2-letni Adaś, który pod koniec listopada trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie w stanie skrajnego wyziębienia, w czwartek opuścił placówkę. - Marzyliśmy żeby dziecko opuszczało szpital, w stanie w jakim wychodzi. Biega, podskakuje, jest nawet niesforny - mówią o efektach swojej pracy lekarze. Chłopiec, którego losy śledziły miliardy ludzi na całym świecie, bawi się już zabawkami, a jego rodzice nie kryją wzruszenia.
2-letni Adaś opuści dziś szpital i wróci do swojego rodzinnego domu. - W końcu wróci. Jesteśmy bardzo szczęśliwy i wdzięczni - mówi pani Paulina, mama chłopca.
W krakowskim Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym, zorganizowano konferencję poświęconą temu niezwykłemu przypadkowi. - Marzyliśmy żeby dziecko opuszczało szpital, w stanie w jakim wychodzi - mówi prof. Janusz Skalski, który zajmował się leczeniem chłopca. - Jest w doskonałym kontakcie ze światem. Biega, podskakuje jest nawet niesforny - dodaje. Jak relacjonuje lekarz, bawi się z dziećmi, bawi się zabawkami i laptopem.
Profesor podkreśla, że przypadek Adasia świadczy o tym, że Polska przygotowana jest do tego, by ratować dzieci w takim stanie w jakim był chłopiec, kiedy trafił do szpitala. - Za wschodnią granicą, by się to nie udało - zaznacza. Skalski zwrócił też uwagę, że system ratownictwa osób w stanie hipotermii, stworzony przez dr Darochę jest modelowym przykładem leczenia. - Powinien być przyjęty we wszystkich ośrodkach w Polsce - przekonuje.
Na konferencji obecni byli też neurolodzy i anestezjolodzy, którzy brali udział w leczeniu chłopca. Spośród 74 dni, które 2-latek spędził w placówce, 51 zostało poświęconych jego rehabilitacji. - Nowoczesna, intensywna terapia dzieci, to współpraca wielu ludzi - zauważa jeden z nich. Neurolog Anna Świerczyńska, szczegółowo opowiedziała o przebiegu rehabilitacji Adasia. - Od samego początku naczelną ideą było to, aby Adasia spionizować - informuje. Mimo początkowych problemów z utrzymaniem przez chłopca pionu, teraz chodzi już samodzielnie. - Wymaga jednak dalszej rehabilitacji - zaznacza Świerczyńska.
Dyrektor szpitala prof. Maciej Kowalczyk zaznaczył, że przypadek Adasia był znany i komentowany na całym świecie. Nie tylko w środowisku lekarskim. - Jego losy śledziło kilka miliardów ludzi na całym świecie - zauważył.
Będzie tęsknił za kolegą
Rodzice czekali na synka 74 dni. - To jest dzień, na który czekaliśmy tak długo. Dzień, w którym możemy wreszcie opuścić szpital i iść do domu, nacieszyć się dzieckiem - mówi Leszkowi Kabłakowi, reporterowi TVN 24, szczęśliwa i wzruszona mama.
Pani Paulina przyznaje, że, ze względu na sytuację, musiała zostawić dotychczasową pracę i nie wie czy teraz będzie miała możliwość do niej wrócić. - Teraz chcę, żeby nasze dziecko, jak najszybciej wróciło do domu i o tym tylko myślę - powiedziała
Adaś szybko się zaaklimatyzował się w nowym środowisku i zaprzyjaźnił z terapeutkami, które prowadziły jego rehabilitację. - Potrafi się przystosować. Nie zapytał nigdy dlaczego jest w szpitalu. Na początku trochę pytał o dom, a potem już nie - mówi mama.
Za Adasiem w prokocimskim szpitalu, na pewno będzie tęsknić personel. Pani Paulina mówi, że sam 2-latek najbardziej zaprzyjaźnił się z innym chłopcem, z którym dzielił salę. - Pewnie najbardziej będzie tęsknił za nim - powiedziała reporterowi TVN 24, szczęśliwa mama.
Niezwykły przypadek
Jeszcze na początku grudnia prof. Janusz Skalski, który zajmował się leczeniem Adasia mówił, że gdyby udało się wyleczyć chłopca bez szwanku, to byłby to cud. Teraz lekarze mają prawie stuprocentową pewność, że wydarzenia z końca listopada nie pozostawią śladu na zdrowiu chłopca.
Leczenie i rehabilitacja
Adaś przebywał w szpitalu prawie 3 miesiące. Trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie w stanie skrajnego wychłodzenia, tuż po tym jak w nocy opuścił dom babci i ubrany zaledwie w pidżamkę, krążył po okolicy. Nad brzegiem rzeki kilkaset metrów od zabudowań, znalazł go zastępca komendanta komisariatu w Krzeszowicach Michał Godyń. Zaniósł go do najbliższego domu i tam prowadził reanimację do czasu przyjazdu karetki i transportu dziecka do szpitala.
Chłopiec został podpięty do urządzenia ECMO, które umożliwia pozaustrojowe utlenowanie krwi. Dzięki niemu udało się podnieść temperaturę ciała chłopca z 12,7 do 36 stopni Celsjusza. Następnie chłopiec został podłączony pod respirator.
Tuż po tym, jak chłopiec trafił do szpitala, jego stan oceniono jako bardzo ciężki. Lekarze nie wiedzieli wtedy jeszcze czy doszło do uszkodzenia układu nerwowego. Później jednak badanie tomografem komputerowym wykazało, że mózg 2-latka nie został uszkodzony. Lekarze podjęli decyzję o wybudzeniu chłopca ze śpiączki farmakologicznej, a rodzice nie kryli radości.
Mówili o cudzie
Kiedy lekarzom udało się ocalić chłopca, zagraniczne media pisały o cudzie w Polsce. Dr Tomasz Darocha z Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej, które działa w Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II przypomniał, że dotąd najbardziej wychłodzona osoba - kobieta ze Skandynawii - której udało się pomóc, miała 13,7 stopni C.
Jak mówił na początku grudnia na antenie TVN24 neurochirurg Artur Zaczyński, chłopca uratowało ogrzewanie krwi. Pomógł też jego wiek. Chłopczyk spędził w szpitalu święta Bożego Narodzenia. W przeddzień wigilii został przeniesiony z oddziału intensywnej terapii na oddział neuro-rehabilitacji.
Pod koniec stycznia informowaliśmy o postępach w rehabilitacji 2-latka. - Adaś chodzi już samodzielnie, chociaż są to raczej krótkie dystanse. Jest coraz bardziej zadowolony i samodzielny, coraz lepiej sobie radzi – mówiła wtedy dr Anna Świerczyńska zajmująca się rehabilitacją chłopca.
Również pod koniec stycznia pojawiła się informacja o tym, że prawdopodobnie już w lutym Adaś wróci do domu. Radości nie kryli jego rodzice, planowali nawet przyjęcie z okazu powrotu chłopca. Teraz te informacje się potwierdziły.
Pomógł sztab ludzi
Nad zdrowiem dwuletniego Adasia czuwał cały sztab ludzi: kardiochirurdzy, anestezjolodzy, neurochirurdzy i pielęgniarki.- To dziecko praktycznie umarło. Ono nie żyło. Przyjechało w takim stanie, że mogliśmy powiedzieć z czystym sumieniem: stwierdzamy zgon - mówił tuż po tym jak Adaś trafił do szpitala prof. Janusz Skalski.
Jego zespół jednak się nie poddał i walczył o każdy oddech chłopca.- Wtedy nie myśleliśmy o tym, czy uratujemy, czy nie. Po prostu wiedzieliśmy, że musimy zrobić wszystko - powiedziała Anna Muszyńska-Osuch, pielęgniarka, która dowiozła chłopca karetką do szpitala.
Jednak pierwszym oczkiem tego łańcucha pomocy jest funkcjonariusz policji, podkom. Michał Godyń, który znalazł wychłodzonego chłopca. Za swoją bohaterską postawę został wyróżniony tytułem Strażaka Listopada. Wcześniej odebrał odznaczenie Zasłużony Policjant. Otrzymał też gratulacje od wójta gminy i małopolskiego komendanta policji.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mmw/ps / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków