka powiedziała, że odepchnęło się nóżkami?
Małgorzata S.: Tak powiedziała. Ona mi to pokazywała, że trzymała Magdę jedną ręką, a drugą sięgnęła po pampersy. I wtedy Magda się wygięła do tyłu i nóżkami odepchnęła od jej klatki piersiowej. Tyle pamiętam, nie podobało mi się to od razu. Takie małe dziecko, z takiej wysokości, dodatkowo ubrane. Ona ciągle to powtarzała, że była pewna, że Magda nie żyje.
Sędzia: Tu jest taki fragment pani zeznań dotyczący sińców u dzieci. Czy mówiąc „wcześniej” ma pani na myśli, że przed śmiercią dziecka?
Małgorzata S.: Tak. Opowiadała nam to przy okazji oglądania jakiegoś programu w telewizji. Ona opowiadała ze szczegółami o tym, o obrażeniach u dzieci. Być może wiedziała to jeszcze przed urodzeniem dziecka, to na pewno wcześniej zgłębiona wiedza.
Obrońca Katarzyny W.: Czy mogę prosić o zaprotokołowanie tego fragmentu o oglądaniu programu telewizyjnego?
Sędzia: „Oglądaliśmy w telewizji program o chorobie dziecka, które miało bąble na skórze. Ona bardzo dużo wiedziała na temat chorób dzieci, ale i chorób w ogóle. Katarzyna zawsze znała odpowiedzi na wszystkie sprawy dotyczące zdrowia, jakie poruszałyśmy w rozmowach”.
Małgorzata S.: Katarzyna posiadała bardzo dużą wiedzę na ten temat. Kiedyś rozmawiałyśmy o takiej sytuacji, że moje dziecko zakrztusiło się, ja krzyczałam tak, że słyszała mnie sąsiadka na drugim piętrze. Ona chciała mnie pouczać, mówiła terminami medycznymi, że wtedy się podchodzi od tyłu, łapie rękami wywołując ucisk.
Sędzia odczytuje kolejny fragment zeznań świadka z postępowania przygotowawczego.
[…]
„ (...) powiedziała mi wprost, że wypiła ten proszek do prania specjalnie, żeby się wywinąć z wizji lokalnej, jaka miała być nazajutrz. Muszę podkreślić, że ona często mówiła, o tym, że ciekawe, czy znaleźli tego peta i czy dojdą, czyj to jest niedopałek. Wersję zdarzeń zmieniała bardzo często, mówiła, że bardzo liczy na zeznania sąsiadki, która widziała ją jak wchodziła z Magdą na górę. Często pytałam ją o to, bo brakowało mi logiki w tych opowieściach. Bartek z kolegą znieśli wózek, a ona wróciła po pampersy. Potem pojawiały się dwie wersje. Na pytanie, czemu nie wzywała pomocy, ona była przekonana od początku, że dziecko nie żyło, nie oddychało. Z tego co mówiła to była wersja, którą ją nauczono, żeby uciec z paragrafu, mówiła, że tak powiedział jej Rutkowski, wszystko było z nim umówione. Ona wszystko wiedziała, co i jak mówić w prokuraturze. Mówiła, że ma żal do Rutkowskiego, że ją oszukał, bo obiecał jej, że się wywinie. Opowiadałam jej, że jak moje dziecko się zakrztusiło, to krzyczałam bardzo mocno, słyszano mnie parę pięter wyżej. Pytałam, czy chce zarobić na śmierci dziecka, mówiła, że każdy sposób jest dobry. Zachowywała się jak na urlopie, albo na wczasach, mówiła o tym, co sobie kupi, o operacjach plastycznych, jak będzie zarabiać”.
Małgorzata S.: Podtrzymuję swoje zeznania.
Sędzia: Czy rzeczywiście było tak, że Katarzyna W. podawała dwie wersje wydarzeń?
Małgorzata S: Tak. W zależności od pytania odpowiadała tak, żeby pasowało jej. Ale w każdym razie usłyszałam od niej takie wersje. W pierwszej miało to być zaraz po wejściu do domu, na progu, w drugiej - upadek miał nastąpić później, jak weszła już do mieszkania i położyła dziecko do łóżeczka, zrobiła listę zakupów i wykonała parę smsów.
Sędzia odczytuje fragment kolejnych protokołów:
„Z tego co mówiła, to w pierwszej wersji sama próbowała masować serduszko, ale (dziecko) nie dawało znaków życia. To była wersja, której ją nauczono. Mówiła wprost, że Rutkowski jej kazał tak mówić. On wszystko jej mówił, ale wyszło inaczej niż obiecał”.
Sędzia: Czy ona tak mówiła?
Małgorzata S.: Tak mówiła. To Rutkowski informował ją, że ma mówić o akcji reanimacyjnej, którą miała przeprowadzić względem dziecka. To wersja, której ją nauczono, by uciec z paragafu, który ma zarzucony. Mówiła, że my nie umiemy się bronić, bo w sądzie i prokuraturze trzeba wiedzieć, co mówić, aby obejść dany zarzut. Mówiła też, że Rutkowski miał paczki robić, ale wyszło inaczej niż obiecał.
Sędzia: Ale co obiecał? Czy mówiła o tym?
Małgorzata S.: Nie wiem, co się dokładnie stało. Katarzyna W. była bardzo zła na Rutkowskiego. Mówiła, że go usidli, ona mu pokaże, zrobi mu proces.
Sędzia: Dlaczego miała takie pretensje?
Małgorzata S.: Tego nie wiem.
Prokurator: Z pani relacji wynika, że oskarżona przedstawiała wiele relacji zdarzenia. Jak pani to ocenia pod względem wiarygodności?
Małgorzata S.: Ona za każdym razem kłamała. Zawsze mówiła to, co wygodne dla niej w danym momencie. Ja to odbierałam, że ona to mówi, żebyśmy mieli do niej coraz to większy szacunek.
Prokurator: A jak pani oceniała tę jej wiedzę medyczną, którą się chwaliła?
Małgorzata S.: Wiedzę miała dużą. Czasem zapisywałam sobie jakieś słowa, które ona mówiła i sprawdzałam potem – faktycznie tak było. W telewizji były programy o tematyce medycznej, ta terminologia, którą ona używała była prawdziwa, stosowana w medycynie. Ja wtedy chodziłam o kulach i też wiedziała, jak mi pomóc.
Prokurator: Pani wyczuwała różnicę między tymi fragmentami rozmów, kiedy mówiła prawdę a kiedy konfabulowała? Dlaczego to robiła pani zdaniem?
Małgorzata S.: Tak. Ja na początku byłam z nią sam na sam i wtedy była inna. Bała się, jak będzie traktowana w areszcie. Wiedziała, że taki zarzut jest jednym z najgorszych. Ja też byłam uprzedzona, dyrektor stwierdził, że ja jako jedyna się nadaje, żeby z nią siedzieć, bo nie zrobię jej krzywdy. Ja też protestowałam przeciwko temu, ale tam nie wolno protestować.
Sędzia: Na początku była inna…, czyli wtedy była najbardziej wiarygodna?
Małgorzata S.: Długo nad tym myślałam. Miałam z nią możliwość kontaktu trzy razy. Ten pierwszy raz też kłamała raczej, czułam, że kryje kogoś, ale takie najbardziej wiarygodne było wtedy po raz pierwszy. Czułam, że wtedy chciała powiedzieć prawdę, ale sama się zatrzymywała, przerywała, kontrolowała.
Prokurator: Czy pani odniosła jakieś korzyści za złożenie zeznań w tej sprawie?
Małgorzata S.: Nie. Nie jestem też w żadnym konflikcie z oskarżoną.
Prokurator: Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Sędzia: Panie mecenasie..
Obrońca Katarzyny W.: Proszę o uzupełnienie protokołu. Pani powiedziała, że nie uzyskała żadnych korzyści, ani niekorzyści.
Sędzia: Przepraszam, o co chodziło z niekorzyściami?
Małgorzata S.: To, że tu dziś jestem, narażona na ataki mediów. Nie jestem osobą medialną i nie życzę sobie fotografowania mojej osoby.
Sędzia: Proszę panie mecenasie.
Obrońca: Kiedy zobaczyła pani tą strużkę na kubku przy próbie otrucia Katarzyny W.?
Małgorzata S.: Podczas pobytu w areszcie po raz trzeci. Chwaliła się, cieszyła się z tego na spacerniaku. Ona musiała przechylić ten kubek tak, aby zaschnął na krawędzi. Cieszyła się potem, że nas wyrolowała wszystkich, bo nie wypiła tego.
Obrońca: Wspominała pani o liście niewysłanym do Bartka. Kiedy pani do dostrzegła?
Małgorzata S.: W poniedziałek rano. Wtedy, gdy miała napić się tego proszku. Pisała ten list do Bartłomieja, miała go wysłać, ale nie wysłała i położyła na mojej półce.
Obrońca: Od kiedy pani przebywała w areszcie w Katowicach?
Małgorzata S.: Od stycznia 2011, początkowo na sali ogólnej, z dwiema-czterema osobami.
Obrońca: Czy pani może powiedzieć o tym złym traktowaniu osadzonych za ten paragraf?
Małgorzata S.: Katarzyna nigdy nie była źle traktowana. Ona miała ochronę, pod pełnymi kamerami, była izolowana. Nawet jedzenie było podawane tak, żeby wyzwiska do niej nie docierały.
Obrońca: Wspomniała pani o wyzwiskach. Pod czyim adresem były kierowane?
Małgorzata S.: Ja mówiłam, że ona była chroniona dodatkowo, żeby nawet wyzwiska do niej nie docierały.
Obrońca: Skąd pani wie o tych wyzwiskach pod adresem dzieciobójczyń?
Małgorzata S.: Od Katarzyny W. Ona sama przychodząc do celi mówiła, że bardzo boi się tego. Wcześniej też siedziałam z dziewczynami, które miały takie same zarzuty, nie były one wtedy pod szczególnym nadzorem. Żadnych ekscesów mimo to nie było.
Obrońca: Wspomniała pani, że w areszcie nikt nie chce z nimi siedzieć. Dlaczego?
Małgorzata S.: Tak. Za pierwszym razem nie protestowałam, za drugim razem już tak, bo wiedziałam, że medialnie ona może zrobić bardzo wiele rzeczy. Siedziałam także z Beatą Ch. – matką Szymona i wiedziałam, że Katarzyna W. skłamała i wykorzystała publicznie jakieś rozmowy rzekome między nimi, a za trzecim razem w areszcie wręcz się szczyciła tym. One razem wychodziły na spacer [z Beatą]. Katarzyna W. miała jej mówić, jak ma zeznawać, wyjaśniać przed sądem. Beata mówiła, że nic takiego nie miało miejsca. Katarzyna W. opowiadała jej coś innego podczas tych spacerów. Ja bałam się takich manipulacji i dlatego nie chciałam z nią siedzieć na celi.
Obrońca: W jaki sposób pani protestowała przeciwko osadzeniu z Katarzyną W.?
Małgorzata S.: Wiedziałam do czego jest zdolna, bo oglądałam telewizję. Moja niechęć nie wynikała z charakteru zarzutów, tylko z medialnej otoczki. Ona mówiła, że chce zarobić na tym, a ja nie życzyłam sobie, żebym ja w tym współuczestniczyła.
Obrońca: Za pierwszym razem, o czym pani rozmawiała z dyrektorem aresztu?
Małgorzata S.: Nie rozmawiałam z nim wtedy, ani z nikim innym z władz aresztu. Wiedziałam, jak weszłam na celę, a ona już tam była i mi się przedstawiła. Dowiedziałam się w niedzielę wieczorem, że będzie przerzutka, wiedziałam z telewizji, że ona ma do nas trafić, domyśliłam się, że ja mam z nią przebywać.
Obrońca: Jak ją pani przyjęła?
Małgorzata S.: Normalnie, tak jak wszystkich innych. Zrobiłam kawę, poczęstowałam papierosem, czymś słodkim. To dla mnie normalne, traktuję tak wszystkich. Wcześniej siedziałam z trzema osobami oskarżonymi z tego artykułu. Nie do mnie należy ocena.
Obrońca: Czy nastawienie do Katarzyny W. było cały czas takie samo?
Małgorzata S.: Tak. Nigdy nie miałam innego. Zeznaję w sprawie, bo zostałam wezwana do prokuratury, chcę mówić prawdę.
Obrońca: Pani powiedziała, że były podejrzenia, że Rutkowski sugerował, że może mieć kogoś podstawionego w celi. Od tego czasu też nie zmieniła pani do niej stosunku?
Małgorzata S.: Nie. Ja się faktycznie zdenerwowałam, krzyknęłam na nią za takie zarzuty. Była złość, ale to było nieporozumienie chwilowe, nic więcej. Mój stosunek do niej po tym zdarzeniu się nie zmienił.
Obrońca: Pani wspomniała dziś, że ona opowiadała o tym, co zrobiła, bo chciała uzyskać szacunek w celi, czy w areszcie.
Małgorzata S.: Ona jest bardzo medialna. Była od początku pod wrażeniem, że w wiadomościach są newsy z nią na pierwszym miejscu. Pamiętam, jak chciałyśmy oglądać film, ale ona nalegała, żeby włączyć wiadomości, bo będzie o niej. Jej się wydawało, że jak ona opowiadała takie rzeczy to wzbudzi szacunek dla swojej osoby w areszcie. Dla nas to było dziwne, po co ona to robi.
Obrońca: Pierwszy dzień pobytu w celi… ona była monitorowana?
Małgorzata S.: To była dwuosobowa cela, niemonitorowana.
Obrońca: Ta próba samobójcza miała miejsce właśnie wtedy?
Małgorzata S.: To nie była próba samobójcza. Ona nie wypiła ani grama, potem mi się przyznała do tego. To było pierwszego dnia osadzenia. Na drugi dzień chciała ode mnie tabletek, żeby wyglądało na biegunkę, bo nie miała żadnych objawów zatrucia. Nie wyraziła zgody na badanie dodatkowo.
Obrońca: Następnego dnia zostałyście przeniesione.
Małgorzata S.: Tak. Dyrektor stwierdził, że skoro mam problemy z chodzeniem, chodziłam o kulach, to żeby Katarzyna W. nie symulowała więcej zatruć zostałyśmy osadzone w celi monitorowanej.
Obrońca: Czy panie nie miałyście do niej pretensji, że jesteście teraz w celi z kamerami?
Małgorzata S.: Nigdy nie byłam w takiej celi. Na pewno nie miała Katarzyna W. od nas żadnych zastrzeżeń. Nigdy nie zostały głośno one wypowiedziane. To raczej Katarzyna W. miała pretensje do administracji aresztu.
Obrońca: Czy ten monitoring nagrywa głos w celi?
Małgorzata S.: Nie wiem. Nikt nas o tym nie informował. My nie mamy prawa wiedzieć tego na pewno, ale byłyśmy przekonane, że rejestruje się i obraz, i dźwięk.
Obrońca: Czy konsekwencją tego zdarzenia – symulowania otrucia – było zabranie wam środków czystości?
Małgorzata S.: Nie było ich na celi, ale korzystała z nich, kiedy tylko chciała. Jej kosmetyki były na dyżurce u oddziałowej. Ja cały czas miałam swoje przy sobie. Nie zostały nam zabrane.
Obrońca: Czy jakieś postępowanie toczy się przeciw pani?
Małgorzata S.: Tak. Jest na końcowym etapie. Odsiedziałam już dwa lata. Karę dostałam dwa lata i dwa miesiące więzienia.
Obrońca: Mówiła pani, że toczy się też druga sprawa?
Małgorzata S.: To jedna sprawa rozłożona na dwie. Dotyczy tej samej materii.
Obrońca: Do którego momentu był stosowany wobec pani areszt tymczasowy?
Małgorzata S.: Wyszłam 21 stycznia 2013 roku.
Obrońca: Czy pani była badana psychiatrycznie lub psychologicznie?
Małgorzata S.: Tak, mam badania do obydwu tych spraw.
Sędzia: Jeszcze jakieś pytania?
Obrońca: Dziękuję.
Prokurator: Pan mecenas pytał o groźby. Zna pani takie publikacje prasowe z udziałem oskarżonej, w których mówiła, że była szykanowana, wyzywana. Co pani o tym sądzi?
Małgorzata S.: Nic takiego nie miało miejsca. Ona miała komfort. Miała wszystko, co chciała. Ja przez te dwa lata jak tam byłam, nie widziałam innej osadzonej, która tak dobrze byłaby traktowana w areszcie. Ona była chroniona zawsze. Była traktowana lepiej niż inne osadzone.
Prokurator: Dziękuję.
Obrońca: Jeszcze jedna sprawa - proszę o zaprotokołowanie, że Beata Ch. miała pretensje o to, że tak traktowana była Katarzyna W.
Małgorzata S.: Kiedy Katarzyna W. wyszła za pierwszym razem, był pogrzeb dziecka, to dziewczyny w celach były niezadowolone, były opinie: ”nie tam miałaś iść”. To raczej nie były krzyki, ona nie mogła tego słyszeć, bo już wtedy opuściła areszt.
Obrońca: Słyszała pani te okrzyki?
Małgorzata S.: Nie. Słyszałam od innych.
Obrońca: To jak to się ma do pani zeznań poprzednich? Dostrzega pani różnicę?
Małgorzata S.: Słyszałam, w sensie „słyszałam od innych”, że w związku z wyjściem Katarzyny W. z aresztu osadzeni uderzali talerzami o kraty. Z tego, co wiem była to reakcja na to, jak pokazywali w telewizji samochód odjeżdżający spod aresztu, a nie jak ona szła korytarzem aresztu.
Obrońca: Czy pani interesowała się medialnym aspektem tej sprawy?
Małgorzata S.: Nie. Ale jak Katarzyna W. była na celi, to ona chciała słuchać medialnych relacji z tej sprawy i wtedy dowiadywałam się z telewizji o sprawie.
Obrońca: Jak wyglądał ten drugi pobyt w areszcie. Byłyście razem?
Małgorzata S.: Podczas drugiego pobytu Katarzyny W. w areszcie nie byłyśmy w jednej celi. Mogłyśmy się kontaktować, odwiedzać, co miało miejsce.
Obrońca: To ile miała pani razy kontakt z Katarzyną W.?
Małgorzata S.: Często się widywałyśmy, ale dokładnie nie liczyłam.
Obrońca: Jak wyglądał trzeci wasz kontakt?
Małgorzata S.: Podczas trzeciego pobytu Katarzyny W. w areszcie spotykałyśmy się tylko, gdy szła z kąpieli, od psychologa, z czynności. Wtedy rozmawiałyśmy tylko w łaźni, w bibliotece. Na pewno nie były to takie rozmowy jak w poprzednich przypadkach.
Obrońca: Dziękuję.
Sędzia: Jest pani wolna, dziękujemy.
Obrońca: Czy można prosić o 10 minut przerwy?
Sędzia: Zastanowimy się nad tym. Poprosimy kolejnych świadków. Panowie Daniel P. i Mateusz M. - bardzo przepraszamy, ale dzisiaj nie damy rady panów przesłuchać. Sami nie spodziewaliśmy się, że przesłuchanie pierwszego świadka będzie aż tak długie, tym bardziej, że czeka nas przesłuchanie jeszcze jednego świadka. Będziemy musieli panów wezwać ponownie. Zostaną panowie poinformowani o wszystkim.
Sędzia: Przerwa techniczna pięć minut.
Przed sądem staje świadek Beata Ch.
Sędzia: Świadek Beata Ch. Lat 40, elektromonter. W stosunku do oskarżonej – obca. Proszę o rozkucie świadka.
Beata Ch.: Wiem, w jakiej sprawie jestem świadkiem. Za dużo nie wiem, tyle co powiedziałam. Kasia lubiła o sobie mówić.
Sędzia: Skąd pani zna oskarżoną?
Beata Ch: Opowiadała o imprezach, zwłaszcza o jednej, ale nie wiem dokładnie, gdzie i kiedy ona miała być. Opowiadała, że jej się źle układało z Bartkiem, że wszystko musiała robić sama.
Sędzia: Odnośnie imprez, a szczególnie jednej. Dlaczego o tym mówila?
Beata Ch: Nie pytałam nigdy, ona sama mówiła zawsze. Opowiadała, że było tam dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Pamiętam jedno imię - Tomek, on pomagał im wózek znosić.
Sędzia: Dlaczego ta impreza była szczególnie ważna?
Beata Ch: Ta impreza miała być dwa, trzy dni wcześniej. Wiem, że miała być koka, narkotyki. Dlaczego ta impreza miała być ważna – nie wiem.
Sędzia: Czy Katarzyna W. mówiła cokolwiek o okolicznościach śmierci swojej córki?
Beata Ch: Katarzyna W. nigdy nic nie mówiła na temat porwania swojej córki, czy też okoliczności jej śmierci.
Sędzia: Pytała pani, czemu znalazła się w areszcie w ogóle?
Beata Ch.: Znałam ją medialnie, więc wiem, czemu znalazła się w areszcie, ale nigdy nie zadawałam jej pytań.
Sędzia: Czy nic więcej nie wie pani w tej sprawie?
Beata Ch: Nic więcej nie wiem na temat tej sprawy. Byłam przesłuchiwana w tej sprawie wcześniej, chyba w listopadzie.
Sędzia: Czy przypomina sobie pani, co mówiła wtedy?
Beata Ch.: Mówiłam o spacerach z Kasią, o strukturze włosa. To było dziwne, bo na spacerniaku, ona dotykając się po swoich sztucznych włosach, mówiła, że ciekawe jakby zgubiła ten sztuczny włos to i tak by do niej nie doszli. Ja nie siedziałam z Kasią w celi, więc rozmawiałyśmy tylko na spacerniaku. Opowiadała mi o znajomych z imprezy. Z tego co pamiętam, oni mieli być świadkami w sprawie, z tego co pamiętam, matka jednego z nich handlowała lekami po szpitalach i ona miała załatwiać fałszywe zaświadczenia, żeby nie musieli zeznawać.
Beata Ch.: Nie wiem, czy doszło w końcu do tego zeznawania. Ona mówiła, że wystarczy jedno pstryknięcie palcami z jej strony i wszystko się odwróci.
Sędzia: A o okolicznościach śmierci swojego dziecka coś mówiła?
Beata Ch.: Nie pamiętam teraz, czy Katarzyna W. mówiła coś, ani co zeznawałam wcześniej.
Sędzia odczytuje fragment zeznań Beaty Ch. z postępowania przygotowawczego.
„W sierpniu 2012 poznałam Katarzynę W. Była osadzona w sąsiedniej celi. Przychodziliśmy do siebie nawzajem, poznałam ją z telewizji. Ona zagadała do mnie, potem opowiadała o Bartku, o znajomych, imprezach. Była dziwna. Raz opowiadała o strukturze włosa, zastanawiała się, czy takie sztuczne włosy zostałyby namierzone na miejscu zbrodni. Ja nie pytałam jej o nic, tylko słuchałam. W kolejnych rozmowach wyżalała się, często razem spacerowałyśmy. Dziewczyny się śmiały, że do Katarzyny W. adwokaci walą drzwiami i oknami. Potem opowiadała, że adwokat został opłacony przez kogoś z zewnątrz. Na imprezie, o której często mówiła, były dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Często mówiła, że brakuje im pieniędzy na narkotyki, że w złości podczas tej imprezy rzuciła dzieckiem, bo to z jej powodu był brak pieniędzy. A potem jak wszyscy wytrzeźwieli musieli wymyślić, co dalej zrobić z tą sytuacją. Gdy Kasia wychodziła z aresztu przyszła na kawę i mówiła, że boi się zabrudzonych ziemią rajtuzów. Nie wiem, dlaczego się bała. Opowiadała, że Rutkowski ją namawiał do przyznania się, że całe nagranie było ustawione. Dla mnie Katarzyna W. nie była żadną koleżanką ani przyjaciółką. W swojej sprawie sama musiałam dojść do tego, jak i co mam zrobić. Ona w niczym mi nie doradzała”.
Beata Ch.: Niedokładnie takiej treści składałam zeznania.
Sędzia: Pomijaliśmy pewne fragmenty. W czym się nie zgadza?
Beata Ch.: Nigdy nie mówiłam, że Katarzyna W. zwierzała mi się, że miała w trakcie imprezy udusić córkę w złości, że z jej powodów są koszty i nie stać ich na nic, a poza tym, że nie mają czasu na swoje zajęcia. Katarzyna W. nie opowiadała mi o całym zdarzeniu. Na protokole widnieją moje podpisy, odczytano mi ich treść.
Sędzia: To jak to się stało, że zawiera on fragmenty, które nie są prawdą?
Beata Ch.: On zawiera fragmenty rozmów z dziewczynami na celi.
Sędzia: Nie rozumiem. Dlaczego pani nie zmieniła protokołu, zanim go pani podpisała?
Beata Ch.: Nie wiem. Może to przeoczyłam, nie wiem, dlaczego to podpisałam. Ten protokół nie jest zgodny z tym, co zeznawałam.
Sędzia: Pomijając ten fragment wszystko się zgadza?
