W internecie zawrzało, a władze miasta nie mówią nie. To reakcje na pomysł krakowskiego radnego, który chce, by przy zapisywaniu dziecka do przedszkola rodzic miał obowiązek okazania zaświadczenia, że dziecko jest szczepione. A tych, którym mogłoby się to nie spodobać "wysyła" do przedszkoli niepublicznych. - To jawna dyskryminacja - odpowiadają niektórzy rodzice. Czy zamysł ma szansę na realizację?
Szczepienie dzieci przeciwko chorobom zakaźnym to obowiązek ustawowy. Krakowski radny Łukasz Wantuch chciałby, żeby rodzicom oraz dyrektorom przedszkoli i żłobków przypomniał o tym prezydent miasta. W tej sprawie samorządowiec złożył projekt uchwały, którą radni zajmą się 23 marca. Jeśli zostanie zaakceptowana, dyrektorzy publicznych placówek zaczną wymagać od rodziców uczęszczających tam dzieci zaświadczeń, że pociechy były szczepione.
§ 2. Obowiązkiem szczepień ochronnych są objęte następujące choroby zakaźne: 1) błonica; 2) gruźlica; 3) inwazyjne zakażenie Haemophilus influenzae typu b; 4) inwazyjne zakażenia Streptococcus pneumoniae; 5) krztusiec; 6) nagminne zakażenie przyusznic (świnka); 7) odra; 8) ospa wietrzna; 9) ostre nagminne porażenie dziecięce (poliomyelitis);”; 10) różyczka; 11) tężec; 12) wirusowe zapalenie wątroby typu B; 13) wścieklizna ROZPORZĄDZENIE MINISTRA ZDROWIA z dnia 18 sierpnia 2011 r.
- To prezydent i rada miasta sprawują władzę nad samorządowymi przedszkolami i żłobkami - zauważa radny. - Chciałbym, żeby prezydent wystosował zarządzenie, na mocy którego dyrekcje przedszkoli i żłobków zaczną wymagać tych zaświadczeń - podkreśla.
Zdaniem radnego wprowadzenie takiego kryterium jest możliwe na podstawie istniejącego rozporządzenia ministra zdrowia z dnia 18 sierpnia 2011, dotyczącego m.in. obowiązkowych szczepień.
- Może być interpretowane różnie, również jako podstawa, by wymagać od rodziców, by posyłali do publicznych placówek zaszczepione dzieci - ocenia Wantuch.
Nieszczepione do prywatnych przedszkoli?
Rekrutacja do krakowskich przedszkoli rozpoczyna się jednak już w poniedziałek, 9 marca. Jak wskazują urzędnicy, na zmianę kryteriów jest już za późno. Potwierdza to Ewa Dudziak-Przybytek, dyrektor przedszkola samorządowego nr 62. - Kryteria przyjęcia do przedszkola na nadchodzący rok zostały już ustalone i nie można ich nagle zmienić - mówi. - Jeżeli ktoś uważa to za dobry pomysł, to jest kwestia do rozpatrzenia na przyszły rok. Inna sprawa, że nie wiadomo, czy placówka oświatowa może w ogóle takich zaświadczeń wymagać - dodaje.
To nie przekonuje Wantucha. - Warunki rekrutacji nie ulegną zmianie, po prostu rodzice dziecka przyjętego do przedszkola byliby zobowiązani do przedstawienia zaświadczenia przed rozpoczęciem przez nie nauki - podkreśla i dodaje, że nie zmieniłaby się sytuacja dzieci, które już są w przedszkolach, ale nie są zaszczepione. - Takie dzieci mogą zostać zaszczepione przed rozpoczęciem roku szkolnego. Rodzice mogą też przenieść je do placówki niepublicznej - wyjaśnia.
Chce chronić dzieci
Radny zaznacza, że celem jego pomysłu jest ochrona wszystkich dzieci. - Szczepionka nie daje stuprocentowej gwarancji, że dziecko nie zachoruje. Potrzebne jest też przebywanie z innymi dziećmi, które nie zarażą go groźną chorobą. W Polsce trend "antyszczepionkowy" nie jest jeszcze zbyt popularny. U nas jest to zaledwie 1 proc. dzieci, które nie są zaszczepione, chociaż powinny, jednak w ciągu ostatnich kilku lat liczba dzieci niezaszczepionych wzrosła czterokrotnie. Trzeba położyć kres głupocie, zanim przyjmie niebezpieczne rozmiary - stwierdza samorządowiec.
Wskazuje też inną zaletę wymagania zaświadczeń. - Niektórzy rodzice po prostu zapominają, że dziecko trzeba zaszczepić. Dzięki temu już im to nie umknie - stwierdza.
Prezydent pomysłu nie odrzuca
Argumenty Wantucha zdają się przemawiać do prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego.
- Prezydent uważa, że dzieci powinny być szczepione, i jest to kwestia do rozważenia. Konieczne są jednak konsultacje z lekarzami i prawnikami, bo nie powinno to zmniejszać szans dziecka na dostanie się do żłobka czy przedszkola - mówi Monika Chylaszek, rzecznik prezydenta miasta.
"To jawna dyskryminacja"
Inne podejście ma jednak część rodziców. Wpis Wantucha, w którym zachęca do dyskusji na temat szczepień na jednym z portali społecznościowych, wywołał burzę.
Oburzona jest pani Wioleta. Choć jej dziecko ma dopiero 15 miesięcy, to kobieta zaznacza, że już miało przykre doświadczenia ze szczepionkami.
- Po jednym ze szczepień nie mogłam dziecka wybudzić. Musiałam nim potrząsać i błagać, by się obudziło. Gdy wreszcie się obudziło, było jak kukiełka. Jestem przeciwna takiej inicjatywie, bo to jawna dyskryminacja i tyle - mówi w rozmowie z portalem TVN24.pl.
Pani Ewelina za to zaznacza, że nie wszystkie dzieci mogą być szczepione.
- Moja córka bardzo często jest przeziębiona, więc nie mam jak jej szczepić - podkreśla. Jak twierdzi, dziecko jej znajomej po szczepieniu zaczęło cierpieć na autyzm i cofnęło się w rozwoju.
Zdaniem Wantucha gdy powodem tego, że nie można zaszczepić dziecka, jest przeziębienie wystarczy odczekać, aż wyzdrowieje. Zaznacza też, że w skali kraju bardzo niewiele jest dzieci, które nie mogą być szczepione z powodu reakcji alergicznej na składniki szczepionki. - Nie widzę przeszkód, by takie dzieci chodziły do publicznych przedszkoli, jeśli rodzice dostarczą wiarygodne zaświadczenie od lekarza - podkreśla.
- Drażni mnie to, że tyle się mówi o szczepieniach, że niby dobre, i że to my, rodzice nieszczepiący, jesteśmy źli, i że niby przez nas jest epidemia. A czy sprawdzał ktoś, ile w tamtym roku lub kilka lat temu było zachorowań na odrę? - pyta pani Ewelina. - To nie my zarażamy, tylko właśnie ci, co szczepią, bo to oni noszą w sobie wirusa. Nie mówi się jakoś o tym, ile jest przypadków chorób poszczepiennych - podkreśla.
O złych doświadczeniach ze szczepieniami mówi w rozmowie z portalem TVN24.pl inna mama. - Nie rozumiem, dlaczego dzieci mają mieć ograniczany dostęp do edukacji, co jest zresztą niezgodne z konstytucją, przez idiotyczne pomysły ludzi, którzy chcą zaistnieć - zaznacza.
Są też tacy, który pomysł Wantucha przyjmują z entuzjazmem. - Irytuje mnie, jako rodzica, że niektóre dzieci w przedszkolu lub szkole nie są szczepione i mogą roznosić choroby - zauważa pan Mikołaj. - W teorii moje dziecko, jako zaszczepione, powinno być odporne na niezaszczepionego kolegę czy koleżankę. Problem w tym, że jednak czasami szczepionka nie do końca zadziała. Czyli nieszczepienie to proszenie się o kłopoty - podkreśla.
