Warszawska prokuratura zakończyła 23-letnie śledztwo ws. afery spółki Art-B, należącej do Bogusława B. i Andrzeja G. Oskarżony został drugi ze wspólników, Bogusław B. został skazany już wcześniej. Prokuratura chciała, aby sprawę poprowadził sąd w stolicy, ale tamtejsi sędziowie byli zbyt zajęci bieżącymi sprawami. Ostatecznie akta trafiły do sądu w Kaliszu (woj. wielkopolskie).
310 tomów, liczących łącznie 62 tysiące stron, zostało przekazanych do Sądu Okręgowego w Kaliszu. Taką decyzję podjął Sąd Apelacyjny, odrzucając wniosek warszawskiej prokuratury, aby to sąd w Warszawie zajął się sprawą Art-B. Uzasadnił to brakiem efektywności, który może wynikać z natłoku bieżących spraw. Dokładne zapoznanie się z treścią akt może zająć kaliskiemu sędziemu nawet kilka miesięcy.
- Andrzej G. ma postawiony zarzut zaboru mienia o znacznej wartości, za co grozi od roku do 10 lat więzienia. Akta liczą 310 tomów, każdy tom zawiera 200 kart. Sędzia, któremu została przyznana sprawa, jest aktualnie na etapie wstępnej kontroli aktu oskarżenia - przyznaje w rozmowie z TVN24 Ewa Głowacka-Andler, rzecznik Sądu Okręgowego w Kaliszu.
Sąd w tej sprawie musi działać bardzo sprawnie, gdyż do przedawnienia się pozostały niespełna dwa lata.
Najgłośniejsza afera początków III RP
Sprawa Art-B, w której skazany został już Bogusław B., była najgłośniejszą aferą początków III RP. B. ze wspólnikiem Andrzejem G. mieli, omijając prawo przy pomocy tzw. oscylatora, zarobić 4,2 bln ówczesnych zł (420 mln dzisiejszych zł). Latem 1991 r. B. i Andrzej G. ostrzeżeni o zbliżającej się akcji UOP uciekli z Polski i osiedli w Izraelu, którego obywatelstwa uzyskali. B. został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r. na dziewięć lat więzienia.
Do niedawna prowadzone zaś było śledztwo dotyczące Andrzeja G. Jak informowały media, w kwietniu warszawska prokuratura umorzyła - z powodu przedawnienia - wątek tego śledztwa dotyczący oscylatora. Śledztwo ostatecznie zakończono w końcu czerwca, gdy do warszawskiego sądu trafił akt oskarżenia wobec G. dotyczący zarzutu przywłaszczenia w latach 1990-91 mienia spółki Art-B. Zarzut mówi o blisko 71,8 mln zł - w przeliczeniu na obecne złotówki. Sprawa czeka na wyznaczenie pierwszego terminu rozprawy.
- Rzekome narażenie mojej własnej firmy na straty to nie przestępstwo. Wreszcie będę mógł przedstawić swój punkt widzenia. Nie naraziłem nikogo na straty. Likwidator odzyskał pieniądze z nawiązką - mówił Andrzej G. i na początku października w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Mieszkający w Izraelu G. zapowiedział, że będzie przyjeżdżał na swój proces.
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Poznań/PAP
Źródło zdjęcia głównego: faktykaliskie.pl