Warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie rzekomego przerwania ciąży przez Katarzynę Bratkowską. Feministka w grudniu zapowiedziała, że zamierza to zrobić w wigilię Bożego Narodzenia.
Powodem odmowy wszczęcia śledztwa z zawiadomienia 11 osób prywatnych był brak znamion czynu zabronionego - poinformował we wtorek prok. Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Dodał, że 23 stycznia takie prawomocne postanowienie wydała Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów. Formalnie decyzja zapadła w sprawie "przerwania ciąży za zgodą Katarzyny B. w bliżej nieokreślonym miejscu 24 grudnia ub.r.".
Nie złamała prawa?
Nowak wyjaśnił, że osoby zawiadamiające o przestępstwie przerwania ciąży niezgodnie z ustawą powoływały się na grudniowy wywiad w telewizji, podczas którego kobieta zapowiadała, że "usunie ciążę w wigilię". Z wywiadu wynikało, że zamierza ona samodzielnie przerwać ciążę.
- Prawo nie penalizuje zachowań polegających na przerwaniu ciąży przez samą kobietę - dodał prokurator.
Według Nowaka z wywiadu nie wynika też podejrzenie, by ktokolwiek miał jej w tym pomagać, namawiać ją do tego lub brać w tym udział. Przypomniał, że tylko takie zachowania osób trzecich podlegają dziś odpowiedzialności karnej przy przerwaniu ciąży niezgodnie z ustawą.
Nowak podkreślił, że z tych względów nie ma znaczenia prawnego to, czy kobieta sama usunęła ciążę. To, czy w ogóle była w ciąży, nie podlegało badaniu przez prokuraturę.
Skandal po wypowiedzi Bratkowskiej
Jak pisała "Gazeta Wyborcza", gdy po wypowiedzi Bratkowskiej wybuchł skandal, ona sama wyjaśniała, że jej ciąża ma wymiar wyłącznie "polityczny". Potem mówiła też, że to m.in. protest wobec planów zaostrzenia prawa karnego co do aborcji.
Art. 152 kodeksu karnego stanowi: "Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Tej samej karze podlega, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania".
Autor: js/kka / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24