12-letni Rafał pojechał na ferie w Beskidy, utonął w basenie w Wiśle (śląskie). Jego rówieśnik jest w śpiączce farmakologicznej. Do tragedii doszło, kiedy - według wstępnych ustaleń - w pobliżu nie było ratownika. Na ratunek chłopcom rzucili się wychowawcy i inne dzieci. Zarządca basenu nie umiał nam dziś nawet powiedzieć, kiedy nad bezpieczeństwem kolonistów powinien czuwać ratownik. - Nie potrafię odpowiedzieć, musiałbym dokładnie zaznajomić się z regulaminem - przyznał przed kamerą TVN24.
Okoliczności tragedii na basenie w Wiśle (śląskie) wyjaśnia policja pod nadzorem cieszyńskiej prokuratury. Według wstępnych ustaleń "w momencie wypadku ratownika nie było przy lustrze wody".
W pewnym momencie, około godz. 15 we wtorek, opiekunowie zostali zaalarmowani przez kąpiących się nastolatków, że na dnie basenu jest dwóch 12-latków - Rafał i Dominik.
- Byli na głębokości około 180 cm - mówi Rafał Domagała, rzecznik policji w Cieszynie.
- Jednego z chłopców na brzeg wyciągnął wychowawca. Przy drugim pomagali koledzy. Wszyscy wołali ratownika, ale on pojawił się dopiero po pewnym czasie - opowiada Cezary Piotrowski, kierownik wycieczki. Jego samego nie było na basenie, gdy dzieci się topiły - w tym czasie z inną grupą odbywał spacer po Wiśle. Przebieg wydarzeń zna z relacji opiekunów zimowiska, którzy na pływalni opiekowali się grupą dzieci ze Zgierza.
Rafał nie żyje. Dominik trafił do szpitala w Bielsku Białej w ciężkim stanie, obecnie jest w śpiączce farmakologicznej.
Czy na basenie powinien być ratownik? Zarządca: musiałbym dokładnie zaznajomić się z regulaminem
Policja próbuje wyjaśnić, dlaczego ratownika nie było przy lustrze wody.
Adam Jurasz, prezes zarządu spółki zarządzającej basenem przekonuje, że za bezpieczeństwo dzieci odpowiada organizator zimowiska.
- Regulamin jasno mówi, że w przypadku grup zewnętrznych za bezpieczeństwo kąpiących się odpowiadają opiekunowie. Być może doszło do zaniedbania z ich strony - mówi Jurasz.
- Co z ratownikiem? Wtedy nie musi go być? Przecież to sprzeczne z zasadami - pytała go reporterka TVN24 Marta Kupiec.
- Pani mnie pyta o regulamin, ja się do tego odniosłem. Ja nie wiem, co działo się w środku... Trwają czynności operacyjne, ja nie jestem w stanie udzielić informacji - odpowiadał Jurasz.
- A czy regulamin, ten państwa regulamin, mówi, kiedy ratownik powinien być i obserwować? - dopytywała dziennikarka.
- Proszę pani, jest szereg punktów. Regulamin jest bardzo obszerny. Musiałbym dokładnie się zaznajomić. Nie chciałbym źle powiedzieć, bo osobno jest dla grup i osobno jest dla indywidualnych (klientów - red.) - mówi Adam Jurasz.
Wątpliwości prezesa nie podziela policja.
- Z pewnością nad bezpieczeństwem dzieci powinien czuwać wykwalifikowany ratownik - mówi Rafał Domagała.
Podobnie sprawę ocenia łódzkie kuratorium oświaty, które bada wypadek.
- Pracownicy kuratorium informują, że za dzieci znajdujące się w wodzie zawsze odpowiada ratownik - opowiada Piotr Borowski, reporter TVN24.
Przesłuchania i pytania bez odpowiedzi
Jak zatem wygląda regulamin obiektu i kto ponosi odpowiedzialność za tragedię?
Adam Jurasz stwierdził, że "regulamin został zabezpieczony przez prokuraturę" i dlatego nie jest w stanie nam go udostępnić.
- Według mojej wiedzy w momencie wypadku na obiekcie był ratownik i miał on uprawnienia. Ale to wszystko jest obecnie weryfikowane - mówi zarządca obiektu.
Prokuratorzy potwierdzają, że faktycznie zabezpieczyli regulamin.
- Próbujemy ustalić, kto ponosi odpowiedzialność za całe zdarzenie. Na wnioski jest jednak za wcześnie. Mogę jedynie stwierdzić, że według naszych informacji na basenie była obecna jedynie osoba zatrudniona w charakterze pomocnika ratownika. Prawdopodobnie nie miała ona uprawnień do pracy jako ratownik - mówi Joanna Stochmiałek-Krzywoń z prokuratury w Cieszynie.
Prokurator informuje, że w tej sprawie przesłuchano już pierwsze osoby, m.in. tę, którą koloniści wzięli za ratownika.
- Ze względu na dobro postępowania nie informujemy o treści wyjaśnień - ucina Stochmiałek-Krzywoń.
Wśród przesłuchanych nie ma na razie prezesa zarządu spółki odpowiedzialnej za basen.
Przesłuchania pod opieką psychologa
Do tragedii doszło we wtorek w ośrodku sportowym w Wiśle. Na basenie wypoczywali nastolatkowie, którzy do Wisły przyjechali ze Zgierza (woj. łódzkie). Wypoczynek zorganizował im urząd gminy w Zgierzu, gdzie obecnie trwają ferie zimowe. W momencie wypadku na basenie było 19 kolonistów w wieku od 9 do 16 lat.
- Na basen wybrała się grupa chętnych dzieci. Pozostałe spacerowały w tym czasie po Wiśle - wyjaśnia kierownik wycieczki.
Dodaje, że na basenie dziećmi opiekowali się "doświadczeni wychowawcy".
W środę o tym, co wydarzyło się na basenie, opowiadało policjantom kilku kolonistów. Przesłuchania dzieci odbywały się w obecności psychologa. Opiekę psychologiczną zapewniono również rodzicom Rafała i Dominika. Po godz. 16 czynności wstrzymano. Jak się dowiedzieliśmy, dzieci, które nie zostały jeszcze przesłuchane będą świadkami po powrocie do domu. Czynności w tej sprawie mają odbywać się w prokuraturze w Zgierzu.
Dominik jest w śpiączce
Chłopiec, który przeżył dramat, znajduje się obecnie na oddziale intensywnej terapii.
- Pacjent trafił do nas po godz. 16. Był w bardzo ciężkim stanie. Nie oddychał, miał zaniki tętna - informuje dr Ryszard Odrzywołek, dyrektor szpitala. 12-latek jest w śpiączce farmakologicznej.
- Jego stan jest stabilny. Więcej będzie można powiedzieć dopiero po próbie wybudzenia. Na razie nie wiadomo, kiedy ona nastąpi - mówi dr Odrzywołek.
Autor: pk,bż/tr/i / Źródło: TVN24 Łódź, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź