Kilkaset osób przeszło ulicami gdańskiego Wrzeszcza w marszu milczenia. W ten sposób chcieli wyrazić swój sprzeciw wobec brutalnego zachowania policji podczas zatrzymania 29-letniego Pawła. Mężczyzna zmarł w szpitalu krótko po tym, jak został zatrzymany przez policję za próbę włamania.
Protest zorganizowali znajomi i przyjaciele Pawła. Jednak oprócz nich ulicami Gdańska przeszli też zwykli mieszkańcy. Ruszyli z Placu Wybickiego punktualnie o godz. 15.00. Stamtąd uczestnicy przeszli pod komisariat przy ul. Białej we Wrzeszczu.
- Domagamy się natychmiastowego zawieszenia funkcjonariuszy, którzy zatrzymali Pawła. Chcemy też, aby udostępniono zapis monitorigu z komendy policji oraz rzetelnego informowania społeczeństwa o prowadzonym postępowaniu w tej sprawie – mówi Tomasz Nowicki, organizator manifestacji.
Wsparcie dla rodziny
Uczestnicy protestu podkreślają, że poprzez marsz chcą wyrazić także swoją pamięć o Pawle. - Chcemy w ten sposób okazać wsparcie dla rodziny Pawła i pokazać, że brutalność funkcjonariuszy policji jest problemem. Chłopak został potraktowany w sposób niedopuszczalny i karygodny. Policja i prokuratura nie mogą być dłużej bezkarne – mówi Patrycja Białek, jedna z organizatorek protestu. Paweł Tomasik został zatrzymany przez policję 4 sierpnia, kiedy w biały dzień próbował włamać się do mieszkania przy ul. Wallenroda w Gdańsku Wrzeszczu. Na miejsce przyjechał patrol. Mężczyzna szybko został zatrzymany. Dzień później zmarł w szpitalu.
Postępowanie trwa
W środę, 14 sierpnia decyzją prokuratora okręgowego sprawa śmierci włamywacza została przekazana do prokuratury rejonowej w Kartuzach. Jak tłumaczy Grażyna Wawryniuk, rzecznik prokuratury okręgowej, jest to rutynowa procedura. - Gdy zarzuty dotyczą funkcjonariuszy policji, sprawy są przekazywane do jednostek działających na innym terytorium – wyjaśnia prokurator. Wcześniej sprawę prowadziła prokuratura rejonowa w Gdańsku Wrzeszczu. Według śledczych, Tomasik podczas interwencji był agresywny oraz stawiał opór. - Użyto wobec niego ręcznego miotacza gazu. Wówczas położył się na ziemi i założono mu kajdanki. Podczas umieszczania w radiowozie mężczyzna kopnął w brzuch jednego z funkcjonariuszy. Groził mu również zabójstwem. Ponownie został położony na brzuchu na ziemi i obezwładniony – mówi Wawryniuk.
"Był agresywny i pobudzony"
Zgodnie z ustaleniami prokuratorów, podczas przewożenia do komisariatu 29- latek nadal był agresywny. Z radiowozu do komisariatu przeprowadzić mężczyznę musiało czterech funkcjonariuszy. - Z uwagi na coraz silniejsze pobudzenie zatrzymanego, wezwano pogotowie ratunkowe. W trakcie oczekiwania na przyjazd karetki, mężczyzna nagle stracił przytomność. Policjanci podjęli akcję reanimacyjną, która była prowadzona do czasu przyjazdu lekarza – zapewnia prokurator.
"Był skatowany"
Kilka godzin po zatrzymaniu, ojciec 29-latka, jak relacjonuje, otrzymał informację, że jego syn, w stanie po zapaści, znajduje się w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym. - Szok, skatowany człowiek, nos wybity, otwarte złamanie. Był cały zmasakrowany. Lekarz powiedział mi, że przeżył śmierć kliniczną, że nie daje mu wielkich szans na przeżycie. Podobno reanimowano go na komisariacie – mówił wcześniej Władysław Tomasik, ojciec chłopaka. 29-latek zmarł w szpitalu w poniedziałek, 5 sierpnia około godziny 12.30.
"Przyczyną śmierci nie było pobicie"
Według wstępnej opinii sądowo-lekarskiej po przeprowadzonej sekcji zwłok bezpośrednią przyczyną śmierci Pawła T. była ostra niewydolność krążenia i oddychania. Przy czym na tym etapie biegli nie ustalili przyczyny śmierci. - Natomiast jako przyczynę zgonu wykluczyli uraz mechaniczny, termiczny, porażenie prądem oraz zatrucie substancjami powodującymi charakterystyczne zmiany morfologiczne makroskopowe, możliwe do stwierdzenia w czasie sekcji zwłok – wylicza Wawryniuk. – To czy policjanci przekroczyli uprawnienia będzie jeszcze wyjaśniane, ale wiemy, że tak czy inaczej przyczyną śmierci nie był uraz mechaniczny – dodaje.
Policjanci wciąż na służbie
Policjanci, którzy podejmowali interwencję pracują normalnie. Nie zostali odsunięci od obowiązków ani zawieszeni. - Nie ma podstaw, żeby podejmować takie decyzje. Czekamy na decyzję prokuratora prowadzącego postępowanie. Jego ostateczne ustalenia są dla nas bardzo istotne i wiążące. Wtedy komendant będzie podejmował dalsze decyzje – mówi Lucyna Rekowska, rzecznik gdańskiej policji.
Autor: mcz//ec / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24