Podobnego zdania jest pan Maciej. - W niektórych krajach już tak jest i jest to słuszne, bo niezaszczepione dziecko przecież zaraża inne dzieci - komentuje kwestię obowiązkowego zaświadczenia.
Brak podstaw prawnych?
Wątpliwości co do zasadności wprowadzenia takiego kryterium ma Artur Pasek, dyrektor nadzoru w kuratorium oświaty: - Prawnie by się to nie obroniło. Warunki rekrutacji są ustalone na poziomie ustawodawczym. Rada gminy też ma swoje kryteria, ale raczej nie ma podstaw prawnych, by obowiązek dostarczania zaświadczeń o szczepieniach był stosowany.
Zdaniem radnego podstawą prawną do wymagania zaświadczeń o szczepieniach może być rozporządzenie ministra zdrowia dotyczące m.in obowiązkowych szczepień. - Prezydent miasta, jako zwierzchnik dyrektorów publicznych przedszkoli i żłobków może ich do wprowadzenia takiego warunku zobowiązać. Wystarczy zarządzenie lub jakakolwiek inna forma prawna. Takie pismo będzie dla dyrektorów zobowiązujące - ocenia samorządowiec.
Rośnie liczba zachorowań
Państwowy Zakład Higieny informuje, że od 2010 r. liczba zachorowań na odrę w Europie zaczęła wyraźnie rosnąć. W 2012 r. było to ponad 27 tys., a w 2013 r. - ponad 31,5 tys. Od 2005 r. do 2013 r. w Europie stwierdzono 24 zgony w przebiegu odry.
W przypadku, gdy ktoś uporczywie uchyla się od zaszczepienia dziecka, możliwe jest nałożenie grzywny w wysokości do 1500 zł wynika to z ustawy o chorobach zakaźnych i kodeksu wykroczeń.
Także w Polsce z roku na rok rośnie liczba zgłaszanych przypadków zachorowań na odrę. Z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - PZH wynika, że w 2014 r. było ich 110 - to o 25 przypadków więcej niż rok wcześniej i o 40 więcej niż w roku 2012. Jak podkreśla PZH, zachorowań na odrę jest coraz więcej, bo przybywa rodziców, którzy rezygnują ze szczepienia swoich dzieci.
PZH podkreśla, że krążenie wirusa odry w populacji można powstrzymać przy odpowiednio wysokim odsetku osób zaszczepionych (co najmniej 95 proc. w każdym roczniku). Jest to możliwe dzięki temu, że brak osób nieuodpornionych w otoczeniu osoby chorej uniemożliwia rozprzestrzenienie się wirusa.
"Niech przejdą się na cmentarze pełne grobów małych dzieci"
- Tym osobom, które przekonują, że kiedyś nie było szczepień, proponuję żeby wybrały się na cmentarze pełne grobów małych dzieci, które zmarły z powodu odry w latach 50., 60., 70. (ubiegłego wieku - red.). Pamiętajmy, że odra wywołuje zgon raz na 1000 przypadków. Jeżeli było w Polsce 200, nawet 250 tys. zachorowań, to umierało 200 do 300 dzieci z powodu odry - podkreśla dr Paweł Grzesiowski, specjalista w dziedzinie szczepień.
Prof. Magdalena Marczyńska z Kliniki Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego WUMW wyjaśnia, że odra dla małego dziecka poniżej roku życia może skończyć się późnymi powikłaniami, o których w ogóle się nie mówi. - To podostre zapalenie rdzenia prowadzące ostatecznie do porażeń i śmierci. Objawy pojawiają się najczęściej w wieku kilkunastu lat - dodała prof. Marczyńska.
- Natomiast w trakcie odry jedna na tysiąc chorych osób może mieć zapalenie mózgu. Wtedy ryzyko śmierci to 40 proc. Nie mamy wtedy żadnego leczenia - podkreśliła.
Zdaniem prof. Marczyńskiej przyczyną nieszczepienia dzieci "może być spadek autorytetu lekarzy": - Przestają być odbierani jako główne źródło informacji o zdrowiu.
Autor: wini, mmw, kwoj / Źródło: TVN24 Kraków