Widok był przerażający. Powybijane szyby, zniszczony dach, wyrwane siedzenia i porozrzucane odłamki szkła - to efekt eksperymentu, jaki przeprowadzono na policyjnym poligonie we Wrocławiu. Śledczy sprawdzali co stałoby się, gdyby bomba skonstruowana przez Pawła R., 22-letniego studenta chemii z Wrocławia, nie była wadliwa i wybuchła w autobusie linii 145. Na pewno pasażerowie byliby w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Śledczy zaprezentowali, jak wygląda autobus w którym przeprowadzono bezprecedensowy eksperyment. Na policyjny poligon sprowadzili autobus, dokładnie taki sam w jakim w maju ładunek wybuchowy pozostawił 22-letni student, i przeprowadzili dwa kontrolowane wybuchy.
Odłamki w odległości kilkudziesięciu metrów
Do pierwszej eksplozji biegły przygotował dokładnie taki sam ładunek, jaki stworzył i wniósł do autobusu linii 145 Paweł R. Ta bomba miała jednak błąd konstrukcyjny, bo taki też popełnił mężczyzna. Do drugiej z eksplozji użyto ładunku, który tym błędem nie był już obarczony.
- Biegły zbudował urządzenie na podstawie instrukcji, którą posługiwał się podejrzany. Wyeliminował błąd - informował Robert Tomankiewicz z dolnośląskiego wydziału Prokuratury Krajowej. Po co przeprowadzono drugą próbę? By sprawdzić jaka byłaby siła rażenia urządzania, jakie podejrzany chciał zbudować.
Efekt? Wokół autobusu widać jaka była siła rażenia. - Widać powybijane szyby i porozrzucane, w odległości kilkudziesięciu metrów, odłamki szkła. Gdyby bomba była skonstruowana prawidłowo, a kierowca nie wyniósłby ładunku z autobusu ranni mogliby zostać nie tylko pasażerowie, ale też ludzie przechodzący ulicą i ci czekający na przystanku - relacjonowała Olga Bierut, reporterka TVN24.
Bomba w żółtej reklamówce
19 maja niedaleko Dworca Głównego we Wrocławiu, doszło do eksplozji. Obok dworca kolejowego wybuchła domowej roboty bomba. Znajdowała się w żółtej reklamówce, którą z autobusu linii 145 wyniósł, zaalarmowany przez pasażerkę, kierowca pojazdu. Śruby, które umieszczono w ładunku raniły, stojącą na przystanku, 82-letnią kobietę.
Za terroryzm grozi mu dożywocie
Eksperci twierdzili, że gdyby konstruktor ładunku, nie popełnił błędu to z autobusu zostałyby same koła. Po pięciu dniach poszukiwań zatrzymano mężczyznę podejrzanego o pozostawienie w autobusie bomby. Okazało się, że to 22-letni student Politechniki Wrocławskiej. Został zatrzymany w domu rodzinnym w Szprotawie (woj. lubuskie).
Najpierw usłyszał zarzuty o charakterze terrorystycznym, później kolejny o usiłowanie wymuszenia rozbójniczego. Śledczy uważają, że to właśnie Paweł R., przed pozostawieniem ładunku w autobusie, żądał kruszcu w zamian za rozbrojenie bomb. Mężczyźnie grozi dożywocie. W sierpniu sąd zdecydował o przedłużeniu tymczasowego aresztu dla mężczyzny. Zakończyła się też 2-miesięczna obserwacja psychiatryczna mężczyzny. Śledczy czekają na opinię biegłych. Ta ma być znana do końca października.
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław