- Dla mnie czas zatrzymał się 4 marca - mówi matka 6-miesięcznej Zosi. Dziewczynka zmarła blisko rok temu w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka. Według prokuratury, przyczyną śmierci był błąd pielęgniarki. Kobieta usłyszała w tej sprawie zarzuty. Mimo to nadal pracuje w szpitalu, który broni swojej pracownicy. Materiał programu "Blisko ludzi".
Dziewczynka trafiła na oddział neurologii Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach w styczniu zeszłego roku. Miała powikłania po ospie, które nie powinny zagrażać życiu. W placówce miała przejść jedynie badania diagnostyczne.
- Ja do tego szpitala przyszłam z nią, a później już wróciłam sama - dodaje pani Wioletta, matka Zosi.
W szpitalu dziewczynka zaraziła się wirusem RSV, który wywołał zapalenie płuc. Zakażenie wymagało założenia wenflonu i sondy, którymi podawano dziecku leki. Obie rurki znajdowały się po tej samej stronie - zdaniem rodziców i prokuratury feralnego dnia pielęgniarka pomyliła wejścia i zamiast podać lek doustnie, podała go drogą dożylną.
- Zosia zsiniała, wygięła się do tyłu i przestała oddychać - wspomina ojciec, pan Michał. - Nagle, po godzinie, dziecka już nie ma - dodaje pani Wioletta.
- Uczymy się z tym żyć. Tak naprawdę tego nie wymaże się z serca nigdy - mówi ojciec Zosi.
"To nie było zupełnie zdrowe dziecko"
Prokuratura postawiła już pielęgniarce zarzut nieumyślnego narażenia dziecka na utratę zdrowia lub życia. Ta odmówiła komentarza do sprawy, odsyłając reporterkę "Blisko ludzi" do swojego adwokata. Sam szpital broni swojej pracownicy.
- Dziecko miało kilkanaście napadów padaczkowych dziennie, także to nie było zupełnie zdrowe dziecko - mówi Beata Wojciechowska-Musik, rzecznik prasowy placówki. Dodała, że przyczyny śmierci dziewczynki musi wyjaśnić prokuratura.
Rzecznik była też pytana o to, jak to możliwe, że pielęgniarka nadal pracuje w szpitalu, mimo zarzutów.
- Nie zostały jej postawione na tę chwilę żadne zarzuty - przekonywała Wojciechowska-Musik. Kiedy reporterka "Blisko ludzi" wyprowadziła ją z błędu, odpowiedziała: - Nasz pracownik zaprzecza, że doszło do pomyłki w sposobie w drodze podania leku.
"Dbamy o bezpieczeństwo"
Zdaniem rodziców, do zakażenia Zosi wirusem RSV doprowadził panujący na oddziale brud i nieprzestrzeganie zasad higieny. - Nie używano rękawiczek przy badaniu dzieci. Nie zauważyłem, żeby ktoś dezynfekował ręce - wspomina ojciec Zosi. Potwierdzają to także rodzice innych dzieci.
- Dbamy o bezpieczeństwo i higienę naszych pacjentów - zapewnia w odpowiedzi rzecznik placówki. Rodzice do listy problemów związanych z placówką dodają też, że na wizytę lekarza specjalisty, pulmonologa, czekali trzy dni. Do tego czasu musieli wyręczać pielęgniarki w podawaniu dziecku tlenu.
Po emisji materiału w studiu odbyła się dyskusja, w której wzięli udział rodzice Zosi.
Szpital reprezentowała dr Mirosława Malara (kierownik Działu Epidemiologi i Higieny Szpitalnej GCZD), oraz Małgorzata Herian (radca prawny GCZD), a oskarżoną pielęgniarkę - jej pełnomocnik, mec. Wojciech Bróg.
Gośćmi programu byli także zastępca rzecznika praw pacjenta, Grzegorz Błażewicz, dr Adam Sandauer ze stowarzyszenia pacjentów "Primum non nocere" oraz mec. Karolina Kolary z kancelarii Budzowska, Fiutowski i Partnerzy.
Zobacz całe wydanie programu "Blisko ludzi":
Autor: ts//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24