Beata Ch.: Za wyjątkiem tego, że Katarzyna W. miała mi opowiadać o śmierci dziecka, to protokół ten jest zgodny z tym, co zeznawałam.
Sędzia: „Cały ten fragment protokołu, który dotyczył tej imprezy, tego że Katarzyna W. miała udusić córkę, że doszli do wniosku, że trzeba uderzyć dzieckiem i upozorować wypadek, to ja tego nie mówiłam”. A ten fragment, że Bartek i Tomek mieli znosić wózek, mówiła to pani?
Beata Ch.: Tak. Po imprezie Katarzyna W. miała zanieść małą do swojej mamy, czy teściowej, to było po południu. Bartek i Tomek mieli jechać do sklepu, supermarketu, po jakieś ciuchy. Stąd wiem, że Tomek pomagał znosić wózek. Oni wsiedli do auta, zostawili ją z wózkiem na zewnątrz. Potem wiem, że nie dotarła do celu, bo została uderzona przez jakiegoś mężczyznę i wtedy miała Magda zaginąć.
Sędzia: Czy mówiła coś więcej?
Beata.Ch.: Ona zwróciła uwagę, bo miał jasną kurtkę z ciemnym pasem.
Sędzia: Czy coś jeszcze mówiła o tej sprawie?
Beata Ch.: Ona nie mówiła wszystkiego po kolei. Potem mówiła o Rutkowskim, że go zniszczy za to, że ją zmusił do mówienia tego, co powiedziała. Tzn., że on kazał jej powiedzieć, że ona upuściła Magdę, tzn. że jej się wyślizgnęła z kocyka. Nie wiem, dlaczego ona chciała zniszczyć Rutkowskiego. Może dlatego, że ktoś jej powiedział, aby przyznała się do czegoś, czego nie zrobiła. Nie wiem, o co pretensje miała do Rutkowskiego. Nic więcej nie wiem.
Prokurator: Gdzie pani teraz przebywa?
Beata Ch.: W Lublińcu. Wcześniej przebywałam w Katowicach w areszcie.
Prokurator: Dziękuję.
Obrońca Katarzyny W.: Z jakimi osobami pani trafiła do celi?
Beata Ch.: Z Małgorzatą S. i Marią S.
Obrońca: Proszę opisać kontakt, jaki panie miały?
Beata Ch.: Widziałyśmy się z pięć, sześć razy łącznie na przestrzeni 2,5 tygodnia. Pierwsze spotkanie było w drodze do kantyny, potem na spacerach.
Sędzia: Jaka jest długość takiego spaceru?
Beata Ch.: Godzinę, ale czynności trwają czasami cały dzień, więc spędzałyśmy czasem nawet pół dnia.
Obrońca: Ktoś był jeszcze przy waszych rozmowach?
Beata Ch.: Tak, te dwie osadzone. Kiedy któraś ze współosadzonych szła na czynności przychodziłyśmy do siebie z Katarzyną W.
Obrońca: Czy ten układ w celi – was trzy - trwał długo?
Beata .Ch.: Ten układ nie był trwały, gdyż Maria S. siedziała potem z Katarzyną W. na celi, a ja z Małgorzatą S. do 21 stycznia br.
Obrońca: Jakie były relacje między Katarzyną W. a Małgorzatą S.?
Beata Ch.: Z tego, co wiem, to Małgorzata S. nie przepadała za Katarzyną W. Małgorzata S. raczej nie odzywała się do Kasi, ale zachowywała się normalnie względem jej.
Obrońca: Czy były jakieś spięcia między nimi?
Beata Ch.: Chyba raz na celi była taka sytuacja. Jakaś sprzeczka.
Obrońca: Jaką opinię w areszcie miała Katarzyna W. u innych osadzonych?
Beata Ch.: Nie miałam kontaktu z innymi osadzonymi, więc ciężko powiedzieć.
Obrońca: Czy dochodziły do was sygnały, że Katarzyna W. jest źle traktowana w areszcie?
Beata Ch.: Przy mnie czegoś takiego nie było.
Obrońca: Pani wspomniała, że śledziła tę sprawę w mediach. Czy inne osadzone też się interesowały?
Beata Ch.: Interesowałyśmy się tą sprawą. Miałyśmy telewizor, raz była gazeta.
Obrońca: Czy takie zainteresowanie miała też pani Małgorzata S.?
Beata Ch.: Tak.
Obrońca: Jakie ona miała zdanie na temat Katarzyny W.?
Beata Ch.: Niezbyt dobre. Nie lubiła jej, bo musiała z nią siedzieć; że może mieć przez nią problemy.
Sędzia: Nie była to jednak nienawiść, a zwykły brak sympatii?
Beata Ch.: Tak.
Obrońca: Pani powiedziała, że Małgorzata S. nie chciała mieć przez nich problemów.
Beata Ch.: Pewnie chodziło o to, że ona nie chciała mieć problemów w związku z truciem Katarzyny W. na celi. Ja nie byłam świadkiem tego, ale wiem, że ona była przepytywana w tej sprawie.
Obrońca: Czy to była główna przyczyna, że ona nie chciała z nią siedzieć w celi?
Beata Ch.: Katarzyna W. denerwowała Małgorzatę S., bo ona siedziała za głupstwo, a Katarzyna W. miała poważny zarzut i wychodziła co chwilę na wolność.
Obrońca: Czy panie komentowały programy telewizyjne z udziałem Katarzyny W.? Jak zachowywała się Małgorzata S.?
Beata Ch.: Ona była tym podenerwowana, ale nie tylko ona, wszyscy tak reagowali. Chodziło o to, że ona „gwiazdorzy”. Mogła to robić inaczej niż przez śmierć dziecka.
Obrońca: Czy podczas pobytu z Małgorzatą S. mówiła ona pani o zeznawaniu w sprawie Katarzyny W.?
Beata Ch: Nie mówiła, mówiła tylko, że była w prokuraturze w związku z tym truciem się Katarzyny W.
Obrońca: Kiedy było to wezwanie do prokuratury w sprawie trucia?
Beata Ch.: Nie wiem, wtedy mnie jeszcze na areszcie nie było. Nie wiem, czy ona kiedykolwiek wcześniej zeznawała w sprawie Katarzyny W.
Obrońca: Jak to się stało, że pani zeznała w tej sprawie?
Beata Ch.: Ja do złożenia zeznań zostałam wezwana do prokuratury.
Prokurator: Zna pani policjanta Daniela P.?
Beata Ch.: Znam Daniela, nie znam nazwiska. Jak jechałam na wizję lokalną w mojej sprawie, pytano się mnie - jak tam Kasia? Pytał się o to ten Daniel. I ja mu powiedziałam, jak tam Kasia i potem zostałam wezwana do prokuratury.
Sędzia: Pamięta pan, co mu pani powiedziała?
Beata Ch.: Na pewno powiedziałam mu o tych kolegach z imprezy, ale co więcej, teraz nie wiem.
Sędzia: W szczególności opowiadała mu pani to samo, czego dziś się pani wyparła.
Beata Ch.: Nie mówiłam mu tego, że ona miała udusić córkę.
Prokurator: Nie mam więcej pytań, bo konfrontacja ze świadkiem Danielem P. będzie niemożliwa.
Obrońca: O co on panią pytał?
Beata Ch.: Rozmawialiśmy z pół godziny.
Obrońca: Czy były przypadki, że Maria S. trafiała do was na przerzutki?
Beata Ch.: Były takie sytuacje, że rzadziej, bo ona pracowała, sprzątała w bibliotece.
Obrońca: Czy podczas rozmów z Marią S. mówiła, czego ona dowiadywała się od Katarzyny W.?
Beata Ch.: Tak, prawdopodobnie Katarzyna W. dała jej do przeczytania swoje papiery i ona zaczęła mówić, że Katarzyna W. udusiła swoje dziecko.
Sędzia: A, jakie były relacje między Marią S. a Katarzyną W.?
Beata Ch.: Trudno powiedzieć, bo Maria S. narzekała na Katarzynę W., a potem się okazywało, że całymi nocami rozmawiały. „Majka” [Maria S.] narzekała na to, że musi siedzieć z Katarzyną W.
Obrońca: Dziękuję.
Sędzia: Dziękujemy pani bardzo. Miałem zamiar wezwać kolejnych świadków, ale z uwagi na to, że jest późna pora zarządzam przerwę do 15 kwietnia. To wszystko. Do widzenia.
Autor: //jaś/k
Źródło zdjęcia głównego: tvn24