Jedna symulacja powiedziała więcej o polskich kierowcach, niż mogłoby się zdawać. Leżących na poboczu motocyklistów minęło 15 samochodów i rowerzysta, który spokojnym tempem przejechał obok osób, które wydawały się ciężko ranne. Polacy nie zdają sobie sprawy z tego, że sami mogą być ofiarami wypadków i nie chcą pomagać rannym.
Codziennie dziesiątki wypadków, ale kierowców zdających sobie sprawę z tego, że to oni mogą w nich uczestniczyć prawie w ogóle. Taki wniosek wypływa z akcji, jaką przeprowadziło stowarzyszenie "Szacunek+Zrozumienie+Rozwaga=Bezpieczeństwo".
Inni pomogą...
Dwóch motocyklistów leżących na poboczu mijali kolejni kierowcy i żaden z nich się nie zatrzymywał. Osoby, które zdecydowały się pomagać i udzieliły im pomocy, mówią że to to ogromny stres. - Dziwnie się czuję, bo to było zrobione bardzo realistycznie; ta krew, robiło to wrażenie - opowiada jeden z tych, którzy zatrzymali się, by interweniować.
Niestety takich jak on jest niewielu, a ci, którzy już zadzownią nie potrafią często precyzyjnie określić rodzaju odniesionych obrażeń i tego w jakim stanie znajdują się poszkodowani. - Jedna osoba miała apteczkę - stwierdził z kolei po kilku godzinach akcji Rafał Bryła, jej uczestnik.
Statystyki przerażają. Na czynną pomoc po wypadku decyduje się jedna na 50 osób, które są ich świadkami. Psychologowie twierdzą, że w pewnej mierze decyduje o tym "wygodnictwo". - Myślą: jest niedziela rano, będę musiał jechać na policję, zeznawać. Za mną jadą inni, niech oni pomogą - tłumaczy Lucyna Kirwil, psycholog.
Na polskich drogach codziennie dochodzi do kilkudziesięciu, a czasem kilkuset wypadków. O tym, czy ktoś wypadek przeżyje często decydują tylko minuty.
Autor: adso/fac / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN